Komentarze
W ostatnią sobotę, 3 litopada br. około godziny 17.00 przed domem Marii i Jerzego Kuncewiczów zapłonęły świece. Były one pewnego rodzaju zapowiedzią zbliżającego się spotkania poetyckiego poświęconego twórczości nieżyjących już poetów.
Początek listopada to w naszej kulturze czas pełen refleksji, zadumy i wspomnień o naszych najbliższych, którzy odeszli. Jednak nie wszyscy, odchodząc z tego świata, przestali jednocześnie istnieć. Jedni pozostawiają po sobie pamiątki, testamenty i wspomnienia, a inni jeszcze oprócz tego ofiarują światu swoją twórczość, dzięki czemu są wspominiani przez kolejne pokolenia. Ci ludzie stają się tym samym nieśmiertelni, a ich utwory wciąż żyją, czytane i recytowane przez coraz to młodszych miłośników literatury.
Spotkanie poetyckie, które odbyło się 3 listopada w Domu Marii i Jerzego Kuncewiczów, miało na celu zwrócenie uwagi ludzi na problem przemijania. Przygotowane utwory, pełne refleksji i przemyśleń nad życiem i śmiercią, nad początkiem i końcem stworzyły niepowtarzalną atmosferę.
Na spotkanie przybyło bardzo wielu ludzi, oprócz stałej kazimierskiej publiczności, pojawili się także turyści. Czytano wiersze Haliny Poświatowskiej, Zbigniewa Herberta, Czesława Miłosza, Józefa Czechowicza oraz Karola Wojtyły, a zaprezentowali je uczniowie Gminnego Zespołu Szkół w Kazimierzu Dolnym, Maciek Romański, Maja Garbal, Jan Tuźnik oraz pani Ewa Wolna.
Fot. AS
Agnieszka Skrzyńska - Michalczewska,Skomentuj
Dodawanie komentarza
Trwa dodawanie komentarza. Nie odświeżaj strony.
Śmierć jest snem dla zmiany formy istnienia, nie jest zagładą. Treść psychiczna, nierozpoznawalna forma energetyczna, pozostaje w postaci nie do ustalenia.
Przyjmując wiarę w nieśmiertelność świadomości, to jest duszy, i w przemienność materii i energii stanowiących ciało, śmierć jest tylko przejściem w formach bytu w skończoności.
pościele wonne zielem
dlatego siano pachnie snem
w słońca kwadratach oknach zieleń
czerwony kwiatek żarzy się jak usta
przez kwiat i te liście wprost
z promieni pochyły most
w ciszy przeczuć
u ciebie mateczko dzień ma oczy krowie
wędrowcem w stepie człapie zapóźniony wieczór
ranki w obłokach się czają
i znowu dzień je łowi
noce migocą snami grając
sieje się słodycz przez lniane sito
ty siejesz matczyna głowo
zawsze uśmiech ręką serdeczną wita
jasno biało brzozowe
z końca stołu z wagonu z pola i bulwaru
gdziekolwiek oddycham ciemnogrzywy chłopak
oczy me listy myśli jeden mają popas
szepcą zaklęcie wieków wiecznych
wołają gwiazdę czarów
słowo jak słonecznik
matusiu