Dobiegają końca zdjęcia z jesiennej transzy do filmu Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”. Jeden z plenerów urządzono także w Kazimierzu Dolnym.
Film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” to epicki dramat historyczny rozgrywający się w niewielkiej wiosce w południowo – zachodniej części Wołynia. Jego akcja toczy się na przestrzeni 6 lat – od wiosny 1939 r. do lata roku 1945. Wydarzenia zapoczątkowane wybuchem II wojny światowej obserwujemy oczami głównej bohaterki Zosi Głowackiej. W tej roli debiutuje wybrana spośród 250 kandydatek studentka Akademii Teatralnej w Warszawie – suwalszczanka Michalina Łabacz.
- Przygotowania do filmu trwały kilka miesięcy – mówi Michalina Łabacz. – Były to próby, spotkania, rozmowy przede wszystkim na temat, który, jak wszyscy wiemy, jest trudny. Oglądaliśmy różnego rodzaju dokumenty, filmy, fotografie, które miały nam pomóc wejść w ten okres czasu, poznać, jak ci ludzie wyglądali, jak wyglądał ich dzień, jak wyglądała ich praca, o której się kładli spać. I to wszystko – gdy się jest na planie – musi być „z tyłu głowy”, by się skupić, by „na pstryk” wejść w te emocje, w tamten czas.
A czasy i wydarzenia w nich się rozgrywające były rzeczywiście trudne. W scenariuszu napisanym przez Wojciecha Smarzowskiego na podstawie opowiadań Stanisława Srokowskiego „Nienawiść’ znajdziemy obraz rzezi wołyńskiej 1943 r., ale także kampanii wrześniowej, okupacji sowieckiej i niemieckiej, zagłady ludności żydowskiej.
- To pierwsza tak szeroko zakrojona próba opowiedzenia tego fragmentu historii w polskim kinie – mówią realizatorzy. – ”Wołyń został pomyślany jako wizualna lekcja historii. Jej celem nie jest, jak w wypadku wielu innych takich lekcji, pokrzepienie serc. Jej uzasadnienie tkwi w postrzeganiu historii jako pamięci zborowej społeczeństwa. Wydarzenia, których ta pamięć nie obejmuje, nie istnieją, a przez to historia nie może spełniać swej roli edukacyjnej.
Tematyka masowych mordów popełnianych na ludności cywilnej na Wołyniu i we wschodniej Galicji w latach 1943 - 45 przez długi czas spychana była poza nawias oficjalnej historiografii. W roku ubiegłym od tamtych wydarzeń minęło w ciszy 70 lat. Mówi się, że Kresowiaków zabito dwa razy: raz siekierą, raz przez niepamięć.
- Powodów, dla których robię ten film jest kilka – mówi Wojciech Smarzowski, reżyser. – Chciałbym robić filmy, które poruszają, wzruszają – to jest jedna sprawa. Inna – to jest fakt, by oddać hołd poległym, spowodować dyskusję. Żeby rozmowy, które się toczą o ludobójstwie, nie odbywały się w piwnicy w Lublinie, a na przykład w Warszawie, w centralnych miejscach. Żeby się o tym mówiło tak samo, jak się mówi o Katyniu, o Powstaniu Warszawskim.
Podczas pierwszej oficjalnej konferencji prasowej na temat filmu, zorganizowanej w Kazimierzu 15 października przy okazji realizacji tutaj zdjęć, z sali padały pytania o to, czy w obliczu wojny na Ukrainie jest to dobry czas na realizację takiego obrazu. Pytano również o to, czy ten film nie zaogni relacji polsko – ukraińskich.
- Nigdy nie było dobrego czasu, żeby ten film zrobić – odpowiadał reżyser. – Jestem reżyserem, robię tylko film. Jak relacje polsko – ukraińskie będą miały być dobre, to będą dobre. Myślę, że tworzenie takiej sytuacji na siłę – pomijanie tych tysięcy zamordowanych Polaków, o których nie mówimy, też niedobrze o nas świadczy.
W rozmowach o Wołyniu pojawia się często pojęcie: symetria winy: oni zabijali – my zabijaliśmy.
- U mnie nie ma remisów – mówi reżyser. – Liczba ofiar oraz fakt, kto zaczął, świadczy, jaka strona była poszkodowana bardziej. Ale też próbuję opowiedzieć o tym, co było przed wojną – mimo, że akcja filmu zaczyna się w 39 roku, to cofa się w historii – żeby rzucić światło na przyczyny: z czego to się mogło wziąć.
Wojciech Smarzowski to dzisiaj najbardziej ceniony polski reżyser. Każdy jego nowy film jest dużym wydarzeniem. Na koncie ma tak znakomite obrazy, jak "Wesele", "Dom zły", "Róża" czy "Drogówka". Jaki będzie „Wołyń”?
- Zrobię ten film najbardziej uczciwie, jak potrafię – mówi reżyser. – Próbuję nie robić filmów łatwych. Ten film nie będzie łatwy w odbiorze, ale wydaje mi się, że jest potrzebny zwłaszcza teraz, gdy mówimy o pojednaniu polsko – ukraińskim.
Zdjęcia do filmu realizowane są w różnych miejscach: w Kampinosie i okolicach Rawy Mazowieckiej, w Sanoku, w Lublinie – w Muzeum Wsi Lubelskiej, gdzie stoi główna część dekoracji filmowej wioski (druga jej część stoi w skansenie w Kolbuszowej), w Skierniewicach.
Jeden z planów filmowych zlokalizowano także na Małym Rynku w Kazimierzu, który zagrał małe wołyńskie miasteczko jesienią 1942 r. Wyrusza tutaj jeden z bohaterów filmu, Antek Wilk, by nawiązać zerwany kontakt z organizacją konspiracyjną. Przechodzi przez targ zorganizowany w cieniu kazimierskich Jatek, by wkrótce zniknąć w drewnianym domu na tyłach Kamienicy pod świętym Krzysztofem. Scenografia autorstwa Marka Zawieruchy przeniosła te miejsca w czasie i przestrzeni, pozwalając wielu miłośnikom Miasteczka odczuć na nowo nostalgię za dawnym Kazimierzem.
- Kazimierz zatrzymał się w czasie. Minionym czasie. Co widać, słychać i czuć... – napisał w komentarzu pod fotogalerią "Na planie filmu "Wołyń" internauta @Z Kazimierza.
Zdjęcia do filmu „Wołyń” rozpoczęte 19 października zakończyć się mają 8 sierpnia następnego roku. Film wejdzie na ekrany w 2016 r.
- Chcę zrobić film odważny – zapowiada Wojciech Smarzowski. – Film, który nazwie, nauczy, odda hołd, ale przede wszystkim film, który wzruszy, poruszy i trzepnie po sercu i po głowie. Film, który sponiewiera, ale również film, który zmusi do refleksji. Być może do części widzów dotrze, że czasy, w których przyszło nam żyć nie są najgorsze. Wrócą do domów, żeby przytulić dzieci.