Wspomnienie o Danielu Tramecourcie

Skomentuj (4)

zobacz więcej (12)

Zmarł Daniel de Tramecourt. Kazimierz traci nie tylko artystę, ale również osobę, która swego czasu generowała tutaj życie towarzyskie i kulturalne. Wspomina Krzysztof Raczyński Krzyr.

Daniel to była postać dość kontrowersyjna, bo jedni byli nim zachwyceni, a drudzy go nie znosili. Jego pojawienie się w końcu lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku w Kazimierzu ożywiło nieco postkolorystyczny światek kazimierskiej malarii, bo to było malarstwo pokazujące lekko zdeformowany Kazimierz z postaciami trochę nierealnymi. W kolejnych obrazach postacie te zyskiwały najprzeróżniejsze akcesoria: piłki, wstążki, patyczki, pudełeczka i wysunęły się na pierwszy plan, zostawiając Kazimierz w tle. Chociaż były zdeformowane, były w gruncie rzeczy sympatyczne, ciepłe.

Kolor? W malarstwie Daniela z tego okresu kolor nie miał specjalnego znaczenia. Tam była ważna anegdota, opowieść, symbolika, która w zasadzie była czytelna tylko dla niego, którą rozumiał tylko on sam.
Kiedy wyjechał na początku lat 90 – tych do Paryża i tam przebywał z przerwami kilkanaście miesięcy, styl jego malowania zmienił się diametralnie. Malował znakomite według mnie pastele, tak strasznie różne od kazimierskiego bajkowego malarstwa. W jego obrazach także pojawiały się postacie zdeformowane – we wnętrzach małych, ciasnych, we wszystkich możliwych odcieniach szarości. To trochę mnie zastanawiało, bo przecież Paryż to wesołe miasto.

Natomiast po powrocie poszedł w jeszcze inną stronę – w stronę malarstwa abstrakcyjnego, gdzie postacie, które występują w pastelach, były w zasadzie już tylko zasugerowane samą formą abstrakcyjną. Podobnie było z pejzażami, gdzie znowu występują tylko dla niego samego zrozumiałe akcesoria, ale już wprowadzane do czystych plam koloru. Z opowiastek wczesnokazimierskich pozostały w nich jedynie literackie tytuły: „Dziewica pożerana przez smoka”, ”Glista skrada się po kwiat jednej nocy” czy „Narodziny Czerwonego Kapturka”.

Dla mnie Daniel był bardziej prawdziwy w swoich wczesnokazimierskich opowieściach – quasi bajkowych, z anegdotami o Kazimierzu i jego postaciach, które łatwo można spersonifikować – dla nas starych bywalców – to są bardzo konkretne postacie.

Daniel pokazał się w Kazimierzu pod koniec lat 70 – tych i dołączył do nas, wystawiających na Rynku już od 10 lat. Kiedy w styczniu 82 r. wróciłem z Paryża, wynająłem pracownię w willi Renia, Daniel już tam mieszkał vis a vis. Potem zaczęli się sprowadzać do willi Renia, którą nazwaliśmy w pewnym momencie Hotel Lambert, inni: Diabeł, Jarek Wojtkowiak, Małgosia Piłat, bracia Jacek i Janusz Blachowiczowie, tak że mimo tego dość ponurego czasu – bo to przecież był rok 82, potem 83, było tam bardzo wesoło. Ale malowało się dużo i bardzo intensywnie. Były też nocne artystów rozmowy. Pamiętam taki wieczór, kiedy przy wódce z Danielem kłóciliśmy się i kiedy zabrakło nam argumentów, ja w pewnym momencie wykrzyknąłem do niego: Ty zmanierowany ilustratorze!, na co on mi odpowiedział: Ty kolorysto!

Skojarzenie z czasami Pruszkowskiego? Trudno tu o jakieś analogie, bo nie byliśmy świadkami tamtych czasów. Ale takim zwornikiem pomiędzy tamtą przeszłością a naszą teraźniejszością był niewątpliwie profesor Edmund John. Siadywał na ławeczce pod SARP-em czy u Siwego w podcieniach i spotykał się z nami prawie codziennie, dopóki pod koniec lat 80 – tych jako już bardzo wiekowy człowiek przestał przyjeżdżać do Kazimierza i wkrótce zmarł.

Malarskie posthipisowskie środowisko z willi Renia, która zresztą została sprzedana w 87 r.,  rozpierzchło się po świecie. Wtedy dywagowaliśmy, jacy będą nasi następcy? Okazało się, że nie będzie ich w ogóle…

Daniel też wyjechał. Po ślubie w 86 r. zamieszkał na jakiś czas w Krakowie, gdzie próbował wejść środowisko artystyczne, które okazało się jednak tak hermetycznie zamknięte, że nawet noszenie kapelusza i czarnej peleryny – co mnie u Daniela zawsze śmieszyło – nic nie pomogło…

Nigdy nie miał stałego miejsca zamieszkania. Ostatnio mieszkał ze swoją żoną Elutą w Karczewie pod Warszawą. Zmarł w szpitalu w Łodzi. Zgodnie ze swoją ostatnią wolą spocznie na cmentarzu w Kazimierzu. 


Z Krzysztofem Raczyńskim Krzyrem rozmawiała AS

 

Skomentuj


Dodane komentarze (4)

  • Jakub
    Uhh pamiętam jak mnie kiedyś pogonił widłami :D mieszkał u nas w willi Wandzie dość długo i pamiętam jak malował swoje obrazy. Pamiętam zapach farb o porozrzucane pastele :)
  • Tadeusz S.
    Pięknie Krzysiu napisałeś. Pamiętam doskonale tamten czas. W latach 83 -84 wystawiałem z dużym powodzeniem akwarele Daniela w Monachium...
    Żałuję, że ich nie fotografowałem. Daniel eksploatował wtedy wielokrotnie temat spychacza w kamieniołomach..
  • pijany znad Grodarza
    ". Zgodnie ze swoją ostatnią wolą spocznie na cmentarzu w Kazimierzu. "
    Dbajmy o nasz cmentarz. " Zaludnia " się on wspomnieniami o osobach niezwykłych, a i podkreśla również niezwykłość miasteczka. Jestem dumny.


  • Wanda Michalak
    Pięknie opowiedziane.

Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę