Skomentuj (4)
Komentarze
-
matka zawsze bedzie bronila dziecka, jej prawo. ale niestety jak one chcialy sluzyc kosciolowi, to powinny to robic, a nie sie przeciw niemu buntowac. same wybraly droge, jaka chca isc. nawet jesli by ta ich byla matka przelozona miala objawienia o ktorych mowia, to one predzej czy pozniej ujrzaly by swiatlo dzinne i przyniosly owoce milosci, a tak to tylko bol i cierpienie rodzin, ktore rozstaly sie z dziecmi, jakis ogolny niesmak...
-
Cóż znaczy sekta p. Ligockiej w porównaniu z wielomilionową sektą niejakiego ojca Tadeusza R. ? :-)
-
Niepokojące są informacje, które można wyczytać w wywiadzie z o. Tomaszem Ferencem. Zresztą wczorajszy program w TVN Uwaga też daje do myślenia. Mieliśmy okazję zobaczyć rodziny wspirające działalność p. Ligockiej. Te biedne matki i ojcowie czują sie nobilitowani faktem, iż należą do wąskiego kręgu "zaufanych". Są tak samo zmanipulowani jak ich córki. Już teraz utrzymują sektę, a jeszcze trochę to zaczną majątki przepisywać na p. Ligocką.
- U nich jest wszystko w porządku. Chcą być razem i dalej służyć
Kościołowi - mówiła wczoraj pod bramą klasztoru w Kazimierzu Dolnym
matka byłej zakonnicy eksmitowanej stamtąd w środę
W czwartek późnym wieczorem grupa byłych betanek próbowała dostać się na teren budynku. Zeszły ze wzgórza u stóp którego stoi klasztor. Kobiety spłoszyła ochrona obiektu. O. Tomasz Franc z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, który twierdzi, że grupka sióstr pojawiła się w pobliżu klasztoru również w piątek, uważa że mogą to być byłe zakonnice trzy Białorusinki i dwie Rosjanki. Przebywają w Polsce nielegalnie i policja po środowej eksmisji zobowiązała je do opuszczenia w ciągu tygodnia terytorium RP. O. Franc przypuszcza, że właśnie z tego powodu mogły one zostać odrzucone przez grupę. Tymczasem od dwóch dni do Kazimierza przyjeżdżają rodzice eksmitowanych byłych zakonnic, chcąc odebrać ich rzeczy osobiste. Betanki zapowiadają, że wydadzą je, ale po inwentaryzacji.
W piątek jedna z matek byłej zakonnicy zgodziła się na rozmowę z dziennikarzami. Pani Wanda mieszka w Lublinie, jest córka jest absolwentką filozofii KUL. To właśnie w jej mieszkaniu noc spędziło kilka byłych betanek, po tym gdy opuściły jeden z ośrodków rekolekcyjnych, do którego zostały przewiezione po eksmisji. Kobieta nie chciała zdradzić, gdzie obecnie przebywają eks zakonnice. Podkreślała, że chcą być razem. - Chcą być w Kościele i dalej służyć Kościołowi. Widocznie jest taki czas, że muszą znosić cierpienie, odrzucenie totalne. Coś wiedzą, czego ja nie pojmuję. Ja tylko widziałam owoce ich życia, i o tym wam świadczę. Jak przyjeżdżałam do córki, doświadczałam tylko miłości. Uczyłam się od nich miłości. One przed opuszczeniem domu zostawiły siostrom betankom listy miłosne, że wybaczają im wszystko.
Pytana o kondycję psychiczną byłych sióstr nie kryła irytacji: - A dlaczego teraz się tak wszyscy o nie martwią?! A jak je wyrzucano z domu, to co?
Unikała odpowiedzi na pytania o byłą przełożoną generalną Jadwigę Ligocką i wizje których miała doznawać. Pani Wanda stwierdziła, że pytania są tendencyjne. Stwierdziła jedynie: - Na pewno kilka osób (w grupie - red.) ma dary, wielkie dary bo całkowicie zaufały Bogu.
Mówiąc o byłym zakonniku, Romanie Komaryczko, liderze duchowym grupy stwierdziła: - Poznałam go jako bardzo dobrego, zrównoważonego, spokojnego człowieka. Że rzekomo manipuluje? Ja jestem bardzo uczuciowa i mógłby na mnie wpłynąć, a jakoś dziwnie nie wpłynął.
Co innego mówią rodzice tych byłych zakonnic, które zerwały kontakt z bliskimi. Wczoraj cytowaliśmy ojca, który twierdził, że Komaryczko kontrolował jego rozmowy z córką sugerując jej, jak ma odpowiadać. Mężczyzna kilka miesięcy temu chciał zabrać ją do domu. Powiedział jeszcze "Gazecie": - Ojciec Komaryczko w trakcie rozmowy potrafił wyjść na pięć minut, mówiąc że musi się poradzić Boga. A mojej żonie, która nalegała na powrót córki oświadczył, iż gdyby nie to, że sa w klasztorze, to by ją strzelił w gębę.
Oficer policji, który uczestniczył w środkowej eksmisji opowiada, że były zakonnik wyzywał policjantów: Chu....Sku..., rzucał na nich klątwy, grożąc że nie będą mogli usnąć w nocy. - A jednego z funkcjonariuszy usiłował zdzielić monstrancją. Jednak ten uskoczył. Zakonnik został skuty.
Policjantów zaskoczyło uwielbienie, którym zakonnika darzyły eksmitowane betanki. Mówiły o nim ojciec niebieski, traktowały go jak łącznika z Bogiem.
O rodzicach z którymi byłe betanki nie chcą utrzymywać kontaktu pani Wanda powiedziała wczoraj: - Ulegli mediom, dla nich to było za trudne i tego co się dzieje nie rozumieli.
Podkreśliła jeszcze, że ma pewność, iż jej córka nie została poddana psychomanipulacji, bo nie zauważyła by zaszła w niej jakakolwiek zmiana.
Metropolita lubelski abp Józef Życiński utworzył przy jednym z lubelskich kościołów ośrodek, w którym byłe siostry mogą liczyć na wszechstronną pomoc. Mieści się przy kościele rektoralnym Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica.
W piątek jedna z matek byłej zakonnicy zgodziła się na rozmowę z dziennikarzami. Pani Wanda mieszka w Lublinie, jest córka jest absolwentką filozofii KUL. To właśnie w jej mieszkaniu noc spędziło kilka byłych betanek, po tym gdy opuściły jeden z ośrodków rekolekcyjnych, do którego zostały przewiezione po eksmisji. Kobieta nie chciała zdradzić, gdzie obecnie przebywają eks zakonnice. Podkreślała, że chcą być razem. - Chcą być w Kościele i dalej służyć Kościołowi. Widocznie jest taki czas, że muszą znosić cierpienie, odrzucenie totalne. Coś wiedzą, czego ja nie pojmuję. Ja tylko widziałam owoce ich życia, i o tym wam świadczę. Jak przyjeżdżałam do córki, doświadczałam tylko miłości. Uczyłam się od nich miłości. One przed opuszczeniem domu zostawiły siostrom betankom listy miłosne, że wybaczają im wszystko.
Pytana o kondycję psychiczną byłych sióstr nie kryła irytacji: - A dlaczego teraz się tak wszyscy o nie martwią?! A jak je wyrzucano z domu, to co?
Unikała odpowiedzi na pytania o byłą przełożoną generalną Jadwigę Ligocką i wizje których miała doznawać. Pani Wanda stwierdziła, że pytania są tendencyjne. Stwierdziła jedynie: - Na pewno kilka osób (w grupie - red.) ma dary, wielkie dary bo całkowicie zaufały Bogu.
Mówiąc o byłym zakonniku, Romanie Komaryczko, liderze duchowym grupy stwierdziła: - Poznałam go jako bardzo dobrego, zrównoważonego, spokojnego człowieka. Że rzekomo manipuluje? Ja jestem bardzo uczuciowa i mógłby na mnie wpłynąć, a jakoś dziwnie nie wpłynął.
Co innego mówią rodzice tych byłych zakonnic, które zerwały kontakt z bliskimi. Wczoraj cytowaliśmy ojca, który twierdził, że Komaryczko kontrolował jego rozmowy z córką sugerując jej, jak ma odpowiadać. Mężczyzna kilka miesięcy temu chciał zabrać ją do domu. Powiedział jeszcze "Gazecie": - Ojciec Komaryczko w trakcie rozmowy potrafił wyjść na pięć minut, mówiąc że musi się poradzić Boga. A mojej żonie, która nalegała na powrót córki oświadczył, iż gdyby nie to, że sa w klasztorze, to by ją strzelił w gębę.
Oficer policji, który uczestniczył w środkowej eksmisji opowiada, że były zakonnik wyzywał policjantów: Chu....Sku..., rzucał na nich klątwy, grożąc że nie będą mogli usnąć w nocy. - A jednego z funkcjonariuszy usiłował zdzielić monstrancją. Jednak ten uskoczył. Zakonnik został skuty.
Policjantów zaskoczyło uwielbienie, którym zakonnika darzyły eksmitowane betanki. Mówiły o nim ojciec niebieski, traktowały go jak łącznika z Bogiem.
O rodzicach z którymi byłe betanki nie chcą utrzymywać kontaktu pani Wanda powiedziała wczoraj: - Ulegli mediom, dla nich to było za trudne i tego co się dzieje nie rozumieli.
Podkreśliła jeszcze, że ma pewność, iż jej córka nie została poddana psychomanipulacji, bo nie zauważyła by zaszła w niej jakakolwiek zmiana.
Metropolita lubelski abp Józef Życiński utworzył przy jednym z lubelskich kościołów ośrodek, w którym byłe siostry mogą liczyć na wszechstronną pomoc. Mieści się przy kościele rektoralnym Niepokalanego Poczęcia NMP przy ul. Staszica.
Paweł P. Reszka
Gazeta w w Lublinie
Gazeta w w Lublinie
Skomentuj
Dodawanie komentarza
Trwa dodawanie komentarza. Nie odświeżaj strony.