Fajny braciszek ze sklepiku. Wspomnienie o ojcu Cyrylu

Skomentuj (6)

zobacz więcej (7)

Dziś skończyłby 82 lata. Choroba zabrała go wcześniej. 2 czerwca w dniu urodzin ojca Cyryla wspominają go kazimierzacy.

„Fajny braciszek ze sklepiku”. Tak postrzegało go wiele osób, które zaglądały do kazimierskiego Klasztoru w poszukiwaniu… smaku życia, bo tak chyba można by określić łącznie wszystkie oczekiwania ludzi, którzy niespiesznym krokiem przekraczali próg klasztorny z ciekawością, co ich też czeka po drugiej stronie.

Bywało, że czekał na nich człowiek. Ze swoją opowieścią. O Klasztorze. O ziołach. O życiu. Ojciec Cyryl w swoim sklepiku. Ludzie przychodzili tu ze świata, obcy, nieznajomi, a wychodzili niejako przyswojeni. I nieważne, czy byli to ministrowie, prezydentowa Kwaśniewska czy zwykli ludzie.

- Sklepik to był punkt kontaktowy. Tu można było i zioła kupić, i porozmawiać, i różaniec dostać. Ojciec Cyryl miał taką łatwość w nawiązywaniu kontaktów – wspomina ojciec Bonifacy. – Znał dużo ludzi. Miał dobrą pamięć. Kiedy przychodzili do niego do sklepiku, to pierwsze pytanie było: „A skąd?” I zaraz: „Jak długo jesteś tutaj?” I ludzie nawiązywali z nim kontakty, które odnawiał. Z każdym potrafił porozmawiać i ludzie zapamiętywali go właśnie jako „braciszka ze sklepiku”…

Chociaż tego określenia akurat nie lubił, bo przecież w zakonie był ojcem, miał świecenia kapłańskie.

- Bardzo cenił swoje kapłaństwo – wspomina ojciec Bonifacy. – Nawet wtedy, gdy już z powodu choroby nie bardzo mógł chodzić, przychodził do kościoła. Jeżeli nie mógł stać przy ołtarzu, to siadał, wstając tylko na najważniejsze momenty mszy. Chciał swoje obowiązki spełnić. Jeszcze rano w Wielką Sobotę przyszedł, bo to on zawsze święcił pokarmy, ale już się bardzo źle czuł i nie mógł czytać. Poświęcił chyba raz i powiedział gwardianowi, żeby go zastąpił. Jeszcze wieczorem powiedział, że idzie do kościoła. I brat Daniel pomógł mu wejść. Ledwie wchodził na te dwa stopnie, które prowadzą do prezbiterium… Jeszcze przyjął komunię, ale już nie celebrował…
Mimo choroby często można go było spotkać w konfesjonale, nawet wtedy gdy nie miał wyznaczonego dyżuru.

- Ostatnio z wielkim wysiłkiem chodził do konfesjonału – wspomina pani Wiesława z Kazimierza – ale chodził. Zawsze się uśmiechnął, podał rękę.

Dla wielu był przewodnikiem duchowym.

- Tak, ja ich teraz przejmuję – mówi ojciec Bonifacy. – To są księża i ludzie świeccy, którzy przychodzili do niego – umawiali się telefonicznie – a on ich prowadził, nimi kierował…

Spowiedź na telefon?

- Tak – mówi ojciec Bonifacy. – To zwykle jest nie tylko spowiedź, wyznanie grzechów. To rozmowa.

- A ojciec Cyryl potrafił słuchać człowieka – mówi pani Wiesława – I ludzie przychodzili do niego z różnymi problemami. I pomagał im. Także finansowo.

O takim właśnie pieniężnym wsparciu pamięta m.in. ojciec Bonifacy.

- Ojca Cyryla poznałem w Krakowie przed moim wyjazdem na misje około roku 69. – wspomina. – Byłem wtedy studentem, a on skończył już studia i szedł na swą pierwszą placówkę. To było przelotne spotkanie ludzi pochodzących z tych samych stron: on był z Wilkowa, ja z Powiśla. Drugi raz go spotkałem tuż przed samym wyjazdem w 1970 r. podczas uroczystego pożegnania w klasztorze we Włocławku. To było naprawdę uroczyste pożegnanie. W ogrodzie wybudowano ołtarz polowy. Podczas nabożeństwa wręczono nam – było nas wtedy dwóch kandydatów na wyjazd na misje – krzyże misyjne. Przybyły tłumy. I tak wszyscy byli zajęci tym świętem, organizacją, że nikt się nie zainteresował naszą sytuacją materialną. I tylko ojciec Cyryl podszedł do mnie i spytał: „Słuchaj Bonifacy, a ty masz jakieś pieniądze na podróż”? I pamiętam, przyniósł mi wtedy 1500 zł, co mi wystarczyło nie tylko na podróż do domu, ale i do Krakowa. A on był wtedy tylko katechetą…

Ojciec Cyryl – Mieczysław Plis – pochodził z Wilkowa, liceum ogólnokształcące ukończył w Kazimierzu, chociaż nie była to jego pierwsza szkoła średnia.

- Chodziłam z nim do pierwszej klasy – wspomina Władysława Mazurkiewicz. – Było nas wtedy w 50. roku 55 osób. Pamiętam: egzaminował nas jeszcze Dzierżyński, ale Mietek przyszedł później, razem z Jasiem Gizą, spoza Kazimierza. Był starszy od nas.
Jako, że był spoza Kazimierza, mieszkał w internacie, który wtedy mieścił się w budynku klasztornym. To naturalnie zbliżało go do kościoła.

- Przyjaźnił się z ojcem Klisiem, pomagał mu w ogrodzie – wspomina pani Wiesława.  – Przyjaźnił się też księdzem Jachułą z Fary, który uczył nas religii. Pamiętam, jak do Fary chodziliśmy ze szkoły czwórkami. Z jednej strony stała młodzież ze szkoły zawodowej, starsze towarzystwo, bo to były roczniki powojenne… Mieliśmy religię w szkole, ja mam na świadectwie maturalnym religię, chociaż to był rok 53…

Koleżanki ojca Cyryla z kazimierskich czasów szkolnych wspominają go jako spokojnego, cichego i uczynnego kolegę.

- Był średnim uczniem, grzecznym – mówi Władysława Mazurkiewicz. – I zawsze mówił, że będzie księdzem.

I księdzem został. Po skończeniu studiów w Krakowie złożył śluby, przyjął święcenia kapłańskie I udał się na swoją pierwszą placówkę do Stopnicy. Potem był Zakliczyn, Konin i Włocławek. Spełniał się tam w pracy katechetycznej.

- Był bardzo dobrym katechetą. Dzieci go bardzo lubiły – wspomina ojciec Bonifacy. – Przygotowywał je do pierwszej komunii. Już nie na setki, ale na tysiące miał tych dzieci w swoich rachunkach.
W końcu wrócił do Kazimierza i tu był najdłużej. 31 lat. Kościół klasztorny nie miał tu charakteru parafialnego, więc pracę z dziećmi zastąpiły inne obowiązki, a tych w klasztorze nigdy nie brakuje.

- Był bardzo dobrym organizatorem, jeśli chodzi o remonty – wspomina ojciec Bonifacy. – U konserwatora znał wszystkich po imieniu. Gdyby nie on, to dach kościoła by się zawalił. Kiedy ja przyjechałem do Kazimierza i przejąłem przełożeństwo, on wiele mi pomógł, bo znał tutejsze sprawy od podszewki, a ja przyszedłem zupełnie nowy, na dodatek z warunków afrykańskich. Dobrze, że był, bo moje początki tutaj były bardzo trudne. 

Tych, którzy czują wobec ojca Cyryla wdzięczność, jest jednak znacznie więcej. Na pogrzebie było ponad 60 księży i naprawdę bardzo dużo ludzi. Odszedł przecież kapłan, spowiednik, katecheta… jego funkcje można by mnożyć, chociaż w rzeczywistości był tylko szeregowym zakonnikiem.

- Nie chciał żadnej innej funkcji – wspomina ojciec Bonifacy. – Chciał pozostać wolnym strzelcem. Wolał, żeby ktoś inny był na pierwszym planie, on sam pomagał i nie wychodził poza linię.

Spokojny, opanowany, ciepły człowiek.

Odszedł w puławskim szpitalu w czwartek 14 kwietnia o piątej nad ranem. Przed śmiercią jeszcze popatrzył na wszystkich, zamknął oczy i zwyczajnie zasnął.

-Miał spokojną śmierć – mówi ojciec Bonifacy – ale myślę, że chociaż cierpiał z powodu zaawansowanej cukrzycy, to sam był zaskoczony rozwojem choroby.

Pochowano go na cmentarzu w kwaterze ojców franciszkanów w Kazimierzu.

- Bo on kochał Kazimierz – mówi pani Wiesława.

I dlatego tu pozostanie.

Jak czytamy na stronie Archidiecezji Lubelskiej, ojciec Cyryl Mieczysław Plis OFM, syn Jana i Katarzyny z domu Rybak, urodził się 2 czerwca 1934 roku w Wilkowie w powiecie opolskim. Do Zakonu Braci Mniejszych wstąpił jako dwudziestolatek 15 marca 1955 r. w Pilicy, tam też 4 kwietnia 1956 r. złożył pierwsze śluby zakonne, wieczyste zaś – 15 grudnia 1960 r. w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął pół roku później 28 czerwca 1961 r. z rąk biskupa Juliana Groblickiego także w Krakowie, gdzie w latach 1956 – 1962 studiował filozofię i teologię w Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy.

Pełnił posługę duszpasterską jako gwardian, proboszcz, wikariusz domu oraz spowiednik i katecheta w klasztorach: we Włocławku, Koninie, Stopnicy, Zakliczynie i Kazimierzu Dolnym. Od 1987 r. należał do Wspólnoty Braterskiej w Kazimierzu Dolnym.

 

Fotografie z archiwum
Władysławy Mazurkiewicz
i Wiesławy Opoki

 

Skomentuj


Dodane komentarze (6)

  • Jinks
    Gdzies pod koniec lat 90, po raz pierwszy zawitałem do tego "sklepiku". To spotkanie dośc mocno zapamietałem, dobrotliwie ale zostałem obstukany przez o. Cyryla. Juz dokladnie nie pamietam ale wczesniej zadzwonilem i zapytalem od ktorej sklep powiedzmy, że był czynny od 9.00 przyszedłem ok. 11.00 oczywiscie bylo zamknieta i informacja, żeby dzwonic dzwonkiem na drzwiach. Zadzwoniłem i czekam 5 min. nic, znowu zadzwonilem znowu nic sie nie dzieje no to jeszcze raz. I słysze jak ktoś schodzi po schodach i cos mowi. Okazała sie, ze to zakonnik w podeszlym wieku i oberwało mi się, ze jestem taki nieciepliwy a on juz ma swoje lata. Ale później jak kupiłem parę rzeczy jakoś zlagodnial cos pogadalismy. Nastepnym razem jak bylem cos kupic i trzeba bylo zadzwonic bo sklep byl zamkniety, dzwonilem raz i cierliwie czekalem ok. 10 min az przyszedł.
  • Redakcja
    Jeden z komentarzy został wyłączony. Prosimy o przestrzeganie regulaminu dyskusji.
  • Michał z Cambridge
    Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci na wieki wieków. Amen.
  • Beata
    W niebie potrzebowali Ojca Cyryla do prowadzenia niebiańskiego sklepiku
  • Zdzisław Król
    Może inni tak cisnący się na takie czy inne stanowiska zrozumieją, że wielkość nie zależy od zajmowanego stanowiska lecz od ducha danej osoby. A dobitnie to udowodnił Ojciec Cyryl. Cześć jego pamięci
  • MMiP
    dopiero dzisiaj zobaczyliśmy, ciepło i smutno w sercu. Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie...
    MMiP

Mapa


Zobacz także

Najbliższe oferty specjalne

Poniżej znajdziesz listę obiektów gotowych udostępnić miejsca noclegowe dla osób z Ukrainy, szukających schronienia w naszym kraju. Skontaktuj się z właścicielem obiektu i uzgodnij szczegóły....
Przyszłości nie przepowiadamy, ale możemy pomóc Ci zorganizować niezapomniany wyjazd Andrzejkowy. Sprawdź naszą ofertę noclegową przygotowaną specjalnie na Andrzejki 2024.
Pokaż stopkę