Zwyczaj oblewania się wodą ma korzenie prasłowiańskie. Nasi przodkowie głęboko wierzyli w oczyszczającą moc wody, a gdy Kościół wprowadził jej poświecenie – tym samym usankcjonował stary zwyczaj.
Na Lubelszczyźnie poniedziałek wielkanocny nazywano mokrym szmigustem. Starsi oblewali kobietom tylko palce, a młodsi lali się całymi konewkami, co trwało nawet do Zielonych Świątek. Dzieci zaś chodziły po szmigusie i zbierały datki ze święconego.
Dziś ze starych poniedziałkowych zwyczajów przetrwał tylko jeden – oblewanie się wodą. Najstarsza wzmianka o tym pochodzi z 1420 r. Uchwała synodu diecezji poznańskiej głosiła: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co się pospolicie nazywa dyngować, ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenie takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”.
Takie ekscesy się w Kazimierzu raczej nie zdarzają. Tutejsi strażacy, niejako przejmując inicjatywę tych, którzy by mogli zbyt wiernie kultywować staropolskie zwyczaje, „goniąc się i oblewając od stóp do głów, tak iż wszyscy zmoczeni by byli, jakby wyszli z jakiego potopu” kontynuują ten zwyczaj najbardziej fachowo i urzędowo, jak tylko potrafią, skrapiając turystów i miejscowych wodą wedle sprawiedliwości i własnego uznania.
Tak rok w rok tradycji staje się zadość.