Polecamy dziś Państwu wycieczkę do Piotrawina, miejscowości leżącej około 30 km na południe od Kazimierza. Co tam ciekawego? Zapraszamy do podróży na razie wirtualnej, także w czasie.
Kiedy poszukiwałam pozostałości gotyku w rejonie Kazimierza, natrafiłam na informacje o kościółku w Piotrawinie. Na zdjęciach gotycka świątyńka wyglądała niepozornie, jak daleka siostra katedry w Kołobrzegu, ale niewątpliwie należała do rodziny. Niewielka wysmukła bryła z czerwonej cegły, wąskie wysokie okna, których strzelistość podkreślały dodatkowo białe obramowania okiennych wnęk i sklepienia żebrowe wewnątrz nie pozostawiały cienia wątpliwości, nie mówiąc już, ze w przewodniku napisane było to czarno na białym. Warto zobaczyć.
Ale – jak to bywa – życie przesuwało plany wycieczki do Piotrawina do strefy: Podróże marzeń. Z czasem jednak o Piotrawinie los dokładał wciąż nowe informacje.
Jakiś czas temu wpadła mi w ręce legenda o tym, jak to biskup Stanisław, który piotrawińskie dobra posiadł w drodze ustnej umowy z rycerzem Piotrem Strzemieńczykiem (XI w.), powołał na świadka zmarłego męża, by ten zaświadczył w procesie, jaki wytoczyła mu rodzina Strzemieńczyka, kwestionująca akt sprzedaży. Legenda ta musiała być powszechnie znana, skoro do języka polskiego przeszły takie frazeologizmy jak: wskrzesić Piotrowina – czyli zabierać się do spraw dawno zapomnianych – w końcu Piotr, Piotrowinem zwany, wskrzeszony przez biskupa nie żył już od lat trzech. I drugi zwrot – wyglądać jak Piotrowin – być bladym, wyglądać mizernie, chorowicie. Nic więc dziwnego, ze na miejscu tego cudu biskup krakowski kardynał Zbigniew Oleśnicki, skłoniony ogromną popularnością Piotrawina, który stał się ośrodkiem kultu św. Stanisława, ufundował tu w XV w. kościół murowany na miejsce drewnianej świątyni. Druga świątyńka powstała na przeciwległym brzegu Wisły – na błoniach pod Solcem, gdzie dokonano sądu w sprawie piotrawińskich dóbr. Legenda głosi, ze Piotrowin z biskupem Stanisławem przeszli po rzece suchą nogą wzdłuż świetlnej smugi, do dziś podobno widocznej przy odpowiednim poziomie Wisły. Dziś pozostały z niej jednak już tylko ruiny.
Na placu przed kościołem parafialnym uwagę skupiają ogromne jońskie kapitele, leżące tuż przy murze. To kolejne świadectwo popularności kultu świętego Stanisława, którego w XVIII w. chciał uczcić wybudowaniem ogromnej świątyni biskup Kajetan Sołtyk. Zamiar nie doszedł jednak do skutku, z powodu zesłania biskupa na Sybir.
Legendy, nadprzyrodzone wydarzenia, ruiny – to wciąż fascynuje i podsyca wyobraźnię. A jeśli dodać do tego malownicze położenie Piotrawina na wysokiej 40 metrów nad poziom Wisły skarpie, fantastyczne kamieniołomy i bliskość Bałtowskiego Parku Jurajskiego, gdzie nie tylko można oglądać dinozaury, ale i odbyć spływ po rzece Kamiennej, która wpada do Wisły na wprost Piotrawina – pozostaje już tylko szykować się do podróży. Jak tylko pogoda będzie słoneczna pogoda, na pewno się tam wybiorę. Może i Państwo też?
Do Piotrawina można dojechać, kierując się od Kazimierza w stronę Opola Lubelskiego, bądź Wilkowa – ta druga droga jest lepsza i tędy bliżej. Z Piotrawina na drugi brzeg Wisły do Bałtowa można dostać się promem z miejscowości Kamień, leżącej okołó 4 km przed Piotrawinem.
autor strony internetowej o Piotrawinie
www.piotrawin.pl
autorka nie wspomniała o przykościelnej kaplicy a właściwie grobie, w którym pochowany jest Piotrowin. warto też wspomnieć o niewielkim muzeum św. Stanisława zorganizowanym przez jednego z byłych proboszczów w budynku starej plebanii. muzeum obecnie szykuje się do remontu, po remoncie na pewno ponownie będzie warte odwiedzenia.
warto również zaznaczyć, iż fakt wskrzeszenia Piotrowina był oficjalnie uznany przez Watykan za cud podczas procesu beatyfikacyjnego Stanisława (każdy święty musi takiego dokonać) - polecam obraz w nawie głównej.
na koniec: parafia w Piotrawinie jest najstarszą w archidiecezji lubelskiej i jedną z najstarszych w Polsce.
Po odprowadzeniu Piotra Strzemieńczyka do grobu, biskup Stanisław wracając na plebanię, urwał gałązkę lipy i włożył w ziemię, ale urwanym miejscem do góry. Ku zdziwieniu wszystkich mieszkańców wyrosła z tej gałązki lipa, ale wyglądała tak jakby rosła korzeniami do góry. W 1930 r. nad Piotrawinem rozszałała się burza i piorun trafił w lipę. Drzewko się spaliło, ale po jakimś czasie wyrosły na tym miejscu...trzy lipki i tak rosną po dziś dzień. Co na własne oczy sprawdziłam będąc w Piotrawinie przedwczoraj, tj we wtorek 18.05.2010
Drzewko rośnie, ma się dobrze i jest otoczone metalowym płotkiem z tabliczką na której jest napis - "Miejsce, na którym rosła lipa zwana św.Stanisława zniszczona w 1930 r.Z korzenia jej wyrosły te trzy lipy".