Góra Trzech Krzyży usłana ludzkimi ciałami - tego należało się spodziewać. Jak również tego, ze nie będzie nikogo, kogo wzruszyłby ten widok. Podzielili przecież ich los w innych miejscach… Nastał czas apokalipsy!
Tego dnia oczekiwaliśmy od dawna. Właściwie odkąd upowszechniła się wiadomość o tym, że starożytny kalendarz Majów nie przewiduje dalszego ciągu ludzkiej historii po 21 grudnia 2012 r. Niektórzy – jak podawały media – potraktowali tę wiadomość na tyle serio, że rozpoczęli przygotowania do tej apokalipsy. W Kazimierzu również. Nie oznacza to, że ze sklepów zniknęły produkty żywnościowe i woda w butelkach, a długo przedtem kilofy i łopaty (do kopania schronów pod Górą Trzech Krzyży i w okolicznych wąwozach), ale w dzień końca świata na ulicach pojawili się ludzie, którzy zachowywali się dość nietypowo. Próbowali nadrobić miniony czas i zrobić coś, czego dotychczas nie mieli odwagi zrobić w życiu. A życie, którego się tak zachłannie czepiali ci młodzi, płynęło obok nich naturalną koleją. W dzień końca świata na rynku w najlepsze trwał – jak co piątek – targ. Sprzedawano gotowane buraki wybarwione intensywnie czerwienią, ale nie tą niepokojącą – zwyczajną czerwienią świątecznego barszczyku z uszkami. I karpie, dla których świat planowano zakończyć w Wigilię, czyli już po dniu końca świata według Majów. Ludzie zatrzymywali się na chwilę rozmowy, szczęśliwi z kolejnego spotkania ze znajomymi, czy ostatniego? Nie widać na ich twarzach przerażenia, jakby wierzyli bardziej polskiemu nobliście, który już dawno przewidział, że innego końca świata nie będzie…
"A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już." (Koniec świata, Czesław Miłosz)
Na kazimierskim niebie pojawiły się wprawdzie znaki i ptaki zdawały zachowywać się niespokojnie, ale nie zakłócało to zwykłego rytmu życia Miasteczka. Aż stało się jasne, że Miłosz miał rację. Armagedon przeżyliśmy! I można spokojnie kontynuować przygotowania do świąt.
Dzień końca świata uwieczniali w Kazimierzu nad Wisłą uczestnicy warsztatów fotograficznych prowadzonych przez Maksa Skrzeczkowskiego i Daniela Mroza. Trzynastka młodych miłośników fotografii mimo trzaskającego mrozu wyruszyła w plener, by uwiecznić to, co miało nastąpić nieuchronnie.
- Przeżyliśmy koniec świata w Kazimierzu Dolnym!!! – śmieje się Maks Skrzeczkowski. – Wraz z 13 śmiałkami, których nie przeraził 11-stopniowy mróz ani wizja apokalipsy, spędziliśmy wspaniały dzień. Zrealizowaliśmy 4 plenery tematyczne: „Coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem”, „Początek końca”, ”Co ludzie robią w dniu końca świata”, ”Koniec albo nie koniec”. Przez cały dzień 21.12.2012, a w szczególności o 12.12, zastanawialiśmy się "Koniec albo nie Koniec". Jednak po południu, gdy zbliżył się nieuchronny koniec...warsztatów, wiedzieliśmy, że to nie koniec i że ...jutro też chwycimy aparaty i ruszymy w plener!
Fot. uczestnicy warsztatów fotograficznych
w Kazimierzu Dolnym
Skomentuj
Dodane komentarze (7)
-
No to wesołych świąt!
-
@ lustrator. Odpowiem po Świętach, bo sadzę, że staniesz sie lepszym katolikiem o ile byłeś u spowiedzi./ja byłem/
-
Pijany, nie ziej, zianie smokom zostaw :)
-
Ty pijany nawet w okresie świątecznym ziejesz swą nienawiścią do Kościoła,wracaj do swojego departamentu,będzie i czas rozliczeń.
-
Marko. Żyjesz?. Dzięki Bogu. patrz . niewiasta leżąca krzyżem.
-
Ale o co chodzi ???
-
tak patrzę na pierwsze zdjęcie i zastanawiam się, jakby skomentowal je p. Tomasz Terlikowski.
Być może dzięki takiej postawie, Koniec Świata nie nastąpił. Dzięki Ci niewiasto.