Spadł jak zwykle niespodziewanie. Zaznaczył się cieniuchną kołderką na trawach, krzewach, drzewach i dachach. I tak samo niespodziewanie przepadł – w kałużach, w Grodarzu, w Wiśle. Jeszcze nie czas na zimę. Jeszcze nie czas.
Pierwszy śnieg jak zwykle spowalnia czas. Trzeba zwolnić. Żeby się chociażby nie pośliznąć. Żeby nie uronić niczego z szerokiej perspektywy bieli. Żeby odetchnąć pełniejszą piersią.
Pierwszy śnieg to jeszcze jednak nie zima. Jest jak marzenie. Ulotne, niekonkretne. Przemija, zanim nabierze realnych kształtów. Pozostawia zapach tajemnicy. I pośniegowe błoto.