Do 8 sierpnia br. trwa w Galerii Letniej wystawa „W Kazimierzu Wisła mówiła do nich po żydowsku..., malarze żydowscy w kazimierskiej kolonii artystycznej”, osadzona w klimacie przedwojennego Kazimierza, gdzie obok siebie zgodnie żyli kazimierzacy wyznania chrześcijańskiego i mojżeszowego, gdzie przyjeżdżali na wakacyjne plenery artyści obu wyznań.
II wojna światowa przyniosła zagładę polskim Żydom i ich kulturze, zostawiając puste miejsce w polskim pejzażu, a w samym Kazimierzu poczucie dojmującej utraty dawnego polsko-żydowskiego świata. Trudno jest nam dzisiaj pisać o żydowskich artystach, bowiem tak niewiele pozostało z ich dzieła, tak mało wiemy o ich życiu i twórczości. Ze strzępów wspomnień, z gazetowych notatek i katalogów wystaw staramy się odtworzyć beztroski nastrój ich kazimierskich wakacji. Czas letnich wieczorów w kawiarni „Paradyz”, spacerów nad Wisłą i w zaułkach nad Grodarzem, spotkań i przyjacielskich rozmów artystów polskich i żydowskich, po prostu artystów..., którzy – jak pisał Segałowicz – „malowali żydowsko-polskie życie całą paletą barw”.
Obecna wystawa gromadzi ocalałe dzieła twórców żydowskich, którzy bywali w Kazimierzu, tu malowali, tutaj szukali inspiracji dla swoich prac. Niestety z twórczości tylu innych, którzy przyjeżdżali do Kazimierza pozostało bardzo mało, czasem jedna praca, niekiedy tylko wzmianka czy reprodukcja w przedwojennej prasie. Przypomnijmy ich nazwiska, mimo iż nie moglibyśmy na naszej wystawie pokazać ich kazimierskich prac: Mojżesz (Maurycy) Appelbaum (1886 - 1931), Icchak Wincenty Brauner (1887 - 1944), Izrael Tykociński (1895 - 1942), Władysław Weintraub (1891 - 1942), Szlomo Nussbaum (1906 - 1946), Arnold Blaufuks (1894 - 1943), Hersz Cyna (? - 1942), Stella Amelia Miller (ps. Mirells) (1910 - ?), Adam Herszaft (1886 – 1942), Bernard Rolnicki (1885 - 1942), Mira Silberschlagowa (ps. Zylowa), Marek Szapiro (1884 - 1942), Salomon (Szulim) Białogórski (ok. 1900 - 1942), Leon Zysberg, Pinkus Zelman (1907 - 1936), Boas Dulman (ok. 1900 - 1942), Herman Pinkiert (ok. 1890 - ?), Izaak Zajdler (1905 - ?), Samuel Puterman (1901 - 1955).
Z żydowskich malarzy bywających w Kazimierzu przed II wojną światową przeżyli nieliczni: Henryk Berlewi, Eliasz Kanarek, Józef Kowner, Feliks Topolski, Chaim Goldberg, Henryk Lewensztadt, Maksymilian Feurring, Mery Litauer-Schneider, Samuel Puterman, Gizela Hufnaglówna... Większość z tych, którzy ocaleli, mieszkała za granicą i mało który z nich przyjeżdżał po wojnie do Kazimierza...
W ich imieniu, i w imieniu tych, którzy zginęli pożegnała miasteczko w swojej książce „”Oczarowania” Irena Lorentowicz, koleżanka z warszawskiej uczelni:
„Te rozległe, polskie widoki zostały do dziś. Więcej nic. Nie ma tego miasteczka, takiego miasteczka. [...]
Dziś już nie ma zapachu wieczorem pieczonego chleba i wędzonych w dymie śliwek z sadów nad rzeki i wieczornych chórów u fary ujmujących w ramiona kotliny cichą mieścinę.
Kazimierz – to było kilkanaście lat naszej młodości, Kazimierz to była nasza własność, razem z czarem starych domów drewnianych – jakże podobnych do toledańskiego budownictwa w dzielnicy starożydowskiej – razem z patrycjuszowskimi murami, sklepikami z nieprawdziwego zdarzenia, panną Tobcią, która sprzedawała lody, z nieprawdopodobnie zabawnym Szulimem faktorem i dziwnym rabinem wędrującym z całym orszakiem z powagą do jedynej porządnej wygódki koło domku Pruszkowskiego, domku tonącego w białych różyczkach. [...] Wspomnienie wspólnego plain-airu łączy nas wszystkich, rozbiegłych po świecie [...]. Miasteczko białych kóz w ruinach, bożnic rozmodlonych, sobotnich świec w okienkach, jarmarków, odpustów i kwiatów zwanych «panny młode». Staliśmy wieczorem na górze Trzech Krzyży, skąd widać było kościół, oświetlony na październikowe nabożeństwo, jakiś chór śpiewał z bardzo daleka. Miasteczko z nieprawdziwego zdarzenia – Dickensa i Dybuka zarazem...”
Obecna wystawa gromadzi ocalałe dzieła twórców żydowskich, którzy bywali w Kazimierzu, tu malowali, tutaj szukali inspiracji dla swoich prac. Niestety z twórczości tylu innych, którzy przyjeżdżali do Kazimierza pozostało bardzo mało, czasem jedna praca, niekiedy tylko wzmianka czy reprodukcja w przedwojennej prasie. Przypomnijmy ich nazwiska, mimo iż nie moglibyśmy na naszej wystawie pokazać ich kazimierskich prac: Mojżesz (Maurycy) Appelbaum (1886 - 1931), Icchak Wincenty Brauner (1887 - 1944), Izrael Tykociński (1895 - 1942), Władysław Weintraub (1891 - 1942), Szlomo Nussbaum (1906 - 1946), Arnold Blaufuks (1894 - 1943), Hersz Cyna (? - 1942), Stella Amelia Miller (ps. Mirells) (1910 - ?), Adam Herszaft (1886 – 1942), Bernard Rolnicki (1885 - 1942), Mira Silberschlagowa (ps. Zylowa), Marek Szapiro (1884 - 1942), Salomon (Szulim) Białogórski (ok. 1900 - 1942), Leon Zysberg, Pinkus Zelman (1907 - 1936), Boas Dulman (ok. 1900 - 1942), Herman Pinkiert (ok. 1890 - ?), Izaak Zajdler (1905 - ?), Samuel Puterman (1901 - 1955).
Z żydowskich malarzy bywających w Kazimierzu przed II wojną światową przeżyli nieliczni: Henryk Berlewi, Eliasz Kanarek, Józef Kowner, Feliks Topolski, Chaim Goldberg, Henryk Lewensztadt, Maksymilian Feurring, Mery Litauer-Schneider, Samuel Puterman, Gizela Hufnaglówna... Większość z tych, którzy ocaleli, mieszkała za granicą i mało który z nich przyjeżdżał po wojnie do Kazimierza...
W ich imieniu, i w imieniu tych, którzy zginęli pożegnała miasteczko w swojej książce „”Oczarowania” Irena Lorentowicz, koleżanka z warszawskiej uczelni:
„Te rozległe, polskie widoki zostały do dziś. Więcej nic. Nie ma tego miasteczka, takiego miasteczka. [...]
Dziś już nie ma zapachu wieczorem pieczonego chleba i wędzonych w dymie śliwek z sadów nad rzeki i wieczornych chórów u fary ujmujących w ramiona kotliny cichą mieścinę.
Kazimierz – to było kilkanaście lat naszej młodości, Kazimierz to była nasza własność, razem z czarem starych domów drewnianych – jakże podobnych do toledańskiego budownictwa w dzielnicy starożydowskiej – razem z patrycjuszowskimi murami, sklepikami z nieprawdziwego zdarzenia, panną Tobcią, która sprzedawała lody, z nieprawdopodobnie zabawnym Szulimem faktorem i dziwnym rabinem wędrującym z całym orszakiem z powagą do jedynej porządnej wygódki koło domku Pruszkowskiego, domku tonącego w białych różyczkach. [...] Wspomnienie wspólnego plain-airu łączy nas wszystkich, rozbiegłych po świecie [...]. Miasteczko białych kóz w ruinach, bożnic rozmodlonych, sobotnich świec w okienkach, jarmarków, odpustów i kwiatów zwanych «panny młode». Staliśmy wieczorem na górze Trzech Krzyży, skąd widać było kościół, oświetlony na październikowe nabożeństwo, jakiś chór śpiewał z bardzo daleka. Miasteczko z nieprawdziwego zdarzenia – Dickensa i Dybuka zarazem...”
Renata Piątkowska
źródło: Muzum Nadwiślańskie
źródło: Muzum Nadwiślańskie