Do 10 sierpnia można w Farze oglądać wystawę „Witold Pilecki - ochotnik do Auschwitz", której uroczyste otwarcie odbyło się w niedzielę 14 czerwca.
Witold Pilecki to jeden z największych bohaterów II wojny światowej. Pamięć o jego dokonaniach dopiero teraz - 60 lat po jego śmierci – jest przywracana polskiemu społeczeństwu. W Polsce Ludowej zadano sobie wiele trudu, by zabić nie tylko rotmistrza, ale i pamięć o nim. W czasie, gdy w 1948 roku toczył się proces przeciwko Pileckiemu, nikt nie mówił o jego zasługach jako oficera wojska polskiego, który walczył za ojczyznę w czasie wojny 1920 roku i okupacji hitlerowskiej. Nikt nie mówił, że dobrowolnie poszedł on do Oświęcimia, by organizować tam ruch oporu, a meldunki o hitlerowskim ludobójstwie przekazał światu. Nikt nie wspominał o orderach, jakimi nagrodzono jego zasługi wojenne. Nikt nie chciał pamiętać o jego działalności organicznikowskiej na Kresach. Bohatera osadzono w więzieniu na Mokotowie jako wroga ludu i skazano na najwyższą karę – śmierci. Wyrok wykonano, ciała nie odnaleziono. Rodzinę skazano na poniewierkę, utrudniając na wszelkie sposoby życie: żona miała trudności ze znalezieniem stałej pracy, córki nie przyjęto na studia, synowi odmówiono zgody na szkolenie szybowcowe. Przykłady można mnożyć. Na rehabilitację Witolda Pileckiego rodzina czekała długo. Dopiero w 1990 r. anulowano wyrok sądowy, ale nie było to równoznaczne z osądzeniem winnych mordu sądowego na rotmistrzu. Ci jednak nie uszli sprawiedliwości - oskarżyciel „Witolda” wiceprokurator Naczelnej Prokuratury Wojska Polskiego mjr Czesław Łapiński zmarł nagle w 2004 r. na ulicy im. nomen omen Witolda Pileckiego…
Wiele faktów z życia i działalności rotmistrza Witolda Pileckiego przypomina wystawa prezentowana w kazimierskiej Farze. Obok zdjęć dokumentujących jego działalność wojskową są fotografie rodzinne, pokazujące rotmistrza jako szczęśliwego męża i ojca.
Wiele faktów z życia rotmistrza przypomniano także podczas części artystycznej, przygotowanej przez nauczycieli i młodzież z Gminnego Zespołu Szkół w Kazimierzu oraz podczas kazania na mszy świętej w jego intencji. W uroczystościach uczestniczyli kombatanci, przedstawiciele władz samorządowych i lokalnych instytucji, poczty sztandarowe. Gościem honorowym był syn Witolda Pileckiego – Andrzej.
- Ja bardzo długo nie mówiłem o ojcu – mówi Andrzej Pilecki – raz, że z natury byłem milczkiem, a poza tym – przez długie lata się o tym nie mówiło i człowiek tak trwał w tym swoim niemówieniu… Dopiero 50 lat po śmierci ojca zrozumiałem, że jak ja nie będę mówił, to kto?
Po raz pierwszy publicznie Andrzej Pilecki zaczął mówić o swoim ojcu wśród Polonii amerykańskiej. Nierzadko uczestniczył w 3 – 4 spotkaniach dziennie.
-Przypłaciłem to zawałem, jak wróciłem – mówi Andrzej Pilecki. Milczenie zostało przełamane. Dziś wiele szkół i innych instytucji oraz ulic w wielu miastach Polski nosi nazwę jego ojca. Nazwisko Witold Pilecki przestaje być pustym dźwiękiem – nabiera znaczenia. I zobowiązuje.
- Ojciec wychowywał nas, ucząc prawdomówności i uczciwości – wspomina Andrzej Pilecki, chociaż zaznacza, że to odległe czasy, gdy byli razem całą rodziną. To było jeszcze w rodzinnych Sukurczach. Po ucieczce z Kresów do Polski Witold Pilecki ze względu na działalność konspiracyjną kontaktował się z rodziną rzadko, ale regularnie, i zawsze uczestniczył w wychowaniu dzieci, poświęcając im uwagę w czasie krótkich wizyt i w listach.
- Od najmłodszych lat ojciec przygotowywał nas do przyszłości. Po obrządku codziennym (mycie zębów, modlitwa, słanie łóżek – sami musieliśmy je posłać, mimo że były osoby do pomocy) meldowaliśmy ojcu: kochany tatusiu, wszystko w porządku. To był taki dryl trochę, ale w ten sposób uczyliśmy się obowiązkowości. Poza tym ojciec wdrażał mnie w sprawy gospodarstwa – rano brał mnie na konia i patrzyliśmy, czy zboże gotowe do ścięcia, siano do koszenia… miałem wtedy nie więcej niż 6 – 7 lat… Ojciec uczył mnie pływać, jeździć konno – układał dla mnie konia, ale nie zdążyłem na nim jeździć, bo przyszła wojna i trzeba było stamtąd uciekać…
Jedną dewiz rotmistrza Pileckiego było: „Kochaj ojczyznę, jak swoją rodzinę”. Połączenie tych dwóch miłości jest trudne, ale jemu się to udawało.
- Nie miałem dużych szans, by mieć pretensje do ojca, że wybrał służbę ojczyźnie kosztem rodziny. Ojciec od najmłodszych lat był związany ze służbą Polsce i jej oddawał wszystkie swoje siły. Działał w harcerstwie – swój pierwszy zastęp harcerski założył jako 13 latek, współorganizował kółka samokształceniowe, później brał udział w obronie Wilna, werbował ludzi do przysposobienia wojskowego – założył Konne Przysposobienie Wojskowe „Krakus”, wszędzie stawał na ochotnika. Był – takie żywe srebro.
- Podstawowa dewizą mojego ojca było hasło: kochaj wszystkich, wszystkim służ – kontynuuje Andrzej Pilecki i zaraz tłumaczy – To znaczy: służ ojczyźnie przede wszystkim, służ współziomkom. I mój ojciec służył. W powiecie lidzkim, w Sukurczach, gdzie miał majątek ziemski, dzielił się z innymi gospodarzami wiedzą zdobytą podczas studiów korespondencyjnych na Akademii Rolniczej w Poznaniu, gdzie rolnictwo stało na wysokim poziomie. Nawet koniczyna czerwona, którą było ciężko wyhodować, u niego się udawała i przyjeżdżali do niego aż ze środka Polski po nasiona… A teraz, kiedy tam ostatnio byłem w 1992 r. – kamień na kamieniu nie pozostał… a dwór miał 450 lat… wojowie Jagiełły niegdyś tam stacjonowali….
Wystawa poświęcona rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu, której otwarcie w Farze przerodziło się w uroczystość patriotyczną, została opracowana przez IPN oraz „Dolnośląską Inicjatywę Historyczną”. W Kazimierzu nad Wisłą pojawiła się z inicjatywy Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym oraz środowiska akowskiego – miejskich kół Światowego Związku Żołnierzy AK oraz Stowarzyszenia Kombatantów Polskich. Jest żywą lekcją historii. Warto zajrzeć do Kaplicy Borkowskich w Farze, gdzie jest prezentowana do 10 sierpnia.
W czasie trwania wystawy w przedsionku do Fary jest możliwość wyrażenia poparcia dla inicjatywy przemianowania warszawskiego Placu Defilad na Plac Witolda Pileckiego.
Skomentuj
Dodane komentarze (4)
-
Ciekawe, czy dzisiejsza michnikowo-palikotowa Polska przetrwałaby jakąś wojnę?
-
Dziękujemy za zorganizowanie tej wystawy !!
Pamiętajcie też o naszych kazimierskich bohaterach AK
Pamiętajcie też o naszych kazimierskich bohaterach AK