Moja lekcja historii: Spotkania z Papieżem Polakiem

W poniedziałek minie 39 lat od momentu, kiedy arcybiskup metropolita krakowski Karol Wojtyła został wybrany papieżem. O swoich spotkaniach z Papieżem Janem Pawłem II opowiada Maciej Polkowski.

Ojciec Święty Jan Paweł II pozostaje w naszej pamięci jako niemal zawsze uśmiechnięty, wielkiej pogody ducha Człowiek. Także nigdy nie zapomnimy, że sport dla Jana Pawła II nigdy nie był dziedziną daleką, obcą i nieznaną, a wręcz przeciwnie. Jako młodzieniec wraz kolegami ganiał za piłką na wadowickich łąkach, a najchętniej grał na bramce. Taki tytuł – „Najchętniej grał na bramce” – nosi wspomnieniowa książka papieskiego przyjaciela, księdza Mieczysława Malińskiego. W późniejszych latach jeździł na nartach i wędrował pieszo po ukochanych górach, chętnie uczestniczył w spływach kajakowych, a nawet kiedy został papieżem, nie zaniechał pływania. Wielokrotnie przypominał, jak ważna, szczególnie dla młodzieży, jest sprawność nie tylko ducha, ale i ciała. Przez wszystkie lata pontyfikatu przygarniał do siebie ludzi sportu – zawodników, trenerów, działaczy, dziennikarzy. Jan Paweł II odbył setki, a może raczej tysiące spotkań z różnymi grupami sportowymi.

Za każdym razem, jeżeli ktoś mnie pyta, co poruszyło mnie w ponad czterdziestoletniej dziennikarskiej „wędrówce”, odpowiadam niezmiennie – dwie wizyty u papieża Jana Pawła II w Watykanie. Nigdy nawet nie marzyłem, że dostąpię takiego zaszczytu i szczęścia. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będzie mi dane stanąć obok Ojca Świętego, a nawet chwilę z Nim pogawędzić. A przecież wielu ludzi na naszym globie potrafiło pielgrzymować dobę, dwie, trzy; wystawać wiele godzin w słońcu i spiekocie, na wietrze i deszczu, by przez „ułamek wieczności”, dosłownie przez mgnienie, ujrzeć na własne oczy Papieża, który przemknął przed nimi swoim papamobile. Ja jednak miałem wyjątkowe szczęście…

Kiedy dołączyłem do futbolowej ekipy Widzewa (między innymi z Józefem Młynarczykiem, Włodzimierzem Smolarkiem, Romanem Wójcickim, Mirosławem Tłokińskim), 10 lutego 1983 roku przebywała ona we wspaniałym włoskim centrum turystycznym „Il Ciocco” w Apeninach, sposobiąc się do dwóch ćwierćfinałowych spotkań Pucharu Europy z mistrzem Anglii, Liverpoolem. Papież przyjął nas 17 lutego na prywatnej audiencji. Najpierw wzruszająca, wyciszona atmosfera porannej mszy świętej w prywatnej kaplicy, komunia rozdawana przez samego Ojca Świętego, a następnie spotkanie i luźna rozmowa w bibliotece. Wcale nie byłem zdziwiony, że łodzianie naładowani szczególną, pozytywną energią uporali się potem w dwumeczu z angielską jedenastką i awansowali do czwórki najlepszych zespołów Starego Kontynentu. Dopiero w półfinale nie sprostali Juventusowi ze Zbigniewem Bońkiem i Michelem Platinim. Mimo wszystko z pewnością można było uznać, że polscy sportowcy nie zawiedli swego Wielkiego Rodaka.

W 1990 roku na przełomie czerwca i lipca przebywałem we Włoszech na Mondiale. W szóstym dniu lipca w godzinach popołudniowych papież przyjął w Watykanie grupę polskich dziennikarzy i trenerów. Podczas spotkania w Sali Klementyńskiej Jan Paweł II (mimo wyraźnej dezaprobaty ks. Stanisława Dziwisza) spełnił moją prośbę.

– Ojcze Święty, czy mogę o coś zapytać?
– Proszę, słucham.
– Dlaczego Ojciec Święty najbardziej lubi piłkę nożną?
– Pasjonowałem się nią w młodości. Teraz już nie bardzo czas mi pozwala.
– Czy Ojciec Święty byłby rad, gdyby teraz we Włoszech grała polska drużyna?
– Oczywiście, oczywiście. Byłaby to dla mnie wielka radość.

Na pożegnanie, przed udzieleniem błogosławieństwa, papież powiedział:
- Proszę was tylko o jedno, uczyńcie wszystko, żeby polscy piłkarze, za cztery lata zagrali w finałach. Jak się okazało, musiał czekać nie cztery, a dwanaście lat – do 2002 roku.

Podczas tamtego Mondiale’90 papież udowodnił, że jest także „szefem” normalnie stąpającym po ziemi, wielkim realistą. Otóż zdając sobie sprawę, jaką pasją darzą „calcio” włoscy dostojnicy Kościoła pełniący służbę w Watykanie, wszystkim na okres finałów mistrzostw świata udzielił urlopu. Mógł tak postąpić jedynie Ktoś, kto rzeczywiście kochał i sport, i ludzi...


Tekst: Maciej Polkowski
Fot. Arturo Mari z archiwum Macieja Polkowskiego


Maciej Polkowski, dyrektor Biegu Kazimierskiego, dziennikarz sportowy, redaktor naczelny Przeglądu Sportowego w latach 1990-1994, autor kilku książek o tematyce sportowej.

To kolejna historia na naszym Portalu z cyklu "Moja lekcja historii". Zachęcamy naszych Czytelników - kazimierzaków do podzielenia się z nami swoimi rodzinnymi historiami ocierającymi się o wielkie wydarzenia historyczne. Materiały można nadsyłać na adres redakcji: redakcja@kazimierzdolny.pl

Skomentuj



Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę