O tym, co było niedopowiedziane

Skomentuj (6)

Niedawno grupa kazimierzaków porządkowała kolejny polski cmentarz na ukraińskim dzisiaj Wołyniu. Artykuł o pracach w Tajkurach niedaleko Równego zamieszczony na naszym portalu stał się przyczynkiem do spisania rodzinnych wspomnień, których właśnie publikujemy.

Tak się złożyło, że jestem najmłodszym dzieckiem mojej mamy, moje dużo starsze siostry poszły już na swoje, gdy ja miałam 5-6 lat, więc wychowywałam się prawie jak jedynaczka. Jako dziecku mama i babcia opowiadały mi historie różne z dawnych czasów - takie o zwykłym życiu, o odpustach, które były dużymi i ważnymi wydarzeniami, o tym, jak to dziadek zakupy u Żydów robił, o rodzinnych zdarzeniach, przeróżnych tradycjach. Było w tych opowiadaniach wiele nostalgii, ale też przeplatała się jakaś tajemnica i niedopowiedzenia. Same nazwy były takie enigmatyczne: Wołyń, Tajkury, Zdołbunów, Kopytków…. Jak z jakiegoś innego świata.
Byłam już starsza, gdy dowiedziałam się o tym, co było niedopowiedziane.


Moi dziadkowie: Wojciech Janus i Józefa z domu Derda (rodzice mamy – i tylko o rodzinie mamy jest opowieść moja) urodzili się w jeszcze w wieku XIX. Każde z nich miało rodzeństwo. Pobrali się około 1918 roku i mieszkali w Kopytkowie. Urodziło im się pięcioro dzieci: Aleksander (1919r.), Mieczysława (moja mama -1920r.), Marysia (1923r.), Janek (1926r.) i Jurek (1935r.).


W 1926 roku rodzina przeprowadziła się do Tajkur. Myślę, że dla moich dziadków była to „ziemia obiecana”. Ponieważ nie byli to ludzie bogaci, a udało im się kupić trochę ziemi, dziadek sam wybudował dom (był stolarzem), za domem posadzili drzewa owocowe (w czasie wojny to był już sad), więc ten dorobek w ich życiu był dużą wartością. Aczkolwiek nie oznaczał majętności, bo jak moja mama opowiadała, o niej i jej siostrze mówiono „Janusówny ładne panny, gdyby tak jeszcze miały po mordze w posagu, to by się od konkurentów nie opędziły” – znaczy to, że w dalszym ciągu za wiele nie mieli.


Wojna zastała ich właśnie w Tajkurach. Zupełnie nieznany i tajemniczy jest los Aleksandra i Janka. Najpierw Aleksander zaciągnął się do wojska, dostał się do niewoli (dziadkowie dostali od niego list z obozu) – potem wszelki słuch o nim zaginął. Podobnie było z Jankiem, ponieważ na początku wojny był nastolatkiem, więc należał do jakiejś młodzieżowej organizacji zbrojnej. Pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Żadne poszukiwania nie przyniosły odpowiedzi. Do dzisiaj nie dowiedzieliśmy się, jaki był ich los. Moja mama w 1941 roku wyszła za mąż i przeprowadziła się do Oleksina. W Tajkurach zostali dziadkowie z Marysią i małym Jurkiem. Tak ich zastał 1 maja 1943. Była noc. Ukraińcy podpalili ich dom. Co prawda dziadek rodzinę uspokajał, że spali się dach, a ścianom nic się stać nie może, nakrył Jurka kocem i wcisnął pod stół, a gdy zaczął szukać Marysi, okazało się, że uciekła tylnym wyjściem prowadzącym do sadu. Biegła wśród białych kwiatów jabłoni w szarej sukience, trudno jej było nie zauważyć. Została postrzelona z karabinu maszynowego. Gdy wszystko ucichło przyniósł ją dziadek do domu, zmarła po kilku godzinach.


Dziadek zdołał zrobił z desek trumnę i została pochowana 2 maja na cmentarzu w Tajkurach.


Reszta rodziny ocalała. Po tych przeżyciach, jak większość Polaków, dziadkowie uciekli do Równego. Tam tego samego roku dziadek „z łapanki” został wywieziony na roboty do Niemiec. Potem także do Równego do babci dojechała moja mama. Tu w sierpniu 1944 roku urodziła się moja najstarsza siostra Wiesia. W styczniu 1945 transportem kolejowym pojechali do Polski: babcia, Jurek, mama z rodziną oraz rodzeństwo babci. Babcia i mama osiedliły się w Malborku, natomiast rodzeństwo babci w pobliskim Kraśniewie. Kolejnym transportem z Równego przyjechały do Polski dzieci brata dziadka. Tyle tylko, że swoją podróż zakończyli na zachodzie Polski w okolicach Świdnicy. Mama odnalazła ich w latach 70-tych.
Dziadek wrócił z Niemiec do Malborka w Wigilię Bożego Narodzenia 1948 roku.


Poza nieznanymi aczkolwiek tragicznymi losami Aleksandra i Janka oraz śmiercią Marysi jest jeszcze jedna tragedia rodzinna. Otóż brat mojego dziadka – Stanisław Janus, jeszcze przed wojną został wdowcem, (z pierwszą żoną Polką miał kilkoro dzieci – to te, które odnalazły się w okolicach Świdnicy), a potem ożenił się z Ukrainką. Został wraz ze swoją ukraińską żoną i ich dzieckiem w okrutny sposób zamordowany.


Siedzibą rodzinną po wojnie został Malbork. Tam mieszkali dziadkowie (dziadek Wojciech – zmarł w 1959 roku, nie miałam przyjemności go poznać). Po śmierci babci w 1982 r. „ojcowiznę malborską” przejął najmłodszy syn Jurek, który w międzyczasie założył własną rodzinę. Wujek zmarł w 2012 roku.

Moja mama ze swoją rodziną (mąż + Wiesia, która urodziła się w Równem, a potem jeszcze 3 kolejne córki) w latach 50-tych wywędrowała na zachód. Po „drodze” było kilka miejsc zamieszkiwania… z nich dla mnie najważniejsze Lipki Wielkie pod Gorzowem Wielkopolskim, bo tam było moje dzieciństwo, a od 1970 roku Głogów.


Tu w 1990 roku zmarła moja mama.


Dziś po naszej wołyńskiej historii rodzinnej zostały wspomnienia, kilka starych zdjęć...


Może jeszcze na zakończenie dodam, że odkąd pamiętam, mimo fizycznej nieobecności tych, którzy „zostali” tam, za Bugiem… to w jakiś szczególny sposób funkcjonowali wśród nas…żyli dzięki zdjęciom, opowieściom, powracającej tęsknocie mojej babci i mamy… ich obecność była prawie „namacalna”.”

 

Beata Tuzik-Nowak

 

Za pomoc w powstaniu tego materiału redakcja dziękuje panu Henrykowi Kozakowi ze Stowarzyszenia Wołyń - Pamiętamy

Skomentuj


Dodane komentarze (3)

  • krystyna
    Beatko dziękuję Ci za tę opowieść..... . Wspominałaś niejednokrotnie o swoich zabużańskich korzeniach le nigdy tak szczegółowo. Dziękuję Ci jest to kawałek polskich losów, doli i niedoli Polaka tułacza.
    • Tadek
      To jednak "stara gwardia" jeszcze tu zagląda :)
    • Mąż Beatki
      Pozdrawiam w imieniu Beaty, bo Ona zapracowana jakoś ostatnio :)
  • Ulka-Kazimierz
    @Pijany znad Grodarza: na szczęście autorka wspomnień ustawia swoją tragiczną historię zupełnie poza polityką. Przedstawia fakty. Nie ocenia. Ja wiem, że ocena pozostaje nam. I to jest - jak słusznie zauważył Pan - najgorsze, głownie dlatego, że daje pole do spekulacji i nadużyć... ;-(
    • pijany znad Grodarza
      tak też sądziłem i sądzę . Nienawidzę nadużyć w historii.
  • pijany znad Grodarza
    Trudno to tragiczne wspomnienie w obecnym czasie skomentować. Jedni tzw. POPRAWNI POLITYCZNIE poza oczywistym wspólczuciem powiedzą, że okres ten to tragiczna karta w historii obu narodow, inni , tzw. PRAWDZIWI PATRIOCI będa nawoływać do rewanżyzmu , wyrownania rachunków poprzez nazwanie tego okresu LUDOBÓJSTWEM, którego to dopuścili się Ukraińcy. Ja optuję za pierwszym, chociaż ta POPRAWNOŚĆ nieraz mnie uwiera.

Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę