W tym roku mija 75 lat od wydarzeń Krwawej środy, które na terenie tzw. Powiśla Lubelskiego pochłonęły setki ofiar. Jedna tragedii rozegrała się 24 listopada 1942 r. niedaleko zamku w Bochotnicy.
Mała Zosia miała wtedy pięć lat. Do dziś pamięta zaciskane do bólu ręce matki i brata w galowym mundurze strażaka. Czy się bała? – tego nie pamięta. Może trochę wtedy, gdy już było po wszystkim i jeden z Niemców zaczął się zbliżać do ich domu. „Komej! Komej!” – kiwnął na brata, by przyszedł zakopać ciała.
A cała tragedia wydarzyła się naprzeciw jej domu, zaledwie przez drogę. Niemcy otoczyli zabudowania jej chrzestnej w listopadowy ranek, na tyle wcześnie, że wszyscy byli w domu i na tyle późno, że już nie spała. Pogoda? Chyba nie padało. Razem z mamą wyszły na ganek, a potem przed dom, skąd wszystko było dobrze widać. Niemcy we wsi, w której wtedy mieszkało zaledwie 10 rodzin, to było wydarzenie. I zagrożenie, bo przecież wuja już wzywali na gestapo w sprawie partyzantów. I teraz widziała, jak mundurowi popychali go w kierunku stodoły, bili go i krzyczeli. Z domu wyrzucono wszystkich mieszkańców, nawet chrzestną z trzymiesięcznym synkiem i sześcioletnią Krysię, z którą spędzała każdą wolną chwilę. Do dziś zachowało się ich wspólne zdjęcie, zrobione chyba niedługo przedtem. Może latem? Dziewczynki są odświętnie ubrane, mają identyczne sukienki. Fartuszki? Może to był właśnie pierwszy dzień szkoły i stąd ta fotografia? Strzałów nie pamięta, ale wie, że wszystkich spędzono za domem i tam, gdzie jeszcze stoi stara studnia, zastrzelili. Życie stracili wtedy Stefan Grzegorczyk 54 lata, Jadwiga Grzegorczyk 48 lat, Jan Grzegorczyk 23 lata, Franciszek Grzegorczyk 21 lat, Józef Grzegorczyk 19 lat, Stanisław Grzegorczyk 17 lat, Wacław Grzegorczyk 15 lat, Zofia Taracha 25 lat, Krystyna Taracha 6 lat, Bogdan Taracha 3 miesiące.
Niemcy zabili nawet Jana Sobolewskiego z Warszawy, który zaopatrywał się tu regularnie w tytoń, bimber czy żywność. Ostrzegano go, że we wsi są Niemcy, ale on się nie bał. Miał stosowne dokumenty, które tym razem go nie ochroniły. W stolicy pozostawił dwuletniego synka i żonę, która odwiedzała go potem na kazimierskim cmentarzu.
Tragedię 24 listopada 1942 r. przeżyła tylko żona Stefana Grzegorczyka Jadwiga, którą po odejściu Niemców wyciągnięto spod zwału ciał. Ciężko ranna zmarła jednak po trzech dniach w domu swego brata Antoniego Łazińskiego, który mieszkał na dole, w centrum Bochotnicy. Przeżył ją także mąż Zofii Edward Taracha, którego Niemcy nie zastali w domu, ale schwytali go jakiś czas potem, zabrali do Puław i prawdopodobnie tam lub w najbliższej okolicy, jak po latach relacjonował mieszkający poza domem rodzinnym syn Grzegorczyków Edward Grzegorczyk, został rozstrzelany. Niewiele brakowało, by ocalał także najstarszy syn Grzegorczyków Franciszek, który pojechał odstawić do klasztoru kazimierskiego ziemniaki jako kontyngent. Zdążył wprawdzie wyjechać z domu, zanim pojawili się Niemcy, ale wrócił jeszcze spod figury po bat i już nie pozwolono mu odjechać…
Dlaczego doszło do tej masakry? Jedni mówią, że szukali Edwarda Tarachy, podejrzewanego o udział w partyzantce. Inni, że wszyscy młodzi Grzegorczykowie to leśni.
- Jak wynika z relacji świadków, Niemcy, którzy wkroczyli do zabudowań rodziny Grzegorczyków, w stodole znaleźli pościel, bowiem gospodarze tam właśnie spali. Wzbudziło to podejrzenia policjantów, iż przechowywani tam byli partyzanci – pisze w książce „Tragiczny listopad 1942 r. Krwawa środa na lubelskim Powiślu” Alina Gałan. – Tłumaczenia gospodarzy nie odniosły skutku. Zamordowano całą rodzinę.
Kto jest odpowiedzialny za tę tragedię? Alina Gałan ustaliła, że dokonali jej, jak i innych w czasie Krwawej środy w listopadzie 1942 r., funkcjonariusze z I Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii SS oraz 791 Batalionu Ostlegionów. Edward Nowak, wnuczek pomordowanych Jadwigi i Stefana Grzegorczyków mówi, że w grupie Niemców byli także ludzie mówiący po polsku.
- 24 listopada 1942 r. około godziny ósmej rano z Puław przyjechała żandarmeria niemiecka, a po jakimś czasie policjanci polscy z posterunku w Kazimierzu – relacjonował pracownikom Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie Edward Grzegorczyk, syn zamordowanych, cytowany w „Tragicznym listopadzie…”.
W domu na Górze zamieszkała z czasem córka Grzegorczyków Aleksandra Nowak z mężem i synkiem.
- Rodzice przeprowadzili się ze Szczekarkowa do Bochotnicy na Boże Narodzenie. I to był błąd – mówi syn Edward Nowak, który historię dziadków zna z opowieści rodzinnych. – Mama dostała silnej nerwicy i po dziesięciu latach zmarła.
Czas płynie nieubłaganie. Od tamtych wydarzeń minęło już 75 lat. Zmarła większość świadków, nieliczni, którzy jeszcze żyją, byli wtedy zbyt mali, by zapamiętać dokładny przebieg wypadków. Mieszają się wspomnienia i późniejsze opowieści tych, co widzieli. Mylą się fakty i przypuszczenia. Bochotnica jednak pamięta. Także o pozostałych, których rozstrzelano na dole 18 listopada 42 r. Przed pomnikiem Krwawej środy w centrum miejscowości łopoczą biało – czerwone flagi, płoną znicze, które też zapalono przed niewielkim odnowionym obeliskiem w lesie u stóp zamku.
Skomentuj
Dodane komentarze (11)
-
prokuratorzy zajęci są teraz innym okresem naszej martyrologi
-
Prokuratorzy z urzędu powinni zająć się Krwawą Środą ( ci z IPN przede wszystkim). Zbrodnie LUDOBÓJSTWA nie podlegają przedawnieniu ścigania w Rzeczpospolitej. Tę instytucję prawną wprowadzono jeszcze za PRL w odpowiedzi na złagodzenie przepisów w tej materii w RFN w toczących się procesach przeciw byłym SS-manom obozów koncentracyjnych.
-
@ Ulka @ ABC
Rozumiem, że nie chcą wyjawić osoby cywilne, które donosiły , ale dlaczego nie milicjantów, którzy, jak im się przypisuje byli " oprawcami". hmm. Może nimi nie byli ?. Toć obsada posterunku MUSI być zapisana w oficjalnych dokumentach. Może piszący boją się procesow cywilnych za potwarz ?. -
Smutne to wszystko. Jak można zabić niewinne dzieci? U nas w Rzeczycy mamy historię zamordowanej rodziny Biniendów z pobliskego Witoszyna.
-
@Pijany znad Grodarza, ludzie znają nazwiska szmalcowników, wiedzą, kto donosił. Proszę zauważyć, że jakoś nikt nie wyrywa się z ujawnianiem tych osób. Dlaczego?
-
Ostatnie zdania z niepodpisanego tekstu
". Rozbrojenie posterunku Milicji Obywatelskiej w Kazimierzu Dolnym na krótki okres przyhamowało represyjną działalność w stosunku do ludności ze strony miejscowych władz komunistycznych oraz wystraszyło współpracujących z milicją i Urzędem Bezpieczeństwa konfidentów. Jednak w następnych okresach, gdy oszukańcza amnestia z 22 lipca 1945 roku przerzedziła szeregi partyzanckie, a w 1946 roku tereny Lubelszczyzny były systematycznie pacyfikowane przez Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, oprawcy z miejscowej milicji oraz ubecy z Puław powrócili do swoich praktyk w nękaniu ludności z tych terenów. Byli ponad prawem. Sądom sugerowali wysokość wyroków dla tych, których nie zdążyli skrytobójczo zamordować. Wszystkich pouczali. Było ich wielu. Dzisiaj pozornie nie ma tych ludzi, chociaż nie wszyscy powymierali".
Czy ten wpis może służyć w tworzeniu kazimierskiej Historii tamtych czasów ? Watpię. -
@ Redakcjo. Pijany z Grodarza wielokrotnie pytał o "polskich policjantów" ( granatowych). Ja również. Odpowiedzi brakuje. Redakcja ma większą siłę przebicia się do źródeł. Chodzi o ujawnienie miejscowych polskich policjantów w SŁUŻBIE III Rzeszy. Bo jej służyli nie tylko poprzez egzekwowanie przepisów sanitarno-porządkowych. Dzisiaj z łatwością można wkliknąć na Google np. " twarze lubelskiej, poznańskiej... bezpieki" i mamy cały katalog tych zbrodniarzy wraz z fotką, nazwiskiem, przebiegiem służby w PRL. W 1942 rządem naszym był Rząd Rzeczpospolitej w Londynie i podległe mu MSW, któremu to podlegali ci funkcjonariusze. Do tego Rządu spływały poprzez wywiad w kraju informacje i o tym Wydarzeniu. Jest w Londynie Instytut Sikorskiego, który archiwizuje to.
-
Z książki Aliny Gałan; "
"Miejscem największej egzekucji stała się wieś Zbędowice.
- Pamiętam, że w niedzielę 22 listopada 1942 r. - zeznała w roku 1976 Helena Saran - do kolonii Zbędowice przyjechało bardzo dużo żandarmów niemieckich i zaczęli wypędzać wszystkich mieszkańców kolonii ze swoich zabudowań. Spędzili tych ludzi do wąwozu, tuż przy drodze biegnącej przez całą kolonię, aż do wsi Stoki. Ludzi tych było około 100. Następnie żandarmi zaczęli zabierać z opuszczonych domów wartościowsze przedmioty, zaś zabudowania podlali benzyną i podpalili. W czasie pacyfikacji zginęli prawie wszyscy mieszkańcy kolonii Zbędowice, bo jeśli sobie przypominam, zginęło ich 84 w tym kobiety i dzieci. Wszystkich zgromadzonych ludzi w wąwozie, żandarmi prowadzili po 4 osoby nad wąwóz i tam rozstrzeliwali. Pomordowani pogrzebani zostali w miejscu egzekucji, a więc w wąwozie"
Nic o polskich policjantach. Dlaczego ? -
W książce "Tragiczny listopad 1942 roku. Krwawa środa na lubelskim Powiślu" wydanej w Kazimierzu Dolnym w 2012 r. dr Alina Gałan cytuje zeznania syna Stefana i Jadwigi Grzegorczyków Edwarda Grzegorczyka złożone wobec Obwodowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu: "24 listopada 1942 r. około godziny ósmej rano z Puław przyjechała żandarmeria niemiecka, a po jakimś czasie policjanci polscy z posterunku w Kazimierzu. Po przyjeździe policji wszyscy udali się do domu moich rodziców [...] Nie wiem, który z żandarmów lub policjantów strzelał do mojej rodziny". Skład osobowy I Zmotoryzowanego Batalionu Żandarmerii SS, którego członkowie z samodzielnego plutonu motocyklowego brali udział w Krwawej środzie, został ustalony - jak twierdzi dr Gałan - niemal w pełni, ale zaznacza jednocześnie, że "nie udało się ustalić, by ktokolwiek z nich poniósł odpowiedzialność karną za dokonane zbrodnie".
-
a polskich policjantów zdołano ustalić ?
-
-
Znamy Ofiary ( z nazwiska wieku) tamtych wydarzeń i ani jednego nazwiska kata. Zmasowane siły pacyfikacyjne ściągnięte z Lublina i Trawnik miały tylko mapy i listy proskrypcyjne. Kto im to opracował ? No kto? Tylko miejscowi policjanci niemieccy (żandarmi) wespół z "granatowymi" i siecią kapusiów. Najstarsze pokolenie ich znało z nazwiska i ksywy. Najprawdopodobniej po 1945 prokuratura i UB prowadziła śledztwo (zasoby IPN), ktoś miejscowy może napisał periodyk wspomnieniowy, można przekopać akta sądowe z przesłuchań Wyklętych.....
-
Wlasnie ja o tym. Pytasz dlaczego nie " można przekopać akta sądowe z przesłuchań Wyklętych..... "
Wiesz dlaczego ?. Bo prawda może okazać się TRUDNĄ, ale i wtedy można powiedzieć, że bali się wyjawić prawdę, bo to były " sądy komunistyczne". Zyjemy w czasach TATALNEJ pólprawdy. -
@ Pijany z Grodarza Dobrze to ująłeś "....prawda może być TRUDNA". Dlatego do zasobów archiwalnych ma dostęp tzw polityka historyczna a przez to wybiórczość materiałów wraz z aktualną koniunkturą. Przepastne zasoby watykańskie, diecezjalne, Łubianka, Instytut Sikorskiego, Archiwum Ringelbluma, IPN są tylko dla wybrańców a nie dla Nas. Zwróć uwagę na naszych "rządzących" luminarzy - co drugi to historyk
-
Właśnie tak. Również tej PRAWDY nie chcą wyjawić bezpośredni świadkowie, których aktualnie na palcach można zliczyć. Ci, którzy ujawnili niechwalebną prawdę np. o Kurasiu, NZS, Brygadzie Świetokrzyskiej, Jedwabnem są napiętnowani podobnie , jak Tamci , którzy w latach do 1989 ujawniali fakty z kryminalnych działań GL, AL.
-
@ Pijany z Grodarza Zwróć uwagę na ten fragment opisu " ...- 24 listopada 1942 r. około godziny ósmej rano z Puław przyjechała żandarmeria niemiecka, a po jakimś czasie policjanci polscy z posterunku w Kazimierzu....". Działania NADZWYCZAJNE w tym terenie prowadzone bezwzględnie i precyzyjnie przez ogromne siły policyjne( z zewnątrz) od świtu a miejscowi pojawiają się jakby zaskoczeni po 8:00. Później dołączyli "granatowi" miejscowi przebudzeni - pewnie - strzelaniną. Na niemiecki perfekcjonizm i "ordnung" to nie wygląda.
-
-
nikt nie pamieta smalcownikow, ktorzy na owa rodzine doniesli, a szukac nie trzeba daleko
-
Niby tyle faktów, a trudno, a historia PISANA JEST. Czy prawdziwa ?
-
Rozumiem, że nie chcą wyjawić osoby cywilne, które donosiły , ale dlaczego nie milicjantów, którzy, jak im się przypisuje byli " oprawcami". hmm. Może nimi nie byli ?. Toć obsada posterunku MUSI być zapisana w oficjalnych dokumentach. Może piszący boją się procesow cywilnych za potwarz ?.