Lektura na weekend: Są takie zawody

Skomentuj (3)

"Są takie inteligenckie acz czeladnicze zawody, których nie da się wyuczyć z podręcznika" - Ewa Pisula Dąbrowska w swojej książce "Dwa brzegi ponad tęczą" pisze o wadze autorytetów w medycynie.

„Do tego, by mądrze się działo, potrzebne są młode ręce i stare głowy...”.

Francuski piosenkarz Jean Rigaux śpiewał, że do tego, by mądrze się działo, potrzebne są młode ręce i stare głowy. I o tym opowiem.

Są takie inteligenckie acz czeladnicze zawody, których nie da się wyuczyć z podręcznika.

W takich zawodach atutem jest wieloletnie doświadczenie — praktyka w rzemiośle. W zawodach tych, mimo że czeladnik otrzymuje papiery mistrza, nadal uczy się od starszych, bardziej doświadczonych i oddaje im należny szacunek.

Oprócz własnego zawodu obserwuję z bliska świat chirurgów. O, to specyficzny feudalny świat.

Pamiętam, jak mój mąż zaczynał terminowanie i przez lata, kiedy był najmłodszy, mył szklanki i parzył kawę całemu zespołowi dyżurnemu.

Dziś do niego przychodzą młodzi z zapytaniem:

„Doktorze, zamawiam jedzenie, czy ma pan jakieś życzenia?”

Odkąd dyrekcja szpitala, szukając oszczędności, odebrała lekarzom dyżurnym posiłki, gdy wracają w nocy z bloku operacyjnego, gdzie stoją kilka godzin przy stole operacyjnym, ktoś z najmłodszych, nauczony przykładem, poczuwa się do tego, żeby zorganizować wszystkim posiłek.

Oburza i smuci mnie brak szacunku dla chirurgów. Nie mogąc w czasie dyżuru przez ponad dobę opuścić oddziału, chirurg po ciężkiej fizycznej pracy skazany jest na „plastikowy” posiłek zamówiony przez telefon. Nawet kierowca tira ma lepiej, bo może się zatrzymać, gdzie chce, i zjeść pożywną strawę. Takimi z pozoru tylko małymi posunięciami (za parę złotych) niszczy się szacunek, podważa wartość jego pracy. Zmusza się go, by jadł byle co, byle jak, ale nadal oczekuje się od niego zatroskania dolą chorego, gotowości do pełnego w każdej chwili poświęcenia. Dawniej panie „Kuchenkowe”nakrywały białym prześcieradłem stół i stawiały na nim kolację taką samą jak ta, którą dostali chorzy. Tak przygotowany stół czekał, aż chirurdzy „wyoperują”, aż wrócą z bloku operacyjnego. Dziś, gdy wracają o świcie, parzą sobie dziesiątą kawę, by dotrwać do rana, do końca dyżuru. Chirurga specjalistę kształci się 13 lat. Średnia długość życia zabiegowca wynosi 56 lat. Oficjalne dane Polskiego Towarzystwa Chirurgów podają, że tylko w mazowieckim brakuje już 400 lekarzy tej specjalności i z roku na rok ten deficyt będzie się dramatycznie powiększał, bo od wielu lat młodzi nie chcą się w tym kierunku specjalizować. Bo upodlająco słabo płatny, wyczerpujący, no i psychicznie mocno obciążający. Młodzi się nie garną, a starzy odchodzą. Dziura się powiększa. Ministerstwo mami, że jak by co, to przyjdą cudzoziemcy. Media optymistycznie pokazują prototypy chirurgicznych robotów. A koń się śmieje.

A my pacjenci nawet nie wiemy, że ten, który ratuje nam życie, bywa głodny, bywa „na haju” po dziesiątej kawie. Bywa też rozżalony, gdy wraca w środku nocy z bloku operacyjnego, nie czeka na niego nakryty stół.

Rozpisałam się, ale te absurdy oszczędności wołają o pomstę do nieba. Ciekawe, który z decydentów chciałby być (w nagłym przypadku) obsługiwany przez zmęczonego i głodnego zabiegowca, takiego po dziesiątej kawie. Chyba nie wierzycie, że luksus zapewni wam prywatny szpital i płatny pakiet. W tych prywatnych operuje się tylko nieskomplikowane „przypadki”. A w razie komplikacji zamyka się pacjenta i odsyła do publicznej służby zdrowia — do tych zmęczonych, głodnych, do tych „na haju”.

Wracając do feudalizmu w zawodzie — relacji starego chirurga z młodymi, podoba mi się u nich to, że ci młodzi inteligenci, do których on mówi po imieniu, a oni do niego tytularnie, pozwalają sobie na żartobliwe opinie: że operuje ze zręcznością małpy, że należałoby pana doktora przykuć do stołu operacyjnego, żeby nic innego nie robił. Ładne w tych relacjach jest też, że dziękują starszym, tym doświadczonym, za asystowanie im przy operacji. Wiedzą, że gdy ten stoi obok, to w każdej przerastającej ich sytuacji spokojnie przejmie przewodnictwo i sam poprowadzi operację. Dziękują i za to, że cierpliwie nadal pokazują, bo wiedzą, że choć mają uprawnienia, taką samą pensję i powinni być samodzielni i decyzyjni, to nie zawsze tak jest.

Młodsi specjaliści z zawodowej kultury nie zauważają, że starsi nie mają dyżurów w trefne dni — weekendy, święta, majówki. Oni wiedzą, szanują i akceptują, że tacy po trzydziestu latach w zawodzie muszą być na pozycji uprzywilejowanej.

Są takie zawody, w których doświadczenie jest wartością samą w sobie. Przy nim jakieś młodsze ręce stają się pewniejsze, a i głos przestaje drżeć. Doświadczenie tak ma, że roztacza wokół spokój, emanuje nim i wysyła sygnały, że „damy radę”. Doświadczenie akceptuje nieistotne błędy, mając pewność, że wartością samą w sobie jest skuteczność. Każde zawodowe doświadczenie wyzwolone jest już z zasadniczych zachowań. Jest elastyczne, miękkie, ale precyzyjne. Wyzbyte konkurencji i potrzeby porównywania, wolne od lęku ludzkich osądów. Świadome potencjału. Dlatego nie ma w nim agresji, nawet ziarnka. Dlatego jest potęgą.

Kiedyś jeden z młodych specjalistów postanowił obciąć pacjentowi przyrodzenie, bo sczerniało, zsiniało, spuchło jak bania po operacji przepukliny. Jego zdaniem zabieg orchidektomii (wycięcia męskich klejnotów) był konieczny, bo narządy nie rokowały powrotu do sprawności. Wtedy starszy o 20 lat chirurg powiedział spokojnie:

„To wielki błąd. Sam sobie utnij, a choremu trzeba dać szansę. Przyłożyć okład z sody i poczekać kilka dni. Uciąć chłopu jajka zawsze zdążysz”.

„Krew przez nie już nie płynie, uległy martwicy, soda nic tu nie pomoże”.

„Kiedy ja zaczynałem z chirurgią, a ty jeździłeś na hulajnodze w krótkich spodenkach, soda stosowana była w tym oddziale na co dzień. Popytaj o efekty starsze pielęgniarki. Jak się nie będziesz puszył na doktora, to ci może o cudach sody opowiedzą?.

Męskie przyrodzenie po kilku dniach okładów wróciło do życia. Uciekło za sprawą sody spod skalpela. Młody specjalista, w papierach mistrz z licencją na obcinanie, nie wrócił do tematu orchidektomii. Zgłaszając jednak życzenia dyżurowe dla potrzeb ułożenia planu dyżurów, nie kwestionuje, że pierwszeństwo w uwzględnieniu życzeń mają starsi, bardziej doświadczeni koledzy. Nawet gdyby się wychylił, to i tak profesor w swej mądrości wyznający zasadę seniores priores — wszyscy specjaliści mają takie same prawa, ale starsi wiekiem i doświadczeniem większe — wskazałby mu właściwe miejsce w szeregu.

W wielu zawodach starszy, doświadczony, spracowany, choć w uprawnieniach równy z młodszym, ma pierwszeństwo w przywilejach. Te dobre, stare sprawdzone zwyczaje mają swoją wartość i cenę. Jeśli je ktoś podważa, wypiera i próbuje ustanowić nowe, dla wszystkich równe, to znaczy, że nie rozumie życia, że nie dorósł do powierzonej roli.

I pewnie doczeka się kiedyś, że jakiś młodziak w majestacie prawa, bo już z licencją na obcinanie, obetnie i jemu.

Bo kto wtedy szepnie: „A może spróbujemy sody?”.

 

Ewa Pisula - Dąbrowska

Skomentuj


Dodane komentarze (3)

  • Bobi
    Dla młodych-
    Proponuję aby popytali swoich starszych kuzynów lub znajomych na temat żyjących tutaj w Kazimierzu lekarzy :Tyszkiewicza , Leszczyńskiego,Łaguny,Szczepkowskiej.Ci lekarze o każdej porze i każdych warunkach nieśli pomoc nam - mieszkańcom.Dr Leszczyński miał przychodnię na ul.Lubelskiej - sam przyjmował dorosłych i dzieci i do tego jeszcze prześwietlał rentgenem na miejscu w tym samym budynku. Pod tym jednym dachem mieściła się również Izba Porodowa, laboratorium, poradnia dentystyczna, pomieszczenie rentgena( o którym pisałem wyżej).Było to w latach 50-tych .Obecne po ponad pół wieku doczekaliśmy się pięknej Przychodni- ale cóż z tego lekarze odwrócili się do nas - napiszę plecami żeby było ładniej.Nie dochodzę kto ma rację w tym " bałaganie" ale uważam, że z nas mieszkańców zakpiono.
  • pijany znad Grodarza
    "

    Rozpisałam się, ale te absurdy oszczędności wołają o pomstę do nieba. Ciekawe, który z decydentów chciałby być (w nagłym przypadku) obsługiwany przez zmęczonego i głodnego zabiegowca, takiego po dziesiątej kawie. Chyba nie wierzycie, że luksus zapewni wam prywatny szpital i płatny pakiet. W tych prywatnych operuje się tylko nieskomplikowane „przypadki”. A w razie komplikacji zamyka się pacjenta i odsyła do publicznej służby zdrowia -- do tych zmęczonych, głodnych, do tych „na haju”."
    Czy Ci z Zielonogorskiego wieedzą o tym ?
  • Pacjent
    Waga autorytetów w medycynie jest podważana przez skandaliczne zachowanie lekarza Ministra Zdrowia, lekarza panią Premier i lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego

Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Zaplanuj razem z nami świąteczny wyjazd do dowolnego miejsca w Polsce. Poznaj oferty specjalne noclegów na Wigilię i Boże Narodzenie 2024.
Pokaż stopkę