Górale dzielą ludzi na „pnioki”, „krzoki” i „ptoki”. Pojęcia te zostały
zaadaptowane także na określenie kazimierzan. „Pnioki” – to ci
zakorzenieni w Kazimierzu od zawsze, „krzoki” - ci, którzy się tu
przesiedlili i „ptoki”, czyli ci, co tu przylatują tylko na chwilę.
Witalis Więckowski należał do tych pośrodku, chociaż jego wrastanie w
Kazimierz nie należało do najłatwiejszych.
Witalis Więckowski urodził się w Kulczynach w powiecie zasławskim na Wołyniu 28 kwietnia 1865 r. W wieku 21 lat trafił do elitarnego Lejb-Gwardyjskiego Pułku Ułanów Jego Wysokości w Warszawie, gdzie po niecałym roku służby został delegowany do Warszawskiego Ujazdowskiego Szpitala Wojskowego, by kształcić się w kierunku medycznym. 23 maja 1889 r. zdał celująco egzamin na stopień felczera eskadronu. Wtedy też przyszedł na świat pierwszy syn Witalisa i jego żony Bronisławy – Witold. Drugi – Ryszard – urodził się w 1891 – roku kończącym jego służbę wojskową.
Tuż po przejściu do rezerwy z końcem tego roku Więckowski przeniósł się w rodzinne strony i podjął pracę w szpitalu przy cukrowni Krasiłów, gdzie pracował blisko 11 lat, a potem – do pobliskiego majątku Potockich w Antoninach. Właścicielem Antonin był wtedy Józef Mikołaj hrabia Potocki, polski ziemianin, którego dobra obejmowały łącznie około 63 tys. hektarów ziemi. W pałacu w Antoninach zgromadził ogromny księgozbiór liczący ponad 20 tys. woluminów i wiele dzieł sztuki. W 1906 r. został posłem do rosyjskiej Dumy Państwowej. Jego koneksje na dworze carskim umożliwiły mu ustanowienie ordynacji dla swoich dwóch synów: antonińskiej (ok. 25 tys. ha) dla syna Romana oraz koreckiej (ok. 24 tys. ha) dla syna Józefa.
Witalis Więckowski zatrudniony został w Antoninach jako felczer w szpitalu okręgowym, który dysponując 24 łóżkami obsługiwał cukrownię i 18 okolicznych folwarków. Dla porównania: szpital powiatowy w Puławach niedaleko Kazimierza Dolnego w roku 1920 miał łóżek niewiele więcej – 30. Oprócz tego do obowiązków Więckowskiego należały także co wtorkowe dyżury w ambulatorium dla miejscowej ludności.
Więckowscy mieszkali na Wołyniu aż do lat 20. XX w. Tu dorastali ich synowie, tu urodziły się ich wnuki od strony Witolda: Władysław w Kulczynach w 1918 i Halina w 1920 r. w Antoninach. W tym czasie trwała już wojna polsko – bolszewicka, pałac w Antoninach został spalony w 1919 r., ale Więckowscy do ostatniej chwili zwlekali z decyzją o wyjeździe. I nic dziwnego – Witalis miał wtedy 58 lat, z których większość związana była z tą ziemią.
Najpierw z rodziną wyjechał syn Witold, który urządził się w Warszawie, podejmując pracę w mennicy państwowej, a dopiero w październiku 1923 r. Witalis Więckowski z żoną.
- Wydostał się spod rządów bolszewickich, do ostatniej chwili pracując z poświęceniem w bardzo ciężkich warunkach, w październiku br. – czytamy w świadectwie wydanym przez Biuro Warszawskie Interesów Romana i Józefa hr. Potockich, których ogromny majątek po ojcu po traktacie ryskim kończącym wojnę polsko – bolszewicką skurczył się do ok. 3,5 tys. ha, pozostając w znacznej części poza granicami Rzeczypospolitej.
- Wskutek zajęcia Antonin przez bolszewików zostałem zupełnie zrujnowany i ledwie z życiem wróciłem do Polski – pisze Więckowski w podaniu do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1928r.
Co się stało z jego drugim synem Ryszardem – nie wiadomo.
Uciekając przed bolszewikami Witalis Więckowski przyjechał do syna do Warszawy, ale wkrótce – nie wiadomo dlaczego – pojechał na prowincję do swojego bratanka Zygmunta Więckowskiego (syna Romana Leonarda) do Kazimierza Dolnego. Być może dowiedział się, że potrzebowano tutaj felczera, bo taką właśnie posadę – felczera wolnopraktykującego pod kierunkiem doktora Tyszkiewicza – objął w 1924 r. na podstawie „Zaświadczenia tymczasowego na prawo praktyki felczerskiej w Kazimierzu Dolnym”, które 30 lipca tego roku wystawił mu lekarz powiatowy w Puławach doktor Władysław Woliński, a poświadczył wójt gminy Kazimierz.
Można więc było myśleć o stabilizacji: by w spokoju pracować, mieszkać, żyć. Można by było… gdyby nie zawistnicy. W sierpniu 1927 r. Zarząd Oddziału w Lublinie Centralnego Związku Felczerów Rzeczypospolitej, którego zadaniem była obrona interesów zawodu felczerskiego, w tym „zwalczanie partaczy, podszywających się pod miano felczerów” przedłożył Naczelnikowi Wojewódzkiego Urzędu Zdrowia w Lublinie nazwiska trzech osób zajmujących się bezprawnie leczeniem chorych. Wśród nich wymienione było nazwisko „Piotra Więczkowskiego” , którego oskarżono o brak podstaw do wykonywania zawodu felczera. Skąd zarząd Związku powziął tę informację, nie wiadomo, ale to wystarczyło, by wszcząć procedurę wyjaśniającą wobec Witalisa Więckowskiego. Nie przeszkadzał błąd w nazwisku, nie wystarczało celujące świadectwo ukończenia wojskowej szkoły felczerskiej w Warszawie ani 36 – letnia praktyka felczerska.
Urzędowe pisma krążyły pomiędzy gminą w Kazimierzu, starostwem w Puławach i Urzędem Wojewódzkim w Lublinie, który pod koniec 1927 r. autorytatywnie stwierdził, że Więckowski „jako posiadający świadectwo felczerskie wojskowe uprawnień felczerskich nie ma, zatem praktyka felczerska winna być mu zabroniona”. Taką decyzję z powiatu odebrał Więckowski w lutym następnego roku.
Z czego więc żyć, jeśli całe życie nie robiło się nic innego, tylko leczyło ludzi zgodnie ze zdobytym wykształceniem? Na to pytanie musiało odpowiedzieć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, do którego zwrócił się w sprawie swoich kwalifikacji zawodowych Więckowski. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Zdrowia Publicznego z dnia 20 marca 1922 r. w przedmiocie wykonywania ustawy o uprawnieniach do wykonywania czynności felczerskich „do wykonywania czynności felczerskich uprawnione były osoby, które złożyły zaświadczenie ukończenia warszawskiej szkoły felczerskiej lub równorzędnej szkoły rosyjskiej”.
- Otóż posiadając świadectwo wydane przez Komitet Ujazdowskiego Wojskowego Szpitala w Warszawie w zupełności odpowiadam powyższemu przepisowi – dowodził Witalis Więckowski w piśmie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 9 lutego 1928 r., dodając dalej z goryczą – Jeśli przeto władze zaborcze nie czyniły żadnych trudności, a odwrotnie – ceniły moją gorliwą pracę i fachowe zdolności – jestem zdania, że władze polskie powinny ułatwić dalszą egzystencję moją i mojej rodziny, w przeciwnym bowiem razie jesteśmy zgubieni.
Wymiana pism pomiędzy Wojewodą i Ministrem doprowadziła do tego, że ostatecznie dokumenty Więckowskiego uznano za wystarczające i 15 lipca 1929 r. wydano mu kartę regestracyjną dla felczerów. Wreszcie stabilizacja i spokój. Po 38 latach pracy. W wieku 64 lat.
Nie wiadomo, jak długo po tym zamieszaniu felczer Więckowski korzystał ze swoich uprawnień. Wiemy na pewno, że w Kazimierzu pozostał z rodziną do końca swoich dni. Zmarł w czasie okupacji hitlerowskiej 20 października 1943r. i spoczywa na tutejszym cmentarzu razem z żoną Bronisławą (zm. 29 listopada 1941r.), bratankiem i jego córką Ireną Kunicką (zm. 26 czerwca 2013r.)
- Każdy z nas ma takie sprawy, które są niedokończone i kiedyś należy je skończyć, by nie okazało się, że nie można już dotrzeć do świadków pamiętających wydarzenia sprzed lat. Wracam do pracy, która odkładam z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, a ma ona związek z Kazimierzem Dolnym – napisał do naszej redakcji potomek Witalisa Więckowskiego Artur Wichliński, na bazie dokumentów którego powstał niniejszy artykuł. – Interesuje mnie historia rodzinny Więckowskich, która jak podejrzewam, pojawiła się w Kazimierzu Dolnym na początku XX w. Jej przedstawicielami byli Zygmunt Więckowski i jego żona Maria oraz Witalis i Bronisława Więckowscy. Poprzez małżeństwa dzieci Zygmunta i Marii spokrewnieni są z rodziną państwa Kunickich. Rodzina Kunickich, a szczególnie pan Eugeniusz Kunicki zapisał się na kartach historii miasta.
Czy ktoś z Państwa może dodać do tej historii swoje trzy grosze? Ktoś może wie, gdzie w Kazimierzu mieszkał Witalis Więckowski, gdzie prowadził praktykę? A może ktoś wie, co stało się z jego synem Ryszardem? Dawne to historie, ale może w czyjejś rodzinie zachowała się pamięć o felczerze z Wołynia. Prosimy o kontakt z redakcją.
Tuż po przejściu do rezerwy z końcem tego roku Więckowski przeniósł się w rodzinne strony i podjął pracę w szpitalu przy cukrowni Krasiłów, gdzie pracował blisko 11 lat, a potem – do pobliskiego majątku Potockich w Antoninach. Właścicielem Antonin był wtedy Józef Mikołaj hrabia Potocki, polski ziemianin, którego dobra obejmowały łącznie około 63 tys. hektarów ziemi. W pałacu w Antoninach zgromadził ogromny księgozbiór liczący ponad 20 tys. woluminów i wiele dzieł sztuki. W 1906 r. został posłem do rosyjskiej Dumy Państwowej. Jego koneksje na dworze carskim umożliwiły mu ustanowienie ordynacji dla swoich dwóch synów: antonińskiej (ok. 25 tys. ha) dla syna Romana oraz koreckiej (ok. 24 tys. ha) dla syna Józefa.
Witalis Więckowski zatrudniony został w Antoninach jako felczer w szpitalu okręgowym, który dysponując 24 łóżkami obsługiwał cukrownię i 18 okolicznych folwarków. Dla porównania: szpital powiatowy w Puławach niedaleko Kazimierza Dolnego w roku 1920 miał łóżek niewiele więcej – 30. Oprócz tego do obowiązków Więckowskiego należały także co wtorkowe dyżury w ambulatorium dla miejscowej ludności.
Więckowscy mieszkali na Wołyniu aż do lat 20. XX w. Tu dorastali ich synowie, tu urodziły się ich wnuki od strony Witolda: Władysław w Kulczynach w 1918 i Halina w 1920 r. w Antoninach. W tym czasie trwała już wojna polsko – bolszewicka, pałac w Antoninach został spalony w 1919 r., ale Więckowscy do ostatniej chwili zwlekali z decyzją o wyjeździe. I nic dziwnego – Witalis miał wtedy 58 lat, z których większość związana była z tą ziemią.
Najpierw z rodziną wyjechał syn Witold, który urządził się w Warszawie, podejmując pracę w mennicy państwowej, a dopiero w październiku 1923 r. Witalis Więckowski z żoną.
- Wydostał się spod rządów bolszewickich, do ostatniej chwili pracując z poświęceniem w bardzo ciężkich warunkach, w październiku br. – czytamy w świadectwie wydanym przez Biuro Warszawskie Interesów Romana i Józefa hr. Potockich, których ogromny majątek po ojcu po traktacie ryskim kończącym wojnę polsko – bolszewicką skurczył się do ok. 3,5 tys. ha, pozostając w znacznej części poza granicami Rzeczypospolitej.
- Wskutek zajęcia Antonin przez bolszewików zostałem zupełnie zrujnowany i ledwie z życiem wróciłem do Polski – pisze Więckowski w podaniu do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1928r.
Co się stało z jego drugim synem Ryszardem – nie wiadomo.
Uciekając przed bolszewikami Witalis Więckowski przyjechał do syna do Warszawy, ale wkrótce – nie wiadomo dlaczego – pojechał na prowincję do swojego bratanka Zygmunta Więckowskiego (syna Romana Leonarda) do Kazimierza Dolnego. Być może dowiedział się, że potrzebowano tutaj felczera, bo taką właśnie posadę – felczera wolnopraktykującego pod kierunkiem doktora Tyszkiewicza – objął w 1924 r. na podstawie „Zaświadczenia tymczasowego na prawo praktyki felczerskiej w Kazimierzu Dolnym”, które 30 lipca tego roku wystawił mu lekarz powiatowy w Puławach doktor Władysław Woliński, a poświadczył wójt gminy Kazimierz.
Można więc było myśleć o stabilizacji: by w spokoju pracować, mieszkać, żyć. Można by było… gdyby nie zawistnicy. W sierpniu 1927 r. Zarząd Oddziału w Lublinie Centralnego Związku Felczerów Rzeczypospolitej, którego zadaniem była obrona interesów zawodu felczerskiego, w tym „zwalczanie partaczy, podszywających się pod miano felczerów” przedłożył Naczelnikowi Wojewódzkiego Urzędu Zdrowia w Lublinie nazwiska trzech osób zajmujących się bezprawnie leczeniem chorych. Wśród nich wymienione było nazwisko „Piotra Więczkowskiego” , którego oskarżono o brak podstaw do wykonywania zawodu felczera. Skąd zarząd Związku powziął tę informację, nie wiadomo, ale to wystarczyło, by wszcząć procedurę wyjaśniającą wobec Witalisa Więckowskiego. Nie przeszkadzał błąd w nazwisku, nie wystarczało celujące świadectwo ukończenia wojskowej szkoły felczerskiej w Warszawie ani 36 – letnia praktyka felczerska.
Urzędowe pisma krążyły pomiędzy gminą w Kazimierzu, starostwem w Puławach i Urzędem Wojewódzkim w Lublinie, który pod koniec 1927 r. autorytatywnie stwierdził, że Więckowski „jako posiadający świadectwo felczerskie wojskowe uprawnień felczerskich nie ma, zatem praktyka felczerska winna być mu zabroniona”. Taką decyzję z powiatu odebrał Więckowski w lutym następnego roku.
Z czego więc żyć, jeśli całe życie nie robiło się nic innego, tylko leczyło ludzi zgodnie ze zdobytym wykształceniem? Na to pytanie musiało odpowiedzieć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, do którego zwrócił się w sprawie swoich kwalifikacji zawodowych Więckowski. Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Zdrowia Publicznego z dnia 20 marca 1922 r. w przedmiocie wykonywania ustawy o uprawnieniach do wykonywania czynności felczerskich „do wykonywania czynności felczerskich uprawnione były osoby, które złożyły zaświadczenie ukończenia warszawskiej szkoły felczerskiej lub równorzędnej szkoły rosyjskiej”.
- Otóż posiadając świadectwo wydane przez Komitet Ujazdowskiego Wojskowego Szpitala w Warszawie w zupełności odpowiadam powyższemu przepisowi – dowodził Witalis Więckowski w piśmie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 9 lutego 1928 r., dodając dalej z goryczą – Jeśli przeto władze zaborcze nie czyniły żadnych trudności, a odwrotnie – ceniły moją gorliwą pracę i fachowe zdolności – jestem zdania, że władze polskie powinny ułatwić dalszą egzystencję moją i mojej rodziny, w przeciwnym bowiem razie jesteśmy zgubieni.
Wymiana pism pomiędzy Wojewodą i Ministrem doprowadziła do tego, że ostatecznie dokumenty Więckowskiego uznano za wystarczające i 15 lipca 1929 r. wydano mu kartę regestracyjną dla felczerów. Wreszcie stabilizacja i spokój. Po 38 latach pracy. W wieku 64 lat.
Nie wiadomo, jak długo po tym zamieszaniu felczer Więckowski korzystał ze swoich uprawnień. Wiemy na pewno, że w Kazimierzu pozostał z rodziną do końca swoich dni. Zmarł w czasie okupacji hitlerowskiej 20 października 1943r. i spoczywa na tutejszym cmentarzu razem z żoną Bronisławą (zm. 29 listopada 1941r.), bratankiem i jego córką Ireną Kunicką (zm. 26 czerwca 2013r.)
- Każdy z nas ma takie sprawy, które są niedokończone i kiedyś należy je skończyć, by nie okazało się, że nie można już dotrzeć do świadków pamiętających wydarzenia sprzed lat. Wracam do pracy, która odkładam z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, a ma ona związek z Kazimierzem Dolnym – napisał do naszej redakcji potomek Witalisa Więckowskiego Artur Wichliński, na bazie dokumentów którego powstał niniejszy artykuł. – Interesuje mnie historia rodzinny Więckowskich, która jak podejrzewam, pojawiła się w Kazimierzu Dolnym na początku XX w. Jej przedstawicielami byli Zygmunt Więckowski i jego żona Maria oraz Witalis i Bronisława Więckowscy. Poprzez małżeństwa dzieci Zygmunta i Marii spokrewnieni są z rodziną państwa Kunickich. Rodzina Kunickich, a szczególnie pan Eugeniusz Kunicki zapisał się na kartach historii miasta.
Czy ktoś z Państwa może dodać do tej historii swoje trzy grosze? Ktoś może wie, gdzie w Kazimierzu mieszkał Witalis Więckowski, gdzie prowadził praktykę? A może ktoś wie, co stało się z jego synem Ryszardem? Dawne to historie, ale może w czyjejś rodzinie zachowała się pamięć o felczerze z Wołynia. Prosimy o kontakt z redakcją.