Wykłady, spotkania, wycieczki, koncerty, spektakle, wernisaże i warsztaty, a także specjały kuchni
żydowskiej wypełniły Dni Kultury Żydowskiej, które towarzyszą Festiwalowi Dwa Brzegi, idealnie wpisując
się w jego formułę.
Oferta Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie była w tym roku tak bogata, że imprezy rozłożono na dwa dni festiwalowe. Wśród siedemnastu propozycji kulturalnych była także inscenizacja ślubu żydowskiego na Rynku prowadzona przez Jana Skrzypczaka, który wyjaśniał symbolikę każdego gestu młodych.
Para narzeczonych skojarzona przez swatkę spotkała się pod chupą – rodzajem kapy, pod którą w czasie procesji ksiądz katolicki niesie monstrancję z sakramentem. Ochotnicy spośród publiczności mieli okazję przekonać się nie tylko naocznie, jak to jest trzymać tak ważną kapę z drzewem życia. Tu młodzi, zanim złożyli sobie przysięgę małżeńską, która przypomina nieco transakcję handlową, pan młody – pamiętając o przypadku Jakuba, któremu podsunięto Leę zamiast Racheli – sprawdził tożsamość panny młodej, odchylając welon. Odśpiewane zostały błogosławieństwa nad oblubieńcem i oblubienicą, przy czym w poetycki sposób zaznaczono przyszły los kobiety - żony, określając ją jako różę pomiędzy kolcami… Przypieczętowaniem małżeństwa był moment założenia wybrance przez pana młodego obrączki na palec serdeczny, przy czym panna młoda tego gestu już nie odwzajemniła, bo mężczyzna nie nosi ozdób…
Jakub Skrzypczak podkreślał, że o ważności ślubu świadczą oba gesty – wypowiedzenie przysięgi i nałożenie obrączki, co nawet w czasie inscenizacji może sprawić, że ślub, który miał być tylko pokazem, będzie uważany za zawarty naprawdę i trzeba go będzie zakończyć najprawdziwszym rozwodem. W Kazimierzu tak się jednak – chyba – nie stało, bo po ślubie pod chupą goście weselni, w tym członkowie zespołu tanecznego „Snunit”, który na Małym Rynku prowadził wcześniej warsztaty tańca izraelskiego, ruszyli w tany, zapraszając wszystkich zebranych na Rynku do tanecznego kręgu. Mazeł Tow!
Para narzeczonych skojarzona przez swatkę spotkała się pod chupą – rodzajem kapy, pod którą w czasie procesji ksiądz katolicki niesie monstrancję z sakramentem. Ochotnicy spośród publiczności mieli okazję przekonać się nie tylko naocznie, jak to jest trzymać tak ważną kapę z drzewem życia. Tu młodzi, zanim złożyli sobie przysięgę małżeńską, która przypomina nieco transakcję handlową, pan młody – pamiętając o przypadku Jakuba, któremu podsunięto Leę zamiast Racheli – sprawdził tożsamość panny młodej, odchylając welon. Odśpiewane zostały błogosławieństwa nad oblubieńcem i oblubienicą, przy czym w poetycki sposób zaznaczono przyszły los kobiety - żony, określając ją jako różę pomiędzy kolcami… Przypieczętowaniem małżeństwa był moment założenia wybrance przez pana młodego obrączki na palec serdeczny, przy czym panna młoda tego gestu już nie odwzajemniła, bo mężczyzna nie nosi ozdób…
Jakub Skrzypczak podkreślał, że o ważności ślubu świadczą oba gesty – wypowiedzenie przysięgi i nałożenie obrączki, co nawet w czasie inscenizacji może sprawić, że ślub, który miał być tylko pokazem, będzie uważany za zawarty naprawdę i trzeba go będzie zakończyć najprawdziwszym rozwodem. W Kazimierzu tak się jednak – chyba – nie stało, bo po ślubie pod chupą goście weselni, w tym członkowie zespołu tanecznego „Snunit”, który na Małym Rynku prowadził wcześniej warsztaty tańca izraelskiego, ruszyli w tany, zapraszając wszystkich zebranych na Rynku do tanecznego kręgu. Mazeł Tow!
Anna Ewa Soria,
Skomentuj
Dodawanie komentarza
Trwa dodawanie komentarza. Nie odświeżaj strony.