Kazimierska publiczność jest bardzo otwarta i z niebywałą sympatią przyjmuje wszystkich nowch artystów pojawiających się w Miasteczku. Tym razem miał okazję przekonać się o tym Teo Barea wraz ze swym zespołem.
Flamenco jest sztuką tańca, śpiewu i muzyki Cyganów andaluzyjskich, która łączy w sobie elementy kultury hinduskiej, perskiej, żydowskiej, arabskiej, mauretańskiej, egipskiej oraz średniowiecznej muzyki gregoriańskiego chorału. Siła i magia flamenco tkwi więc w splątanych rytmach muzycznych, niesamowitych łukach melodycznych, akordach gitary oraz ogromnym ładunku emocjonalnym przekazywanym w tańcu. Jednym słowem flamenco jest z jednej strony impulsywne, a z drugiej pełne napięcia i zatrzymanej energii.
W tym roku flamenco po raz kolejny przywędrowało do Kazimierza Dolnego, gdzie na patio SARPu przy Rynku wraz ze swym zespołem wystąpił Teo Barea. Artyście towarzyszyła wybitnie uzdolniona tancerka Maria Maraqez. Występ przyciągnął tłumy ludzi, co spowodowało opóźnienie imprezy, bo przygotowanych miejsc okazało się zbyt mało. Organizatorzy jednak i z tym poradzili sobie doskonale. Gdy na scenie pojawił się zespół, publiczność zamilkła. Bardzo rytmiczna muzyka powodowała, że trudno było usiedzieć na miejscu, niektórzy więc chociaż sobie przytupywali, inni nucili pod nosem. Występująca na scenie para opowiadała tańcem historię, a każdy ruch ciała i gest idealnie współgrał z melodią, wyrażając emocje tancerzy.
Gromkie brawa po każdym występie mówią same za siebie – występ się podobał. Może dlatego, że flamenco to jakby podróż w nieznane, to pewnego rodzaju oderwanie się rzeczywistości. Bo nie da się nie przeżywać takiego występu, nie da się walczyć z porywającymi rytmami. Może więc flamenco do Kazimierza jeszcze powróci…?
W tym roku flamenco po raz kolejny przywędrowało do Kazimierza Dolnego, gdzie na patio SARPu przy Rynku wraz ze swym zespołem wystąpił Teo Barea. Artyście towarzyszyła wybitnie uzdolniona tancerka Maria Maraqez. Występ przyciągnął tłumy ludzi, co spowodowało opóźnienie imprezy, bo przygotowanych miejsc okazało się zbyt mało. Organizatorzy jednak i z tym poradzili sobie doskonale. Gdy na scenie pojawił się zespół, publiczność zamilkła. Bardzo rytmiczna muzyka powodowała, że trudno było usiedzieć na miejscu, niektórzy więc chociaż sobie przytupywali, inni nucili pod nosem. Występująca na scenie para opowiadała tańcem historię, a każdy ruch ciała i gest idealnie współgrał z melodią, wyrażając emocje tancerzy.
Gromkie brawa po każdym występie mówią same za siebie – występ się podobał. Może dlatego, że flamenco to jakby podróż w nieznane, to pewnego rodzaju oderwanie się rzeczywistości. Bo nie da się nie przeżywać takiego występu, nie da się walczyć z porywającymi rytmami. Może więc flamenco do Kazimierza jeszcze powróci…?