Lektura na weekend: Z wiekiem człowiekowi maleje

Mamy pełnię lata. A lato, szczególnie podczas urlopu, sprzyja lekturom. To okazja nadrobić zaległości w czytaniu. Zajrzyjmy więc znowu do książki Ewy Pisuli – Dąbrowskiej „Dwa brzegi ponad tęczą”. Tym razem rozdział „Z wiekiem człowiekowi maleje”…

„Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk,  a rośnie popyt na święty spokój”. (z filmu Vabank, Duńczyk)

Jedna z ostatnich wystaw Franciszka Starowieyskiego w Kazimierzu (2004) nosiła taki właśnie tytuł: „Z wiekiem człowiekowi maleje”.

Tłumaczył, śmiejąc się przy tym, że ten tytuł odnosi się do formatu prac.

Małe zaproszenie z tym mottem wisi jeszcze w kuchni przypięte do tablicy korkowej. Franciszek Starowieyski został pochowany w 2009 roku w Warszawie. Pożółkła karteczka wisi nadal i nie zastanawiam się dlaczego.

Teraz na inny temat. Nie lubię tracić energii. Tak bez pożytku na próżno. Ruch i wysiłek fi zyczny ma dla mnie sens wtedy, kiedy wynika z niego coś pożytecznego. Kiedy skopie się grządkę, posieje, wiadomo, że z tej oddanej energii wyrośnie coś dobrego. Kiedy ususzy się na słońcu pomidory, zimą takie w oliwie z gałązką rozmarynu będą przypominać lato i słońce. Konfitury też to obiecują.

Dlatego nie chodzę na siłownię. Siłownia nie jest dla mnie instytucją pożyteczną, bo wydatkowana tam energia idzie w przysłowiowy gwizdek. W zapach koszulki treningowej. Znam ten zapach „męskiej szatni”, wychowałam dwóch kochających sport chłopców. Dlatego też obiema rękami podpisuję się pod poglądem Encheiridiona, który twierdził, iż „jest oznaką niedołęstwa, jeśli się zbyt wiele czasu poświęca na sprawy ciała, jak na przykład, kiedy ktoś zbyt wiele czasu traci na gimnastykę, zbyt wiele przy stole, zbyt wiele przy dzbanie, zbyt wiele w łożu. Tego rodzaju bowiem czynności należy spełniać na chybcika, jak gdyby w przelocie, duszy natomiast należy poświęcać jak najwięcej czasu i trudu”.

W pierwszym deszczowym i zimnym tygodniu września nic nie było do roboty w ogrodzie. Po kilku dniach deszczu, braku fi zycznej aktywności zrobiło się jakoś smutno. W ulewny deszcz, jeszcze przed południem, zaraz po zakupach na targu postanowiliśmy pojechać do SPA do Nałęczowa. Zachęcili nas do tego Ela z Jackiem.

— Już nam się nie chce spędzać urlopów za granicą. Mamy tu dom, co jakiś czas jeździmy sobie do SPA do Nałęczowa. Dogadzamy sobie w zależności od pogody różnymi sposobami i naprawdę cudownie odpoczywamy.

Pamiętając te ich pełne życzliwości zachęty, postanowiliśmy w kolejnym deszczowym dniu powielić ich ścieżkę przyjemności.

Moje wytworne koleżanki przyjeżdżają do SPA w Nałęczowie z Warszawy. Przyjeżdżają dla urody, zdrowia, botoksu i relaksu. Ja nigdy w nim nie byłam, bo zawsze wolałam robotę w ogrodzie, w polu. Ale w ten długi deszczowy wrzesień zrobiło się miejsce, żeby lokalne SPA wypróbować. To nie było moje pierwsze doświadczenie ze SPA. Znam te przyjemności, ale wyłącznie z pobytów w Austrii. Karnet narciarski jest połączony z wejściówkami do term i SPA. Korzystamy z tych dobrodziejstw regularnie po nartach, żeby ciało nie bolało. Nałęczowskie SPA bardzo miło mnie zaskoczyło. Oferuje wysoki poziom. Różnica między nim a austriackimi jest jedna. W kulturze, w instrukcji korzystania z obiektu. W szatniach nałęczowskich wiszą tabliczki z napisem: „Przed wejściem do basenu kąpiel obowiązkowa”. W Austrii wiszą tabliczki z wizerunkiem napuszonej świni z wydźwiękiem: tylko świnia przed wejściem do basenu się nie myje.

Poznając SPA w Nałęczowie, odkryłam, że kultura fizyczna powiązana jest ściśle z kulturą perswazji. Że w temacie SPA mieszczę się w kategorii gęsi Jana Długosza, która swego nie zna, cudze chwali.

Dzięki wizycie w Nałęczowie stałam się fanką sauny parowej z olejkami eukaliptusa.

Czy teraz robota w polu będzie leżała odłogiem, a ja jeździć będę do Nałęczowa?

Nie mogę tego wykluczyć. No nie mogę.

A wracając do motta Starowieyskiego: „Z wiekiem człowiekowi maleje”. Zgodzę się, że maleje zapotrzebowanie na rzeczy. Rośnie na spokój, na brak pośpiechu we wszystkim. W pojęciu „spokój” ładnie już mieści mi się sauna i zapach eukaliptusa. Czy w Nałęczowie w eukaliptusie urodziła się laleczka, Calineczka, nowa wielkomiejska paniusia? Może i tak, bo Calineczka już wie, że szczęście nie zależy od posiadania rzeczy, lecz od posiadania radości.

 

Skomentuj



Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę