Tradycyjne polskie zioła, choć przez lata zastępowane były innymi przyprawami z różnych zakątków świata, powoli wracają do łask. Gdzie ich szukać? I do czego je wykorzystać? Tego dowiedzieć się można podczas tegorocznych Warsztatów Archeologii Doświadczalnej na Grodzisku Żmijowiska.
Warsztaty Archeologii Doświadczalnej na Grodzisku Żmijowiska, oddziale Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym odbywają się już po raz dziesiąty. Podczas tych kilkunastu dni archeolodzy przeprowadzają różnorodne eksperymenty, które pozwalają na jeszcze lepsze poznanie naszych przodków oraz ich życia codziennego.
Jednym z punktów programu tegorocznych warsztatów są badania interdyscyplinarne – etnobotanika. Zadaniem badaczy jest opracowywanie zielnika dziko rosnących roślin jadalnych typowych dla wczesnego średniowiecza. Tematem tym zajęła się mgr inż. Karina Rudzka, absolwentka Wydziału Leśnego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Realizowany przez nią projekt stworzenia zielnika ma na celu utrwalenie obserwacji dotyczących wykorzystania dziko rosnących roślin jadalnych łąkowych i leśnych w odtwarzaniu pożywienia wczesnośredniowiecznych Słowian.
Podczas mojej wizyty na warsztatach Karina Rudzka pokazuje zebrane w okolicy rośliny. Okazuje się, że większość znam bardzo dobrze. Nie z nazwy oczywiście, a po prostu z widzenia. Tak naprawdę każdy, kto chociażby od czasu do czasu spaceruje polnymi drogami, je zna. One rosną na dziko przy drogach, na łąkach, a także… w przydomowych ogródkach. Na sklepowych półkach są raczej niedostępne.
- Większość tych roślin nie jest przemysłowo zbierana, gdyż nie ma takiej potrzeby – mówi Karina Rudzka. – Najczęściej można je znaleźć w postaci suszu w herbatkach ziołowych w aptece, ewentualnie w sklepach z zdrową żywnością jako dodatki przyprawowe, ale raczej nie są one zbyt popularne. Tak więc najlepiej ich szukać samemu, na łąkach czy też w lasach. Przy czym warto pamiętać o tym, że jedne rośliny spotkamy przy rozlewiskach, a inne w miejscach bardziej suchych.
Nie ma problemu, by będąc na spacerze zerwać kilka gałązek dzikich kwiatów. Możemy je też zabrać do domu. Jednak co dalej? Do czego je wykorzystać?
- Zebrane rośliny możemy wykorzystać do prowadzenia zdrowego trybu życia - mówi Kaina Rudzka. - Jest to świetny dodatek do diety bogaty w witaminy i mikroelementy oraz, co ważne, pozbawiony chemii. Dziko rosnące rośliny mogą stanowić idealny dodatek w naszej kuchni. Są to przede wszystkim świetne przyprawy, które nadadzą naszym daniom oryginalnego smaku.
Oprócz celów kulinarnych, dziko rosnące rośliny wykorzystywane są także w kosmetyce czy medycynie. My sami również możemy z zebranych ziół przygotować m.in. świetne maseczki na twarz czy włosy. Tu warto pamiętać o rumianku, który znaleźć możemy na prawie każdej łące, a znany jest z różnorodnych właściwości leczniczych i pielęgnacyjnych. Stosowany do płukania włosów przywraca im naturalną barwę i zapobiega wypadaniu. Oprócz tego przeciwdziała łupieżowi, nadaje włosom połysk i delikatnie rozjaśnia.
Jak się okazuje, opisy dziko rosnących ziół możemy znaleźć w wielu książkach, albumach, ale także w Internecie. Tam też bez problemu zidentyfikujemy przyniesioną do domu „zdobycz” i dowiemy się, do czego możemy ją wykorzystać. Za jakiś czas opracowany zostanie również zielnik dziko rosnących roślin jadalnych, w którym znajdą się też różnorodne przepisy. Na razie skorzystać możemy z przepisu pochodzącego z publikacji zatytułowanej „Kuchnia Słowian. O żywności, potrawach i nie tylko...” Hanny Lis i Pawła Lisa.
Polewka z lebiody czyli komosy białej
2-3 garście młodych listków lebiody, młode roślinki mogą być całe z łodyżkami
0,2 kg mięsa (może być suszone) lub kości na wywar,
3-4 łyżki śmietany,
1 czubata łyżka mąki,
sól,
mielona czarnuszka, szczypiorek, koperek,
5 gotowanych jajek
Z 2 litrów wody gotujemy wywar na mięsie lub kościach. Lebiodę płuczemy, kroimy na drobno i dodajemy do gotowego wywaru, solimy, gotujemy około 15-20 minut. Do smaku doprawiamy mieloną czarnuszką, koperkiem lub poszatkowanym szczypiorkiem. Zaprawiamy śmietaną rozmąconą z mąką. Podajemy z gotowanymi jajkami.
- Kiedy pierwszy raz gotowałam tę polewkę byłam bardzo ciekawa smaku. Jadłam duszoną lebiodę jak szpinak i bardzo ją lubię, ale polewki nigdy. Źródła etnograficzne często wymieniają polewkę z lebiody lub też „łobody” jako powszechnie spożywaną, nic jednak nie mówią o potrawie gęstej w formie bryi, a głównie w tej postaci przetrwała do naszych czasów. Z też powodu bardzo byłam ciekawa jej smaku – to dobra potrawa, ma delikatny smak i dobrze, żeby wróciła na nasze stoły – pisze Hanna Lis.
Polecamy.