Nie wiadomo, kiedy w Polsce kuligi weszły w zwyczaj, ale była to największa tradycja karnawałowa. Kiedyś była to wyłącznie zabawa szlachty i magnatów. Polegała na odwiedzaniu się sąsiadów z całej okolicy – w tym celu planowano kolejność odwiedzin, przygotowywano domy na przyjęcie gości i nocleg, szykowano uczty. Oskar Kolberg podaje, że znakiem do rozpoczęcia kuligu było obesłanie po domach laski z kulą u wierzchu, która zwoływała kulig, oraz wyprawienie do domu, który jako pierwszy przyjmował gości, arlekina, oznajmiającego ten kulig z trzepaczką w ręku. Zygmunt Gloger, XIX wieczny polski etnograf, autor publikacji Rok polski w życiu, tradycji i pieśni, tak opisuje kuligową tradycję:
- Przyjeżdżano ze zmrokiem w towarzystwie hucznej muzyki w świetle kagańców i pochodni. Wjeżdżano galopem na podwórze, podwoiło się trzaskanie z biczów, głośniej zahuczała muzyka, wybuchały naraz śmiechy i wiwaty, a jaśniejącego rzęsiście dworu wychodził gospodarz i gospodyni, witając uprzejmie kuligowe towarzystwo. Kilkugodzinna na mrozie przejażdżka obok tańca i wesołości zaostrzyły apetyt, znikały ze stołu z szybkością niepodobną do wiary ogromne misy zwierzyny, kiełbas, zrazów, szynek, kapusty i delikatniejszych potraw, ciast i konfetów”
Dzisiejsze kuligi to przyjemność już tylko co najwyżej kilkugodzinna. Zgodnie ze staropolską tradycją rozpoczynają się nadal o zmroku w blasku pochodni, choć i tych w biały dzień nie brakuje, ale stanowią one głównie zabawę raczej dla dzieci. Kuligi przestały być dzisiaj już tylko zabawą elitarną – w Kazimierzu biorą w nich udział przedstawiciele wszystkich zawodów, no może za wyjątkiem rolników... – jak mówi Andrzej Wolski, który od dziesięciu lat specjalizuje się w organizowaniu tego typu spacerów saniami. Właściwie nie zawsze są to spacery, czasem konie rwą galopem, wjeżdżają do stromych wąwozów, a i sanie przewrócić można, jeśli klient sobie tego życzy… A potem do bitwy na śnieżki już tylko krok… Najważniejsze, żeby było wesoło! Odpocząć można potem przy ognisku, smolne grube szczapy drewna zagrzeją nawet najbardziej zziębniętych, a bigos i kiełbasa własnoręcznie upieczona złagodzi nawet najbardziej minusowe temperatury. Często kuligom towarzyszy muzyka i w czasie jazdy, i przy ognisku – zimowa odzież, wbrew pozorom nie krępuje zbytnio ruchów przy tańcu na śniegu!
- Najdziwniejszy kulig, jaki pamiętam? – zastanawia się Andrzej Wolski – zaręczyny na cyplu na Albrechtówce przy saniach o dziesiątej w nocy. Najczęściej jednak kuligowe towarzystwo wybiera porę trochę wcześniejszą i wyrusza Wąwozem Plebanką na Miejskie Pola, choć i Korzeniowym Dołem i Górami pojechać też można… albo do Podgórza.
Za oknem wieje ciepły wiatr i kropi deszcz. Termometr pokazuje kreski powyżej zera. Czy uda się skorzystać z sanny w Kazimierzu tej zimy raz jeszcze?
Skomentuj
Dodane komentarze (11)
-
http://www.kazimierzdolny.pl/przejazdzki_konne_kuligi/65713/
-
witam z kim można się skontaktować jeżeli chodzi o organizację kuligu w dniu 13.12.2010
-
No, to mamy jósz dwuch klijeńtuf. Kratolancje.
-
Popieram cie były klijencie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Tak... bo konie w Kazimierzu są, jak widać, wielofunkcyjne...
-
Toż on się do konia zwracał, więc dlatego tak specyficznie.
-
były kliJent. co ty synu piszesz bo nie mogę pojąć o co Ci chodzi??? Tyś jest Polak czy nabytek???
-
Czy końskie taxi w kącu sie najedz pieniedzmi bo nawet kobiety prowadzą?
-
Jaka to piekna stara tradycja , i zachowana do dzisiaj trwa , tylko zazdroscic tym co na saniach ,tej bialej zimy , koni i san ,dla pana woznicy tez wielkie dzieki ze trzyma sanie konia i bat ..........:)
-
Z kopyta kulig rwie,
z kopyta kulig rwie! -
Pa pa pa pa, pa pa papa, pa pa pa pa pa pa...