Betanki nie chcą uznać nowej przełożonej

Skomentuj (3884)
Przełożona generalna zakonu betanek w Kazimierzu Dolnym, siostra Jadwiga, nie chce podporządkować się decyzji Watykanu odwołującej ją z tej funkcji i podporządkować się nowej przełożonej. Popiera ją część zakonnic. Grożą im surowe kary kościelne, łącznie z wykluczeniem z zakonu i Kościoła.

Sprawa wywołała poruszenie wśród duchowieństwa, ale nikt nie chce rozmawiać o tym oficjalnie z dziennikarzami. Posłuszeństwo to sprawa podstawowa w Kościele. Takie zachowania są niedopuszczalne - powiedział anonimowo ksiądz z archidiecezji lubelskiej.

Mianowana przez Stolicę Apostolską nowa przełożona generalna betanek matka Barbara nie chce wypowiadać się o konflikcie. To nasza wewnętrzna sprawa. Przepraszam, ale nie będę o tym rozmawiać - powiedziała.

Matka Barbara przebywa w domu betanek w Lublinie. W klasztorze w Kazimierzu Dolnym, który jest główną siedzibą zgromadzenia, pozostała siostra Jadwiga i popierające ją zakonnice. Nie wiadomo, ile ich tam jest. One też odmówiły udzielenia jakichkolwiek informacji.

Udzielenia informacji odmówił także ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego abp. Józefa Życińskiego.

Jak się nieoficjalnie dowiedział PAP ze źródeł zbliżonych do Kościoła, konflikt wśród betanek ciągnie się od kilku miesięcy. Część sióstr skarżyła się na sposób kierowania zakonem przez matkę przełożoną Jadwigę. Skargi sprawiły, że do Kazimierza przybył delegat z watykańskiej Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Po zbadaniu sytuacji w kazimierskim klasztorze, 6 sierpnia Kongregacja wydała dekret powołujący nową matkę przełożoną. Siostra Jadwiga i popierające ją betanki z Kazimierza Dolnego do dziś odmawiają uznania nowej przełożonej.

Metropolita lubelski abp Józef Życiński powiedział w archidiecezjalnym Radiu eR, że dekret mianujący nową przełożoną betanek był reakcją na to, że w ich wspólnocie "można było dostrzec dwa różne style".

"Styl pierwszy, znamienny dla sióstr, które obecnie są w Kazimierzu, pełen emocji, uczuć, egzaltacji. Z odwołaniami ich ówczesnej przełożonej do prywatnych natchnień otrzymanych od Ducha Świętego. I drugi styl sióstr, dla których autorytetem jest Ewangelia, nauczanie papieskie, poczucie obowiązku i odpowiedzialności" - czytamy słowa abp Życińskiego na stronie internetowej Radia eR.

Według słów metropolity dawna przełożona zapowiedziała, że będzie przyjmować nowe śluby sióstr. Spotka się to z ostrą reakcją Kościoła. Jeżeli by nastąpiło przyjęcie ślubów, czy próba przyjęcia tych ślubów - to reakcja Kongregacji będzie jednoznaczna, będzie nią stwierdzenie, że osoby, które praktykują tego typu podejście nie mogą być czynnymi członkami Kościoła, którzy prowadzą normalne życie sakramentalne - zapowiedział abp Życiński.

Zgromadzenie Sióstr Rodziny Betańskiej powstało w 1930 r. Jego głównym zadaniem jest pomoc kapłanom w spełnianiu obowiązków parafialnych. Betanki m.in. prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, pracują jako zakrystianki i organistki w kościołach. Swoje domy zakonne mają w wielu miejscach w Polsce; pracują też za granicą. (aka)

www.wp.pl, PAP

Skomentuj


Dodane komentarze (3884)

  • Anonim (gość)
    Uważam, że w tym artykule jest dużo prawdy. A dla sprawdzenia dalszego funkcjonowania grupy proponuję, aby Pani L. i Pan K. pozwolili DZIEWCZYNOM pojechać na tydzień urlopu do domów rodzinnych - jeśli nie obawiają się, że nie powrócą pozwolą im skorzystać z tej formy wypoczynku, jeśli nimi manipulują DZIEWCZYNY nie otrzymają takiej zgody. I co do tego, że nie otrzymają jestem pewna. A jeśli otrzymają to tylko te, które w grupie są bliskimi współpracownicami. A o reszcie powiedzą, że nie chciały skorzystać. Mało tego dziewczyny pytane przez osoby z zewnątrz same będą twierdziły, że nie mają takiej potrzeby. Dlaczego? Bo tak zostały mocno zmanipulowane. Wmówiono im zapewne, że to dla ich dobra, dla dobra ich rodzin i dla Zbawienia całego Świata. A one mocno w to wierzą.
  • Anonim (gość)
    Betanki w natarciu
    Autor: Jacek Prusak SJ
    Zgodnie z kryteriami teologicznymi i psychologicznymi grupie byłych betanek można nadać status sekty. O tym, czy ta sekta zapoczątkuje nowy ruch religijny i doprowadzi do schizmy w Kościele, mówić jednak za wcześnie.
    [Tekst opublikowany w Tygodniku Powszechnym, nr 42/2007]
    Rozwój wydarzeń w klasztorze betanek w Kazimierzu Dolnym rozpalał wyobraźnię. Ciekawość pomieszana była z zakłopotaniem, a nawet trwogą; nikt do końca nie był pewny, jak zakończy się eksmisja zbuntowanych zakonnic. Atmosferę niesamowitości podkręcały doniesienia mediów. W końcu to niecodzienny widok, aby zamknięte w klasztorze kobiety, wczesnym rankiem, przy otwartych oknach zmagały się z diabłem. Niektórzy mieli nadzieję, że zobaczą sceny iście z Loudun: opętanie, egzorcyzmy, a przynajmniej religijną histerię.
    Kiedy tam przyjechałem, okna z powrotem były zamknięte, a modły o uwolnienie od wpływów złego ducha zakończone. Za kilka godzin rozpocząć się miała eksmisja, a one wiedziały, że są i będą obserwowane. Ciekawskich rzeczywiście nie zabrakło, nie tylko na kazimierskim deptaku, ale i przed telewizorem. W Kazimierzu była, parafrazując ulubione powiedzenie naszych polityków, cała Polska.
    Macierzyńsko-ojcowskie dłonie
    Na szczęście czarne scenariusze się nie sprawdziły. Nie mieliśmy polskiego Jonestown (w 1978 r. członkowie sekty Świątynia Ludu popełnili tam zbiorowe samobójstwo): eksmisja przebiegła bez przemocy, choć z ust niektórych byłych zakonnic leciała w kierunku "sprzymierzeńców diabła" w policyjnych mundurach siarczysta łacina, a jedna eks-betanka wykazała się znajomością sztuk walki, mierząc w krocze policjanta (nie mógł dojść do siebie przez cały dzień).
    To jednak nie był koniec niespodzianek. Była przełożona ze swoim "admirałem", dawnym franciszkaninem Romanem Komaryczką, przygotowali plan ewakuacji. Opuszczające klasztor kobiety nie wyglądały na zagubione, pogrążone w smutku i łzach ofiary, tylko na rozentuzjazmowane i rozmiłowane w Bogu zakonnice, wierne charyzmatowi "nowej Betanii". Czy można było dać lepsze świadectwo sceptykom i wrogom ich misji? Przecież nie tak mają wyglądać osoby zamknięte pod kluczem i poddane psychomanipulacji. Jeśli niektóre z nich miały lekko przymknięte oczy i trochę nieskoordynowane gesty, to dlatego, że wciąż jeszcze trwały w religijnym uniesieniu.
    Amok, bo nie była to ekstaza, miał jednak różne stopnie natężenia. Matka Jadwiga wyszkoliła swe podopieczne tak, aby wszystko wyglądało normalnie. Inne zakonnice powinny im zazdrościć, że tak bezpośrednio, wręcz namacalnie można być dotkniętym przez Boga. To nie szkodzi, jeśli jego dotyk był mediowany macierzyńsko-ojcowskimi dłońmi matki Jadwigi czy ojca Romana. W końcu oni są wybrani - a w takim przypadku stawianie im oporu równa się buntowi przeciwko Bogu...
    Gdy eksmitowane kobiety trafiły do autokarów, wiele osób odetchnęło z ulgą. Problem w tym, że grupy eks-zakonnic nie udało się "przedziurawić". Niektórzy negocjatorzy twierdzą, że nie mieli szansy na dotarcie do mniej pewnych siebie byłych betanek; że cała akcja przebiegała za szybko. Trudno to teraz jednoznacznie rozstrzygnąć. Podział grupy i rozesłanie do różnych ośrodków rekolekcyjnych miały zapewnić czas na dotarcie rodzin i przejęcie inicjatywy przez psychologów i duchownych. Zadziałała jednak indoktrynacja i poczucie spójności, żadna z kobiet nie chciała wyłamać się z grupy. Nie było czasu na wątpliwości, skutecznie zagłuszane przez "modlitwę" i przekazywane z "centrali" wskazówki. Plan przewidywał przegrupowanie: wszystkie kobiety opuściły ośrodki rekolekcyjne, zanim ktokolwiek był w stanie im pomóc, potrafiły przy tym zgubić pościg zdesperowanych rodziców. Sądzę, że zniknęły nie na długo: one mają swoją misję do spełnienia, a ta wymaga propagowania "orędzia" - nie mogą więc teraz uciec przed odpowiedzialnością za to, co rozpoczęły.
    W ich planach znajdowało się zresztą odbicie macierzystego domu. Kilka kobiet (niektórzy twierdzą, że te, które miały być wkrótce deportowane z Polski) próbowało się do niego z powrotem dostać. Trudno rozstać się z "ziemią obiecaną", gdy się jest "bombardowanym miłością". A może działały na wyczucie, będąc już poza główną grupą, która odcięła się od nich z lęku przed kłopotami z wymiarem sprawiedliwości? To tylko spekulacje. Akcja, jak wiemy, się nie powiodła, bo wokół klasztoru czuwali ochroniarze. Dużo się wydarzyło, zanim dobrze po północy wróciłem do Krakowa.
    Pod napięciem
    W socjologii religii mówi się o Kościołach, sektach i kultach, biorąc za kryterium demarkacji stopień ich oderwania (w porządku wzrastającym) od szerszego kontekstu społeczno-kulturowego. Alternatywnym, chociaż podobnym podziałem, jest rozróżnienie na grupy o "niskim" bądź "wysokim stopniu napięcia". "Wysokie" różnią się od "niskich" intensywnością wycofania się ich członków ze społeczeństwa i kultury, poczuciem prześladowania, brakiem współpracy z przedstawicielami religii instytucjonalnych, odrzucaniem własności prywatnej i podkreślaniem ubóstwa oraz naciskiem na "ewangelizowanie" i przeżycie osobistego nawrócenia.
    Zgodnie z kryteriami teologicznymi grupie byłych betanek można nadać status sekty. Jak wskazuje etymologia łacińskiego słowa sequiu (podążać czyimś śladem) lub sectare (odcinać się od czegoś) - sekta tworzy się w wyniku działania charyzmatycznego przywódcy, wokół którego zbierają się zwolennicy jego nauk, bądź na znak protestu wobec zaniechania określonych wartości przez grupę macierzystą, z której wywodzą się protestujący. Również w tym drugim przypadku nie dzieje się to bez inspiracji charyzmatycznego lidera. W obu jednak przypadkach grupa odcina się od posłuszeństwa Kościołowi i daje wyraz przekonaniu, że sama jest jego "żywym centrum" bądź ostatnim bastionem. Funkcjonowanie byłych betanek zasługuje na miano sekty również z psychologicznego punktu widzenia - bowiem w działaniu ich liderów, członków i zwolenników zaobserwować można wiele przejawów psychomanipulacji.
    Grupa ma dwoje liderów (byłą przełożoną i byłego franciszkanina) i jest zhierarchizowana pod względem odpowiedzialności poszczególnych sióstr za siebie nawzajem. Widać to było w trakcie ewakuacji do domów rekolekcyjnych, kiedy starsze i bardziej zdecydowane nie dopuszczały do kontaktów z negocjatorami, a następnie członkami rodzin tych, które sprawiały wrażenie zbyt otwartych bądź niepewnych siebie.
    Na razie za wcześnie na spekulacje, czy grupa byłych betanek zapoczątkuje nowy ruch religijny i doprowadzi do schizmy w Kościele. Wydaje się jednak, że ich potencjał jest zbyt mały. Nie będąc już zakonnicami związanymi z Kościołem ślubami, twierdzą, że dalej mają powołanie do realizowania "posłannictwa Betanii". Rekrutacja nowych członkiń nie wygląda jednak na prawdopodobną. Liderom będzie chodziło raczej o usankcjonowanie funkcjonowania grupy w nowych warunkach, zacieśniając jeszcze mocniej jej granice, w celu podtrzymania spoistości i jednomyślności. Misja rekrutacyjna będzie skierowana do zaprzyjaźnionych rodzin, aby jeszcze mocniej związać je z grupą i liczyć na ich wsparcie - także finansowe.
    Urojone objawienia
    Styl funkcjonowania i sposób, w jaki byłe betanki rozumieją własny "charyzmat", można opisać i zrozumieć w ramach modelu zdegenerowanej grupy charyzmatycznej. Ma ona trzy podstawowe cechy: po pierwsze, wysoki stopień spójności chroniony szczelnymi granicami i apodyktyczną strukturą władzy liderów. Po drugie, własną doktrynę, która jest uproszczoną wersją katolicyzmu, z "zaostrzoną" jego interpretacją (fundamentalizm), rozbudowaniem niektórych wątków nauczania Kościoła i charyzmatu betanek (selekcjonizm), podkreśleniem wybrania tej grupy do przypomnienia światu orędzia Jezusa (elekcjonizm). Po trzecie wreszcie, głęboki wpływ na psychikę i postawy członków grupy: poprzez wpływ na myśli, uczucia, zachowania i kontrolę informacji, jaka dociera do grupy i z niej wychodzi.
    "Charyzmatyczność" wiąże się nie tylko z osobami samych liderów, ale z podkreślaniem roli duchowych natchnień czy wręcz doświadczeń mistycznych w rozwiązywaniu sytuacji konfliktowych bądź podejmowaniu najbanalniejszych decyzji. Niewiele wiadomo o rzekomych objawieniach Ligockiej, jedno wszakże rzuca się w oczy - pochodzą one z głowy, która znalazła pomysł na strategię manipulowania ludźmi. Ich urojeniowa treść jest oczywista w kontekście doktryny chrześcijańskiej (warto pamiętać, że objawienie prywatne nie jest synonimem widzenia i vice versa). Ligocka, żeby uwiarygodnić ich nadprzyrodzony status, symuluje wejście w ekstazę, ale ta nie jest warunkiem koniecznym widzenia i inaczej się manifestuje, jeśli chodzi o reakcje psychofizjologiczne. Najbliższym przybliżeniem "ekstaz" Ligockiej są pewne zachowania obserwowane w grupach charyzmatycznych, ale tam, jeśli są autentyczne, podlegają one zewnętrznej interpretacji, nie są znakiem samym w sobie.
    Nie ma potrzeby wchodzić tu w rozważania na temat sposobu przekazywania tych rzekomych orędzi. Przypuszczam jednak, że będą stawały się coraz bardziej apokaliptyczne, inaczej bowiem nie przyciągną nowych członków. Nie uważam, że wszystkie te przeżycia z definicji są nieautentyczne, uległy one jednak stopniowemu zwyrodnieniu i dzisiaj bazują na nieświadomych potrzebach, narcyzmie, kontroli i manipulacji oraz nierozwiązanych konfliktach seksualnych.
    ***
    Nie drwię z tych kobiet ani ich nie ośmieszam. Jestem głęboko przekonany, że cierpią, ale na razie są znieczulone. Amok jednak przejdzie i trudno powiedzieć, jak wtedy odnajdą się w rzeczywistości. Na pewno nie będzie to łatwe. Kościół lubelski wciąż ma dla nich ofertę; walczą o nie ich własne rodziny (oczywiście nie wszystkie), przygotowana jest profesjonalna pomoc psychologiczna. Możemy im pomóc na różny sposób, zaczynając od tego, aby nie robić wokół nich sensacji. Byłe betanki są w natarciu; reakcją otoczenia nie może być odwet oparty o mechanizmy władzy i kontroli. Pozostaje współczująca miłość i przestroga, abyśmy w życiu chrześcijańskim kierowali się Ewangelią, a nie objawieniami.
    Nie mogę pozbyć się wrażenixża, że Jadwiga Ligocka próbuje konkurować ze św. Faustyną. Gdyby się jednak chciała nią inspirować, nie byłoby dzisiejszych problemów.
  • Anonim (gość)
    Ja słyszę od różnych osób, ze się pojawiają to tu to tam. A niektórzy mówią, że wiedzą gdzie mieszkają... ponoć mają nawet jakiś niezły domek... Ludzie wiedzą.... a Ci, którzy ich szukają nie wiedzą... ciekawa sprawa...
  • m (gość)
    Tak, to dziwne, że policja nie może znaleźć tych kobiet. Tym bardziej, że one wcale tak bardzo się nie ukrywają. Dwa tygodnie temu widziałam jedną z nich w Częstochowie. Chyba przyjechała odwiedzić rodziców. Kiedyś chodziłam z nią do szkoły.
    Jestem przekonana, że rodzice, którzy uznają postepowanie Ligockiej za słuszne, wspierają te kobiety. Może u nich właśnie przebywają? Po nitce do kłębka...
  • Anonim (gość)
    Kiciu Ty wierzysz w te ziemianki? Bo ja nie! Myślę, że mają sponsora - tylko jakiego i dlaczego mu zależy na utrzymaniu tych dziewczyn i tej patologicznej sytuacji??? Współczuję zrozpaczonym Rodzicom!
  • kicia (gość)
    Może faktycznie ktoś nimi manipuluje,tylko kto?Teraz jest w miarę ciepło,to mogą ukrywać się nawet w ziemiankach gdzieś w lesie,tylko po co?Najlepszym wyjściem dla nich byłoby przejęcie ich przez inny kościół chrześcijański,skoro katolicki ich odrzucił,bo trudno takim osobom znaleźć się w cywilnym świecie,bo każdej zakonnicy,zakonnikowi robi się trochę pranie mózgu,by nie chciał uciec do uciech,a czasami i rozpusty życia cywilnego.Wiele artykułów w prasie ujawnia zboczenia niektórych duchownych.Co może widzieć o przyjemnościach kobiety spowiadający ją kapłan-mężczyzna?Co może wiedzieć o przyjemnościach zakonnica,która nie obcuje z mężczyzną?Pozdrawiam.
  • Anonim (gość)
    ciekawe kiedy się rozsypią???? długo wytrzymują wtym bagnie!!! czyżby były przetrzymywane??? czy jaka nowa sekta???? a gdzie jest policja???? wzieli kase i mają w d... sprawę, i to wzieli kupe kasy!!!!!
  • Anonim (gość)
    I ciekawa sprawa. Komuś zależy, aby szybko schować artykuł z komentarzami o byłych betankach ciekawe czego??? robi to wpisując bzdury w komentarzach przy innych artykułach lub wpisując znaki zapytania.
  • Anonim (gość)
    Czy dziennikarze dali juz spokój z poszukiwaniem dziewczyn? A przecież to jest dla społeczeństwa interesujące! Co robią? Czy są razem? Z czego się utrzymują? .....
  • pomocny (gość)
    Jak by chćieli to już by je znalezli.Tyle kobiet napewno nieda śie niezauwarzyć.
  • Anonim (gość)
    pewnie znów chodzi o kasę?!?!?!
  • Anonim (gość)
    Myślę, że masz rację. Wielu pojedynczych ludzi udaje się w mgnieniu oka odnaleźć, a dużej grupy osób nie. Ktoś tu się bawi w kotka i myszkę. Tylko dlaczego???
  • Anonim (gość)
    Kiciu ależ one są!!! Tylko niektórzy mają bielmo na oczach i nie chcą ich widzieć!!!
  • kicia (gość)
    Skąd tylu Anonimów?Z nauki o literaturze ja słyszałam o jednym-Gal Anonim.Czyż nie prościej byłoby podpisać się XXX,czy XYZ,lub np. kotek?Tak to nie wiadomo,czy to pisze jedna osoba,czy kilka?A swoją drogą,czy Polska jest Saharą,czy też Dżunglą Amazońską,że władze nie mogą odnaleźć kilkanaście,czy kilkadziesiąt kobiet?A może popełniono coś co nie na rękę jest odnalezienie tych,by jakieś nowe okoliczności nie zakłóciły spokoju lokalnym władzom?A może lepiej dać spokój?Władze kościelne już skreśliły je ze swoich szeregów.Czy nie można było inaczej?
  • Anonim (gość)
    gdzie one są??????????????????
  • Anonim (gość)
    niestety taka jest ta bolesna prawda. Gdzie ta wielka miłość o której mówią eksmitowane betanki. Gdyby tam była prawdziwa miłość do Boga i bliźniego kontaktowały by się z rodzicami,
    którym serce pęka z bólu. A ci rodzice którzy je wspierają .Niech się postawią na miejscu tych którzy nie mają kontaktu ze swoimi dziećmi. Ciekawe jak by się czuli.

  • Anonim (gość)
    Śledztwo w sprawie betanek utknęło w miejscu
    Trwające od prawie pół roku śledztwo w sprawie byłych betanek utknęło w miejscu. Prokuraturze nie udało się ustalić, gdzie są byłe zakonnice i ich przełożona Jadwiga Ligocka, które z klasztoru w Kazimierzu Dolnym zostały eksmitowane.

    Była przełożona zapadła się pod ziemię. Wiadomo tylko, że nie leczyła się w żadnym szpitalu. Nie można za nią wysłać listu gończego, ponieważ grozi jej zbyt niska kara.

    Przesłuchiwani są kolejni policjanci biorący udział w eksmisji – mówi w rozmowie z reporterem RMF FM prokurator Beata Sekiankowska: Czy w trakcie nie doszło do znieważenia funkcjonariuszy policji, naruszenia ich nietykalności cielesnej. Wtedy zarzuty byłyby poważniejsze i pojawiłyby się większe możliwości ścigania.

    http://www.rmf.fm/fakty... zakonnice kilkakrotnie zmieniały miejsce pobytu. Część rodzin ma z nimi kontakt. Ci, którzy wypowiedzieli się przeciwko byłej przełożonej, nie mają kontaktu z dziećmi.
  • Anonim (gość)
    7 miesięcy mija od eksmisji betanek w Kazimierzu Dolnym.
    Prokuratura nadal szuka byłej siostry przełożonej Jadwigi Ligockiej i byłego zakonnika Romana Komaryczki.

    Obojgu postawiono zarzut naruszenia miru domowego - chodzi o bezprawne zajmowanie budynku należącego do Zgromadzenia w Kazimierzu Dolnym. Przez ponad pół roku prokuratura zdążyła przesłuchać 9 byłych betanek, w tym jedną, która opuściła zbuntowane siostry po październikowej eksmisji. "Ich zeznania nie wniosły niczego nowego do sprawy" - mówi rzecznik prokuratury Beata Syk-Jankowska. Nadal nie wiadomo dokąd udało się kilkadziesiąt byłych zakonnic. Ponad 60 sióstr zostało wykluczonych z zakonu, po tym jak odmówiły przyjęcia nowej przełożonej. Zdaniem psychologów, pod wpływem siostry Ligockiej i o. Komaryczki, byłe zakonnice stworzyły grupę o znamionach sekty.

    http://www.radio.lublin.pl/index...
  • Anonim (gość)
    Ciekawe kto ich nadal sponsoruje to już tyle czasu upłynęło!
  • Anonim (gość)
    Nie mam bliższych informacji... ale jak każdy napisze co wie to wyjdzie jakaś całość... może pomocna dla Rodzin...

Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę