Piłka nożna jest jak nałóg

Skomentuj (11)

zobacz więcej (7)

Ma 42 lata na karku. Skończył je 27 maja. Mierzy 179 centymetrów i waży 90 kilogramów. Znają go kibice w Puławach, Dęblinie, Kurowie i Kazimierzu Dolnym, tam bowiem grał, ale jego sylwetkę kojarzą także i inni fani futbolu na Lubelszczyźnie. Adam Kamola 30 czerwca br. oficjalnie skończył bogatą karierę piłkarską, którą – jak mówi – zaczynał równo 30 lat temu.
- Tak było w 1977 roku, kiedy miałem 12 lat - wspomina popularny Kama. Po jednym z turniejów dzikach drużyn w ogródku jordanowskim pewien człowiek z „Wisły” zaprosił mnie na trening „Wisły”. Nie pamiętam nawet, kto to był. W każdym bądź razie zostałem w klubie, przechodząc po kolei wszystkie szczeble od trampkarza do seniora. Moim pierwszym trenerem był Edmund Marciniak.

Nie związał się Pan z „Wisłą” na stałe. Co skłoniło Pana do zmiany barw klubowych?

- Można powiedzieć, że życie. Musiałem odbyć służbę wojskową, w tamtych czasach nie było od tego ucieczki. Z tego powodu grałem przez pewien czas w „Orlętach Dęblin”, a potem w zespole „Czarnych”. W swojej karierze zaliczyłem epizod w „Garbarni Kurów”, a „Orłach” gram od 7 lat.

Kibice w Kazimierzu kojarzą Pana jako obrońcę.

- Ale nie zawsze tak było. Do defensywy przeniosłem się dopiero później. Zaczynałem jako środkowy pomocnik i napastnik. Ile bramek zdobyłem w swojej karierze? Jeden z kibiców w Puławach policzył, że dla samej ”Wisły” 123 bramki w III i IV lidze.

Ciężko się jest rozstać z piłką?

- I to jeszcze jak. To jest tak jak z paleniem. Jak się człowiek wciągnie, to ciężko jest to rzucić. Ja oczywiście nie palę, ale mogę powiedzieć, że moim nałogiem jest piłka.

To czemu Pan z nim zrywa?

- Głównie ze względu na pracę. Pracuję od 6 do 18, czyli dwanaście godzin na dobę. Trudno jest jechać z Puław do Kazimierza na trening. No i nie mam już tyle sił, co kiedyś.

Zupełnie rzuca pan futbol?

Nie, zawsze będzie ciągnęło wilka do lasu. Zajmę się szkoleniem młodzieży w „Orłach Kazimierz”.

Co szczególnie zapamiętał Pan w swojej karierze?

- Na pewno występy w III lidze w barwach „Wisły”. A szczególnie dwa mecze: wygrany 8:1 z „Hetmanem Zamość”. Drugi – to spotkanie z pierwszoligową „Jagiellonią Białystok” w Pucharze Polski. W normalnym czasie gry był remis i doszło do karnych, które wygraliśmy i awansowaliśmy dalej. To bardzo miłe momenty.

A są jakieś niemiłe?

- Raz zdarzyło się coś takiego. Pamiętam, jak po meczu z „Radomickiem” w Radomiu mieliśmy scysję z miejscowymi kibicami. Sam ją zresztą wywołałem... Wygraliśmy 1:0 po golu obecnego trenera „Orłów” Jacka Magnuszewskiego. Schodząc do szatni w tunelu krzyknąłem do fanów ,,Gdzie jest ten Radomiak?!" I wtedy się wszystko zaczęło. Rzucali w nas kamieniami, pluli. Wracając do Puław nasz autokar zatrzymała policja i skierowała nas na inna drogę, gdyż mieli informację o fanach z Radomia na naszej trasie przejazdu.

Spodziewa się Pan jakiegoś prezentu na zakończenie kariery?

- Nie spodziewam się, chociaż byłoby mi miło coś dostać.
źródło: Dziennik Wschodni
Poniżej zdjęcia z pożegnalnego meczu Adama Kamoli.
Fot. Mateusz Stachyra

Skomentuj



Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę