Kazimierski Zamek gościł w ostatni weekend poetów śpiewających i piosenkę literacką. Anna Stankiewicz, Janusz Strobel i Mariusz „Fazi” Mielczarek wykonywali utwory do tekstów Jonasza Kofty i Jana Wołka. Pierwszy koncert z cyklu Muzyczny Zamek – za nami.
Piosenka literacka. Poeta śpiewający. To nie są pojęcia z pomroków dziejów, chociaż jak żartował zapowiadający koncert Jan Wołek, poetów śpiewających jest dziś mniej niż… hipopotamów i choćby z tego tytułu należy im się opieka.
- Na początku dobrze by było ustalić sobie pewne pryncypia: otóż co to jest poeta śpiewający? Zdaniem poetów, którzy się urodzili głusi, jest to taki poeta, który musi śpiewać, bo nie umie pisać. Ja kiedyś śpiewałem, ale już nie śpiewam, co jest wskazaniem na to, że nauczyłem się pisać. Ale po napisaniu trzech tysięcy piosenek i pewnie tyluż samo wierszy to już ilość przechodzi w jakość – bawił publiczność Jan Wołek. – Co to są poeci w ogóle? Otóż poeci w tej ogólnej ogromnej populacji miliardów ludzi na świecie to są tacy ludzie, którzy najczęściej są indagowani pytaniem: co miał na myśli? Ja jestem szczęśliwie już w tym wieku, że na pytanie, co miałem na myśli, mogę odpowiedzieć: nie pamiętam.
- Jest jeszcze jeden problem: problem prawidłowej interpretacji. Co to jest interpretacja? Otóż interpretacja to jest umiejętność odpowiedzenia sobie samemu – mówię o poetach – na pytanie, co miał na myśli, czyli jeśli poeta wie, co miał na myśli, to wtedy może śmiało interpretować. A to już jest Proszę Państwa na granicy aktorstwa.
To zaledwie fragment swego rodzaju felietonu, którym Jan Wołek rozpoczął na kazimierskim Zamku pierwszy koncert z cyklu „Muzyczny Zamek”, który – prezentować będzie właśnie piosenkę literacką i poetów śpiewających.
Jako pierwszy na zamkowej scenie wystąpił ze swoimi piosenkami Tomek Krzymiński. Wbrew zapowiedziom Wołka śpiewać potrafił i grać też, a jego utwory wpisywały się w ton felietonu wstępnego – były lekkie i dowcipne, chociaż do zadumy nad człowiekiem i światem skłaniały również jak najbardziej.
A potem sceną zawładnęła Anna Stankiewicz. Jej ciepły aksamitny głos splatał się w trio z dźwiękami gitary Janusza Strobla i saksofonu Mariusza Mielczarka. W ich wykonaniu usłyszeliśmy piosenki do tekstów Jonasza Kofty i Jana Wołka – nowe, a przy tym jakby dobrze znane. W tle pobrzmiewały czasem echa piosnek miedzy innymi wykonywanymi przez Hannę Banaszak, ale nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że Strobel nie tylko pisze dla tej artystki piosenki, ale również często z nią występuje jako akompaniator. Były to jednak tylko echa, bo takim piosenkom Strobla jak „Trzeba marzyć”, „Kiedy księżyc jest w nowiu” czy „Nieobecni” Anna Stankiewicz nadała nowy wymiar, odciskając na nich swoje własne piętno.
Koncert otwierający cykl „Muzyczny Zamek” był także koncertem światła. Biała odświeżona opoka kazimierskiej warowni chłonęła wprost całą swoją materią barwy świateł, stanowiąc tło dla muzyki i artystów.
Niesamowity wieczór.