Podobne
Komentarze
-
W Toruniu mozna to wszystko zrobic i oby zostalo to zrobione, bo szkoda imprezy z takimi tradycjami. Mysle, ze ten rozruchowy rok nauczy organizatorow (ktorym ja wbrew pozorom nie jestem) wiecej pokory i wezma sie do roboty.
-
Michał: do Kazimierza ludzi ściągał Kazimierz + festiwal. Powiedziałbym nawet, że festiwal był dobrym pretekstem do wizyty w Kazimierzu. Festiwal buduje się wokół programu, ale nie tylko program nadaje festiwalowi duszę. Popularność Lata Filmów w Kazimierzu polegała na tym, że był właściwy program we właściwym miejscu - program dla ludzi z "artystyczną" duszą w mieście artystów. Jeśli zbyt rozbijasz w terenie festiwal, nie osiągniesz wystarczającej gęstości interakcji międzyludzkiej. Podobnie nie zaiskrzy jeśli kino zmuszające do myślenia "opakujesz" sterylnym multipleksem nie pozwalającym ludziom zatrzymać się i pomyśleć. Dobry program, to wystarczy na zbudowanie Nocy Filmów w studyjnym Kinie Cytryna na Piotrkowskiej. Ale dla zbudowania festiwalu to dużo za mało.
-
Coz, dobry festiwal tworzy wokol dobrego programu. I tak jest w Toruniu. Co do atmosfery festiwalowej - Torun jest od Kazimierza 100 razy wiekszy i nie jest latwo z dnia na dzien zapelnic miasto publicznoscia. Jestem pewien, ze juz w przyszlym roku bedzie znacznie lepiej, bo Torun ma na taki festiwal gigantyczny potencjal.
Toruń nie żył w rytmie Lata Filmów: gdyby nie plakaty, którymi zalepiono miasto, nikt by pewnie nie zauważył, że odbywa się tu duży festiwal filmowy. Impreza nie wykroczyła poza sale kinowe. Kilka dodatkowych koncertów i wystaw to stanowczo za mało, żeby zaczarować torunian i oderwać ich od lipcowej kanikuły. Festiwal nie tworzył wokół siebie aury niesamowitości, która otacza rok w rok teatralny Kontakt, chrześcijańskie Song of Songs, czy nawet reggae'ową Afrykę. Warszawscy twórcy festiwalu przygotowali imprezę higieniczną - taką, która sterylnie wchodzi w miasto i sterylnie je opuszcza, nie zostawiając po sobie niczego. Nawet wspomnień.
Publiczność zawiodła. Przyczyny? Najpierw te najprostsze: zbyt drogie bilety, brak zniżek i karnetów. Uciążliwością dla miłośników filmu były seanse w kinie Orzeł i Grunwald i czekającej na remont auli UMK. Te miejsca nie odpowiadają żadnym współczesnym standardom projekcji filmowych. Przy 30-stopniowym upale nieklimatyzowane wnętrza nie sprzyjają koneserom obrazu. Poza tym impreza, rozbita między Bielanami a Starówką, nie określiła nawet swojego centrum festiwalowego, wokół którego toczyłoby się życie Lata Filmów.
Dla wybrednego kinomana repertuar festiwalowy tworzyły na ogół ograne i bezpieczne produkcje, które niemal każdy spokojnie mógł obejrzeć wcześniej w kinach studyjnych. Zawiódł temat Lata Filmów: scenariusz. Impreza, podkreślając wagę niedocenionego zawodu scenarzysty, poprzestała jedynie na zaprezentowaniu obrazów stających do konkursu na film z najlepszym scenariuszem, retrospektywy dzieł Konwickiego i Stawińskiego i mocno oczywistej dla znawców dyskusji. Gwiazdy ekranu też nie dopisały, a przecież główną siłą Kazimierza było prowokowanie zdarzeń o wysokiej randze towarzyskiej i tworzenie mody na bywanie w tym małym nadwiślańskim mieście.
Toruń zaufał warszawiakom i na próbę dał im ćwierć miliona złotych dotacji na festiwal. Wypada mieć nadzieję, że to zaufanie zaprocentuje w przyszłym roku takim Latem Filmów, które dorówna naszym oczekiwaniom.
Grzegorz Giedrys, Gazeta Wyborcza w Toruniu, 17.07.2005 r.
Skomentuj
Dodawanie komentarza
Trwa dodawanie komentarza. Nie odświeżaj strony.