Pierwszego sierpnia o godzinie W jak co roku będziemy w Kazimierzu pod studnią wspominać wybuch Powstania Warszawskiego, które w 1944 r. przejęło dogłębnym smutkiem także kazimierskie serca. Świadczą o tym fotografie i rodzinne opowieści. Oto jedna z nich.
Ona ładna kazimierzanka. On przystojny warszawiak. Siedzą na kocyku na zboczu jednego z kazimierskich wzgórz. Dla niej to pewnie krótkie wytchnienie od codziennej pracy w gospodarstwie. Może niedziela? Dla niego – wypad poza rodzinną Warszawę.
- To była krótka okupacyjna historia – mówi, zaczynając opowieść o swojej mamie wywodzący się z Kazimierza Stanisław Turski, krajoznawca, wieloletni szef lubelskiego Ośrodka Informacji Turystycznej, autor licznych przewodników turystycznych, miłośnik Miasteczka, który znalazł to zdjęcie w albumie rodzinnym.
Janina Przychodzeń i Leonard Goworski – Lonek poznali się w Kazimierzu tuż przed wybuchem wojny: ona robiła zakupy na targu, a on fotografował targowisko: chłopów sprzedających swoje produkty wprost z wozów konnych, targujące się Żydówki, kupujących.
- Moja przyszła Mama, Jasia Przychodnianka, jaśniała urodą jak dorodny jaśmin koło domu. Była szczupła, ale zgrabna, wzrostu powyżej średniego, miała bujne ciemne włosy, poruszała się lekko i zwinnie – wspomina Stanisław Turski. – Leonard zapytał, czy może wykonać zdjęcie Mamy. I tak zaczęła się ich znajomość, przeradzająca się stopniowo w serdeczną sympatię, dzięki prowadzonej korespondencji listownej.
I tę sympatię widać na ich wspólnych zdjęciach: Jasia i Leon na łące, Jasia i Leon w kamieniołomach. Uśmiechnięci. Wpółobjęci. Razem.
- Z czasem Lonek zaczął przyjeżdżać częściej do Kazimierza z nieodłącznym aparatem fotograficznym. To dzięki niemu zachowały się fotografie z lat 40.: Mamy, jej rodziców i rodzeństwa – wspomina Stanisław Turski. – Na jednym z moich ulubionych zdjęć, z początku lat czterdziestych, stoją z gracją na zboczu trzy urodziwe siostry, panny Przychodnianki. Najniższe miejsce zajmuje Jasia, wyżej stoi hoża Gienia, nad nią czarnowłosa, z cerą jak marzenie – Sabina.
Wśród fotografii wykonanych przez Lonka są zdjęcia pozowane – rodzice z córkami, trio sióstr – i zdjęcia podpatrzone – przy pracy: podczas rwania lnu czy pojenia krów. Na każdym z nich piękna Jasia, która jak widać zauroczyła młodego warszawiaka.
- Młodzi chodzili na dalsze i bliższe spacery, rozmawiali o przyszłości, odkładając poważne decyzje osobiste na później, aż się wojna skończy. Lonek był bardzo sprawny fizycznie, wysportowany i pewnie miał do czynienia z końmi, może w wojsku lub w klubie jeździeckim? Będąc na Dołach, wskakiwał z fantazją na dziadkowego siwka i dosiadał go po kawaleryjsku. Wykonywał na grzbiecie konia rożne figury woltyżerskie, lubiąc się tym popisywać. Tak mijały okupacyjne lata – opowiada Stanisław Turski.
Jak by potoczyły się ich losy, gdyby nie wybuchło powstanie warszawskie? Czy Jasia wyjechałaby z Kazimierza jako żona Lonka?
Czy może Lonek zjechałby do Miasteczka znajdując sobie tutaj jakieś zajęcie? Jakie? Kim był z zawodu? To nie zachowało się w rodzinnej pamięci. Dlaczego? W życie młodych wkroczyła Historia z gatunku tych wielkich, która niszczy na swojej drodze wszystko i wszystkich, nie licząc się ani z ludzką miłością, ani z życiem.
Lonka pochłonęła Warszawa. Dosłownie i w przenośni.
- W połowie 1944 listowny kontakt młodych urwał się nagle – mówi Stanisław Turski. – Mama wiedziała o konspiracyjnej działalności Lonka i jego przynależności do AK, zresztą znała też miejscowych AK – owców. Lonek miał żywy i wesoły charakter prawdziwego warszawiaka, z lekką nutą cwaniaka, ale w pozytywnym znaczeniu, więc gdy do Mamy dotarta wiadomość o wybuchu Powstania Warszawskiego, miała nadzieję, że jej ukochany przeżyje.
My, warszawiacy, jesteśmy tacy,
Kto nam na odcisk - to już Hiszpan* - zimny trup
I niechaj każdy wie: kto na nas szarpnie się,
To mu to zaraz bokiem wyjdzie - może nie?
Nie masz cwaniaka nad warszawiaka
Chcesz z nami zacząć to se przedtem trumnę kup! – śpiewał przecież w jednej ze swoich piosenek Stanisław Grzesiuk.
Niestety warszawska fantazja nie była w tym wypadku wystarczającą dla Lonka tarczą.
- Jesienią 1944 roku dotarła do Mamy wiadomość, że Leon nie przeżył powstania, a jego grób nie jest znany… - wspomina pan Stanisław.
Czas mijał, łzy obeschły i piękna Jasia oddała rękę powiślakowi, również przystojnemu i rezolutnemu Ignacemu, który był też partyzantem, najpierw BCH a po scaleniu – AK i brał m.in. udział w akcji zatopienia statku wiślanego Tannenberg, z kałmucką załogą wysługującą się Niemcom, którzy terroryzowali ludność Powiśla. W sercu jednak głęboko w sercu chowała pamięć o… krótkiej historii okupacyjnej.
1 sierpnia o godzinie 17.00 na rynku Kazimierz upamiętni bohaterów Powstania Warszawskiego.