Sprawa wywołała poruszenie wśród duchowieństwa, ale nikt nie chce rozmawiać o tym oficjalnie z dziennikarzami. Posłuszeństwo to sprawa podstawowa w Kościele. Takie zachowania są niedopuszczalne - powiedział anonimowo ksiądz z archidiecezji lubelskiej.
Mianowana przez Stolicę Apostolską nowa przełożona generalna betanek matka Barbara nie chce wypowiadać się o konflikcie. To nasza wewnętrzna sprawa. Przepraszam, ale nie będę o tym rozmawiać - powiedziała.
Matka Barbara przebywa w domu betanek w Lublinie. W klasztorze w Kazimierzu Dolnym, który jest główną siedzibą zgromadzenia, pozostała siostra Jadwiga i popierające ją zakonnice. Nie wiadomo, ile ich tam jest. One też odmówiły udzielenia jakichkolwiek informacji.
Udzielenia informacji odmówił także ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego abp. Józefa Życińskiego.
Jak się nieoficjalnie dowiedział PAP ze źródeł zbliżonych do Kościoła, konflikt wśród betanek ciągnie się od kilku miesięcy. Część sióstr skarżyła się na sposób kierowania zakonem przez matkę przełożoną Jadwigę. Skargi sprawiły, że do Kazimierza przybył delegat z watykańskiej Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Po zbadaniu sytuacji w kazimierskim klasztorze, 6 sierpnia Kongregacja wydała dekret powołujący nową matkę przełożoną. Siostra Jadwiga i popierające ją betanki z Kazimierza Dolnego do dziś odmawiają uznania nowej przełożonej.
Metropolita lubelski abp Józef Życiński powiedział w archidiecezjalnym Radiu eR, że dekret mianujący nową przełożoną betanek był reakcją na to, że w ich wspólnocie "można było dostrzec dwa różne style".
"Styl pierwszy, znamienny dla sióstr, które obecnie są w Kazimierzu, pełen emocji, uczuć, egzaltacji. Z odwołaniami ich ówczesnej przełożonej do prywatnych natchnień otrzymanych od Ducha Świętego. I drugi styl sióstr, dla których autorytetem jest Ewangelia, nauczanie papieskie, poczucie obowiązku i odpowiedzialności" - czytamy słowa abp Życińskiego na stronie internetowej Radia eR.
Według słów metropolity dawna przełożona zapowiedziała, że będzie przyjmować nowe śluby sióstr. Spotka się to z ostrą reakcją Kościoła. Jeżeli by nastąpiło przyjęcie ślubów, czy próba przyjęcia tych ślubów - to reakcja Kongregacji będzie jednoznaczna, będzie nią stwierdzenie, że osoby, które praktykują tego typu podejście nie mogą być czynnymi członkami Kościoła, którzy prowadzą normalne życie sakramentalne - zapowiedział abp Życiński.
Zgromadzenie Sióstr Rodziny Betańskiej powstało w 1930 r. Jego głównym zadaniem jest pomoc kapłanom w spełnianiu obowiązków parafialnych. Betanki m.in. prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, pracują jako zakrystianki i organistki w kościołach. Swoje domy zakonne mają w wielu miejscach w Polsce; pracują też za granicą. (aka)
www.wp.pl, PAP
Skomentuj
Dodane komentarze (3884)
-
Proszę mi wytłumaczyć dlaczego byłe betanki się ukrywają.... ja tego nie rozumiem jak mozna tak się zachowywać w XXI wieku...
-
ktoś celowo je ukrywa, ale dlaczego i czy na pewno????
-
Napewno są.... tylko ciekaw gdzie??? Pojedyńcze osoba uda się szybko odnaleźć, a tu tyle osób ok. 60 przepadło i nikt nie wie gdzie są... żałosne lub śmiechu warte....
-
gdzie one są???????????????
-
i co znaczy, że już się skonczyło
-
Skąd ta pewność, że się skończyło???
-
już się skończyło...
-
szok .... kiedy to się skończy????
-
"Uciekłam z sekty. Do dziś boję się ich zemsty"
DZIENNIK rozmawiał z kobietą, która 13 lat temu została zwerbowana do sekty "Rodzina". Najpierw przez cztery miesiące była urabiana przez członków wspólnoty, później, już jako nowicjuszka, zamieszkała z nimi. Po trzech miesiącach, gdy zaczęto zmuszać ją do prostytucji, uciekła.
Magdalena Janczewska: Jak trafiła pani do sekty?
Ewa*: W wakacje wybrałam się na festiwal teatrów plenerowych do innego miasta. Tam podeszła do mnie dziewczyna - Lea, i spytała się, czy może mi towarzyszyć, bo wyglądam na smutną. Dużo rozmawiałyśmy, interesowała się moimi problemami. Opowiedziała, że zna grupę wspaniałych ludzi, którzy kiedyś bardzo jej pomogli. Zaproponowała, żebym ich poznała. I tak trafiłam do domu, w którym mieszkała "Rodzina".
Nie bała się pani odwiedzić obcych ludzi?
Lea emanowała taką aurą dobroci, że nie spodziewałam się z jej strony niczego złego. A jej znajomi potraktowali mnie jak członka rodziny. Wtedy pomyślałam, że właśnie w takim miejscu chciałabym zamieszkać. Lea bardzo szybko stała się kimś ważnym w moim życiu, zawsze była gotowa mnie wysłuchać, doradzić. Rozmawiałyśmy o Bogu i zbawieniu.
Wtedy pierwszy raz przeczytałam listy proroka Mo (guru sekty Dawid Berg, przybrał imię Mojżesz Dawid i nazwał się drugim Jezusem - przyp. red.), które były nazywane kontynuacją Pisma Świętego. Coraz częściej zaczęłam się łapać na tym, że myślę, że moje życie jest bezsensowne i puste. Po kilku miesiącach zamieszkałam z Leą i "Rodziną". Oficjalnie zrzekłam się krewnych, przybrałam nowe imię. Musiałam podpisać zobowiązanie, że przyrzekam oddać wszelkie swoje nieruchomości i dobra materialne.
Co panią tak ujęło, że przekreśliła całe dotychczasowe życie?
Ten dom wydawał się przepełniony wiarą, Chrystusem i miłością, wszyscy się do siebie uśmiechali, służyli wsparciem. Było schludnie, czysto, każdy miał swoją pracę i określone zadanie do wykonania. To życie było dla mnie takie sielskie i proste. Byłam wtedy złakniona takiego spokoju. Rozstałam się z narzeczonym, miałam problemy w pracy. Moja mama po śmierci ojczyma przeprowadziła się do swojej siostry za granicę. Czułam się porzucona i samotna.
Na czym opierała się wasza wiara?
Wierzyłam, że niedługo światem zawładnie Antychryst, że wszyscy mamy wszczepione specjalne chipy sterowane przez jeden komputer. Ale Chrystus zstąpi znowu na ziemię, by nas wyratować. Wtedy wszyscy zbawieni udadzą się z Chrystusem na ucztę, a potem zamieszkają w wielkiej, złotej piramidzie, która jest symbolem nieba.
Brzmi wręcz groteskowo...
Ta wiedza była odpowiednio dozowana. Manipulowano cytatami z Pisma Świętego, tak aby uwiarygodnić teorię o czekającej nas walce z armią szatana. Podsycano nasze poczucie lęku, w każdej chwili spodziewałam się końca świata i prześladowań. Tylko "Rodzina" dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Nie potrafiłam już żyć samodzielnie. A wszyscy spoza naszego kręgu byli traktowani jak wysłannicy szatana.
Jak wygląda dzień w sekcie?
Pobudka, potem wspólna trzygodzinna modlitwa i skromny posiłek. Następnie rozchodziliśmy się do swoich obowiązków. O tym, co kto robi, decydowała kobieta, która była namiestnikiem proroka. Część jechała do miasta rozdawać ulotki. Niektórzy szukali sponsorów dla sekty albo żebrali. Inni pracowali w domu, ogrodzie. Po południu były wykłady, czytaliśmy listy naszego guru i medytowaliśmy. Nie mieliśmy czasu na nic innego. Musiałam być bezwzględnie posłuszna. Objęto mnie systemem kar. Nie miałam własnych pieniędzy, wszystkim się dzieliliśmy, nawet rzeczami osobistymi. A potem dowiedziałam się, że kupczyło się własnym ciałem.
Dochodziło do prostytucji?
To była jedna z form zarobkowania. Kobiety wychodziły na ulicę, traktowano to jak misję. Nasz guru głosił, że szatan boi się seksu i dlatego musimy tak nawracać ludzi.
Jak udało się pani wyrwać z tej matni?
Po dwóch miesiącach, gdy skończył się mój okres ochronny, zaczęli mnie zupełnie inaczej traktować. Chyba myśleli, że udało im się całkowite pranie mózgu. A mnie ogarnęły wątpliwości, no i pojawił się problem seksu. Coraz częściej słyszałam, że powinnam się całkowicie otworzyć, że będzie to dowód zaufania i świadectwo naszej bliskości. Mówili, że moim zadaniem misyjnym jest ofiarowanie seksu, aby pokazać olbrzymią miłość Boga. Pewnej nocy byłam świadkiem grupowej orgii. Zszokowana uciekłam do babci. Poszłam na terapię i wyprowadziłam się za granicę.
Nie szukano pani?
Przez ponad rok moi krewni byli nachodzeni przez członków sekty, zdarzały się głuche telefony, listy z groźbami. Choć minęło już ponad 10 lat, nadal boję się, że mnie znajdą i się zemszczą.
------------------------------------... (imię zostało zmienione) ma 35 lat
-
A może by tak sprawę zaginionych dziewczyn zgłosic do programu - Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Nie wierzę, że w miejscu gdzie przebywają - ludzie nie zauważyli większej ilości kobiet i osób, które dostarczają im żywność!!!
-
A kto jest autorem tej plotki? Ktoś wiarygodny? Ligocka w szpitalu? To łatwo sprawdzić. A kto zapłaci za pobyt? Przecież te kobiety nie mają ubezpieczenia. Chyba...
Ja słyszałam plotkę, że b. betanki siedzą w jakiejś podgórskiej miejscowości. Same, bez Ligockiej. -
Ostatnia plotka głosi, że Ligocka jest na wykończeniu i leży gdzieś w szpitalu czy ktoś to może potwierdzić? Czy to prawda?
-
Byłe Betanki nie są uznane za przestępców z tego co wiadomo i o czym mówiły media w czasie eksmisji sprawa dotyczy Komaryczki i Ligockiej, a nie dziewcząt. One nie muszą się niczego bać i przed nikim kryć!!! A jeśli jak to piszesz "ściga je prokuratura" - to pewnie tylko dlatego żeby wystąpiły w charakterze świadka.
-
Szanowni moderatorzy tego forum,ten temat powinien dawno już zostać w archiwum,z zablokowaną możliwością dodawania komentarzy.
-
W Kazimierzu, nie w Lublinie
-
A widziałaś w jakich warunkach mieszkały te kobiety w Lublinie? Ja tam byłam. Trudno nazwać je skromnymi... i trudno się dziwić, że nie chciały opuścić swojej luksusowej twierdzy. Więc nie przesadzaj z tym bogactwem wyłącznie u księży.
-
Czy byłe Betanki są uznane za przęstępców?Cóż takiego robią,że ściga je prokuratura?Może kradną,mordują???Czy żyjemy w państwie prawa,czy bezprawia w jakie chce wprowadzić Kościół Katolicki w Polsce.A może należałoby zweryfikować majątki ziemskie KK,a samych księży przyjąć do pracy jak normalnych urzędników z normalnymi poborami po opodatkowaniu wiernych.Na pewno nie byłoby tyle spekulacji,handlu nieruchomościami,pałaców pobudowanych z datków wiernych,wytwornych wczasów,zabaw i harców z kobietami.A na pewno zakonnice nie musiały by być służącymi i nałożnicami konsekrowanych mężczyzn.
-
Artykuły, przypuszczenia, spekulacje... I od czterech mięsięcy kobiety są nieuchwytne... To nieprawdopodobne! Stokłosa w pierdlu płonie z zazdrości.
-
Betanki zamieszkają w Wielkopolsce
2008-02-07
Przypomnijmy, we wrześniu 2004 roku grupa sióstr, które nie akceptowały postępowania siostry przełożonej Jadwigi L. skierowała pismo do Stolicy Apostolskiej z prośbą o pomoc. Po wizytacji w styczniu 2005 r. w Kazimierzu władze kościelne mianowały nową przełożoną zakonu s. Barbarę Robak. Jadwiga L. nie podporządkowała się tej decyzji i wezwała część zakonnic. Zgromadziły się tam głównie postulantki i nowicjuszki (nie złożyły jeszcze ślubów wieczystych). Próby nawiązania dialogu z betankami, podejmowane przez księży i rodziny, nie przyniosły rezultatu. W grudniu Watykan wydał dekrety, na mocy których wydalono je z zakonu, ponieważ złamały ślub posłuszeństwa i zasady życia konsekrowanego. Przełożona Jadwiga L. i zgromadzone wokół niej zbuntowane siostry zamknęły się w kazimierskim domu. Wówczas kontakt z zakonnicami nawiązała Mariola Popiółkowska ze Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej w Poznaniu. - Kontaktowałam się z zakonnicami poprzez pośrednika. Siostra przełożona pisała do mnie też listy, w których oczekiwała od naszego stowarzyszenia wsparcia - wspomina Mariola Popiółkowska. - Zorganizowaliśmy dla nich dom na terenie gospodarstwa rolniczego w Grzybowie pod Poznaniem. W remoncie miały partycypować rodziny sióstr. Po eksmisji sióstr z Kazimierza Dolnego, prokuratorzy z Lublinza i Puław rozpoczęli ich przesłuchania. Wówczas kontakt Marioli Popiółkowskiej z betankami nagle się urwał. - Telefon pośredniczki został wyłączony, zdążyłam się tylko dowiedzieć, że w wyniku przesłuchań w prokuraturze do Grzybowa nie dotrą - wspomina Mariola Popiółkowska. To jednak nie oznacza, że siostry nie zamierzają się osiedlić w Wielkopolsce. Wiele wskazuje na to, że mogą to być okolice Środy Wlkp., gdzie mieszka rodzina siostry przełożonej Jadwigi L. Na razie do Urzędu Gminy w Środzie nie wpłynęło w tej sprawie żadne pismo i nie wiadomo czy to nastąpi. Nieoficjalnie jednak w rozmowie z nami pracownicy urzędu przyznają, że słyszeli o tym, że betanki znalazły już na terenie gminy swój dom. Wszystko jednak utrzymywane jest w wielkiej tajemnicy. Powodem są niezakończone przesłuchania. - Nadal próbujemy ustalić miejsca pobytu byłych zakonnic. Jest to o tyle trudne, że mają one zostać przesłuchane wyłącznie w charakterze świadków. To z kolei nie pozwala nam wysyłać za nimi listu gończego - wyjaśnia Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Rejonowej w Lublinie. - Oczywiście mamy swoje typy, gdzie zakonnice mogą przebywać. Czy to są okolice Środy Wlkp.? - Ze względu na dobro śledztwa nie możemy teraz o tym mówić - tłumaczy rzecznik. Równoległe postępowanie prowadzi prokuratura z Puław, która postawiła zarzuty naruszenia miru domowego siostrze Jadwidze L. Do jej przesłuchania nie doszło. Nie mogła odpowiadać ze względu na stan zdrowia, teraz nie wiadomo, gdzie przebywa. Przesłuchany został i usłyszał zarzuty (naruszenie miru domowego) Roman K., ksiądz, który przebywał w klasztorze z betankami. - Postępowanie cały czas trwa - wyjaśnia Dariusz Lenard z Prokuratury Rejonowej w Puławach.
Katarzyna Wozińska
Komentarze czytelników
Liczba komentarzy : 2
--------------------------------... : katolik 2008-02-08 10:40:31
Myślę,że najważniejsze w tym temacie jest to,że rodzina b.siostry Jadwigi zadeklarowała swą pomoc.Te dziewczyny wyrzucone z Kazimierza (i z kościoła) są jakby z innego świata,niezrozumiałego dla przeciętnego zjadacza chleba,wbrew naturze.Pewnie mielibyśmy wszyscy wyrzuty,gdyby doszło do jeszcze większego nieszczęścia.Życzę tym dziewczynom szczęśliwego powrotu do normalności.
--------------------------------... : beta 2008-02-07 14:34:52
W artykule czytamy: "W grudniu Watykan wydał dekrety, na mocy których wydalono je z zakonu [...]". Dlaczego więc Pani Autorka nadała mu tytuł: "Betanki zamieszkają w Wielkopolsce"? W dalsze części artykułu także pisze o "zakonnicach". Czy więc Watykan cofnął wydane wcześniej dekrety, czy też Autorka ich nie honoruje? Proszę o odpowiedź.
--------------------------------... -
Witam
Dawno już na tę stronę nie wchodziłem, ale widzę, że dalej trwa...
Jak to nie wiadomo gdzie są, przecież one mają telefony komórkowe to dokładnie co do metra wiadomo gdzie są??