Pierwszy tego typu pokaz miał miejsce w sobotę 28 stycznia br. Po filmie „Dzieci i ryby” publiczność miała okazję spotkać się z jego reżyserem Jackiem Bromskim oraz odtwórczynią roli głównej – Anną Romantowską, prywatnie żoną reżysera.
Film opowiada historię dwóch kobiet. Anna, odkąd odszedł od niej mąż, stała się kobietą biznesu, prowadzi świetnie prosperującą agencję reklamową. Teraz ona dyktuje mężczyznom warunki zarówno w firmie jak i w życiu osobistym, nie pozwalając im zbytnio zbliżyć się do siebie ani sobie angażować się emocjonalnie w kolejne związki. Tylko czy jest szczęśliwa? Jej przyjaciółka Ewelina aktorka przeżywa kryzys zarówno zawodowy jak i rodzinny – okazuje się za stara zarówno na amantkę w filmie jak i na żonę…
”Dzieci i ryby” (1996r.) Bromskiego to film o kobietach, o potrzebie bliskości i koszmarze samotności. Utrzymany w konwencji komediowej pozwala łatwiej przełknąć dawkę refleksji nad życiem.
Jak ocenia odgrywaną przez siebie bohaterkę odtwórczyni głównej roli, Anna Romantowska?
A.S. - Główna bohaterka „filmu „Dzieci i ryby” to kobieta wyzwolona, która sobie zawsze radzi w życiu, ale tak naprawdę chyba nie bardzo. To kobieta, która broni się przed zależnością od mężczyzn - uczuciową również. Czy Pani taki model kobiety preferuje w życiu?
Anna Romantowska – Właściwie żaden model kobiety nie ukształtował mi się w biegu życia. Ja ewoluuję – raz jestem niewolnicą Isaurą, a raz – walczącą feministką. Wydaje mi się, że sens jest właśnie w tej zmienności. Tak naprawdę. W domu zdecydowanie jestem przewodnikiem stada. Natomiast to, że mogę sobie poleżeć pod gruszą, w momencie gdy mój mąż zapewni mi w miarę sensowny i przyzwoity byt – to uważam za swoje kobiece osiągnięcie. Nie ma więc powodu, bym ostrzyła pazury i walczyła o to, by się uwolnić od mężczyzny, wręcz przeciwnie. Należę do kobiet, które chętnie się dadzą zniewolić, oczywiście na swoich warunkach…
A.S. - Obserwując główną bohaterkę, ma się wrażenie z jednej strony, że ona jest taka silna i mocna i to jest dobre. Generalnie jednak ją to unieszczęśliwia. Anna jest wciąż zdana na siebie, nie może usiąść na kanapie i odpocząć, ponieważ nie znalazła dotąd człowieka, który by dał jej to poczucie bezpieczeństwa, które w końcu dał jej nauczyciel matematyki – dawna miłość.
Anna Romantowska – To jest poczucie bliskości. I to dotyczy każdego z nas – i kobiety i mężczyzny. Nie znam nikogo, kto potrzebebliskości lekceważyłby i jej nie odczuwał. Ni znam takich ludzi. Wśród moich znajomych mam masę samotnych koleżanek i widzę jak się czasami szamocąw poszukiwaniu jakiegokolwiek ciepła. Nie wierzę w to, że można znaleźć w sobie takąsiłę i sens w samotnym pokonywaniu życia. Bez drugiego człowieka. Jeżeli nie jest to mężczyzna dla kobiety, to przynajmniej dobra, sensowna przyjaźń z inną kobietą, Oczywiście możemy nie trafić na kogoś, kim będziemy w stanie przejść przez życie – na tę osobę wyśnioną- wymarzoną Bardzo często jest to tylko potem tylko kompromis, a ten kompromis nie zawsze prowadzi do dobrego, ładnego zakończenia. Ale potrzeba bliskości, porozmawiania z kimś jest…
A.S. - ...bardzo ważna. To widać po drugiej bohaterce filmu – Elizie, która odtrącona przez męża, zostawiona, potrzebuje kogokolwiek, by wypełnić lukę na moment chociaż…
Anna Romantowska – by ogłuszyć się choć na chwilę. Chodzi pani o ten epizod Garysi Kownackiej z Cezarym Pazurą - niekoniecznie chlubny, ale rozumiem jego sens w kontekście tego, co się dzieje dookoła…
A.S. - Przyjechała pani do Kazimierza na ten seans „Dzieci i ryb” specjalnie, by na parę chwil stanąć przed kazimierską publicznością.
Anna Romantowska – Mamy tu swoich przyjaciół. Jest to więc okazja do ich odwiedzienia.
A.S. - Czy planują tu Państwo spędzić czas dłużej?
Anna Romantowska – Myśmy tutaj za namową naszych przyjaciół, którzy odkryli to miejsce i postawili tutaj dom, kupili jakiś kawałeczek ziemi i pewnie kiedyś, może nie w ciągu najbliższych paru lat, ale pewnie tutaj jakąś przystań sobie zorganizujemy. Nie jest to w samym Kazimierzu, tylko jakieś 5 – 6 kilometrów stąd. Nawet nie umiem tego dokładnie zlokalizować – byłam tam raz, tego lata, gdy nabywaliśmy teren. Tak naprawdę motorem tego pomysłu był mój mąż – ja zorganizowałam nam życie w Warszawie, kupiłam ziemię, zbudowałam sama dom, który zaprojektowałam, sama sprzedałam poprzedni i przeprowadziłam nas, a mąż przyjechał na gotowe.
A.S. - Powtarza się więc schemat jak z biografii Marii Kuncewiczowej, którą do Kazimierza sprowadził jej mąż?
Anna Romantowska - Z tym że Kuncewiczówka jest w mieście, a tam, gdzie myśmy nabyli ziemię – jest wieś. Ale ja jestem właściwie kotem domowym, gdy wymoszczę swój kąt, najchętniej bym się wtedy nie ruszała. Mogę zaszyć się z książką i tygodniami z domu nie wychodzić. Mogę nie prowadzić życia towarzyskiego, mogę gadać… na przykład z kotem. Nie nudzę się nigdy ze sobą – często jestem sama – mąż dużo wyjeżdża, córka studiuje w Łodzi – w ogóle w domu nigdy się nie nudzę.
A.S. - Dziękuję za rozmowę.