Esterka była pierwszą i swego czasu jedyną restauracją w Kazimierzu
Dolnym. Krążyły o niej legendy. Jednak pozostały po niej tylko ruiny –
tak było do niedawna. Dziś wiemy na pewno, że zostanie ona odbudowana.
W piątek 23 marca, w SARP-ie odbyło się specjalne spotkanie, na którym
można było obejrzeć projekt nowej Esterki.
Historia „Esterki” sięga roku 1880, kiedy to Aleksander Berens wraz z żoną Bronisławą otworzyli w Kazimierzu Dolnym „Gospodę Chrześcijańską”, która za razem była pierwszą i jedyną restauracją w Miasteczku.
- Tam można złożyć rzeczy, tam istnieje hotel i restauracja, tam znajdzie się przewodnik, i konie, i wszelkie informacje potrzebne turyście – pisał Aleksander Jankowski w przewodniku wydanym w 1907 roku.
Mijały lata, a restauracja rozwijała się, przyciągając gości coraz więcej. Po śmierci Aleksandra Berensa lokal prowadziła jego żona wraz z córką Genowefą Zakrzewską i jej mężem. W tym czasie przebudowane zostają pomieszczenia, rośnie liczba personelu, a na budynku pojawia się szyld „Hotel Polski i restauracja B. Berens”.
Kiedy w 1931 roku umiera Kazimierz Zakrzewski, budynkiem zajmują się już tylko same kobiety. Dla Kazimierza Dolnego rozpoczął się wtedy dobry okres, nadwiślańskie miasteczko zaczęło być modne, rozreklamowane w Polsce przez malarzy, studentów ASP i architektury. Przyjeżdżali tu ludzie z całej Polski, znani artyści, aktorzy, literaci, którzy jako swój punkt noclegowy zawsze obierali „Hotel Polski…”.
- Przejeżdżali tu ludzie z kręgu kawiarni Ziemiańskiej: Tuwim, Lechoń, Słonimski, Wieniawa-Dłogoszowski. Przyjeżdżali Wincenty Rzymowski, generał Sławoj-Składkowski. Przyjechała Hanka Ordonówna, amant filmowy Mieczysław Cybulski i artyści tej miary co Jaracz, Schiller, Leszczyński, Zelwerowicz. Niektórzy zbierali się prywatnie w co wytworniejszych willach, ale brać artystyczna wierna była znakomitej kuchni Berensa. – Pisze Robert Jarocki w tygodniku „Dookoła świata” Nr 16 z dnia 18.4.1985 r. w artykule „Dzień dobry Kazimierzu”. – Bywali tutaj wodzowie, pisarze i malarze, artyści spod znaku wszystkich muz, a nade wszystko wielcy smakosze, w poszukiwaniu raju w gębie w restauracji Berensa.
A kuchnia u Berensa była rzeczywiście nieoceniona, słynęła ze znakomitych dań rybnych, takich jak lin zapiekany w śmietanie czy też sum lub miętus po żydowsku.
Kazimierski Hotel Polski był miejscem tętniącym życiem.
- Przypominam o słynnych balach kostiumowych urządzanych na zakończenie studenckich plenerów – zawołanie, reklama „Wal na bal do Berensa” rozbrzmiewało w całym mieście. Gdy zbliżał się termin balu, w kwaterach gdzie mieszkali studenci, znikały z okien firanki, zasłony, z łóżek prześcieradła, narzuty i kapy. Wszystko to odpowiednio upięte i udrapowane można było zobaczyć jako kostiumy pięknych pań, czy arabskich szejków owiniętych w burnusy – prześcieradła. – Wspomina Michał Zakrzewski, wnuk Aleksandra Berensa na łamach Brulionu Kazimierskiego. – Pamiętam, jak jedna z uczestniczek konkursu za oryginalny kostium, zdobyła pierwsze miejsce. Przebrana była za „snopek słomy”. Słoma i powrósło, którym była obwiązana, zaczęły się kruszyć (pomagali w tym wydatnie panowie), nagrodę dostała, a mama musiała pożyczyć jej sukienkę.
Z roku na rok turystów przybywało – lokal trzeba było rozbudować i powiększyć.
Dom rozbudowano wg planu architekta Karola Sicińskiego: na parterze pojawiła się restauracja z salą dancingową, tarasu drewniany zamieniono na znacznie powiększony taras murowany, pokoje z pierwszego piętra przeniesiono na piętro drugie po podniesieniu dachu.
Gdy do Kazimierza wkroczyli w 1939 r. Niemcy, hotel został zajęty na kwatery, a sala dancingowa na kasyno. Po zakończeniu wojny lokal prowadzi Michał Zakrzewski syn Genowefy i wraz z żoną Alicją. Do Kazimierza znów przyjeżdżają studenci, wycieczki szkolne, z zakładów pracy, trochę dawnych gości. Coraz częściej do hotelu zaczęli zaglądać również urzędnicy skarbowi z Puław, by obejrzeć księgi rachunkowe. Wtedy też zaczęła się likwidacja prywatnej inicjatywy. Na przełomie 1948/49 właściciele budynku dostali tzw. domiar, którego nie byli w stanie spłacić, tym samym zmuszeni zostali zamknąć restaurację.
Potem lokal był jeszcze wielokrotnie otwierany, nosił różne nazwy, zmieniał właścicieli. Gdy przeszedł pod zarząd Lubelskich Zakładów Gastronomicznych, stworzono tu coś na kształt baru samoobsługowego pod nazwą „Esterka”. I tą właśnie nazwę pamięta większość i mieszkańców Kazimierza, i przyjeżdżających tu turystów.
Z czasem budynek popadł w ruinę, której widok długo szpecił kazimierski Rynek. Teraz, gdy pojawił się kolejny inwestor, jest szansa, że w końcu legenda dawnej Esterki znajdzie swój dalszy ciąg, przy czym budynek, który ma tu powstać będzie przypominać bardziej legendarny Hotel Polski i restaurację u Berensa, a nie bar samoobsługowy o nazwie Esterka.
23 marca o godzinie 17 w SARP-ie w Kazimierzu Dolnym odbyło się specjalne spotkanie zorganizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Miasta Kazimierz Dolny, na którym mieliśmy okazję obejrzeć projekt odbudowy Esterki.
Wśród zaproszonych gości byli m.in. Artur Jasik – inwestor, Mieczysław Brzozowski – architekt oraz Michał Zakrzewski – wnuk Aleksandra Berensa, twórcy słynnej restauracji. Nie zabrakło też mieszkańców Kazimierza Dolnego.
Spotkanie rozpoczęło się wspomnieniami dawnych lat, lat świetności Esterki oraz historii jej wzlotów i upadków, o czym opowiedział Michał Zakrzewski, który nie krył zadowolenia z faktu, iż ta niegdyś wspaniała budowla powróci do Kazimierza w prawie identycznej postaci i znów będzie przyciągać turystów.
- Po obejrzeniu ruiny Esterki, zdecydowaliśmy, że jedynym rozsądnym wyjściem jest rozbiórka. Do poziomu zero. Zachowaliśmy oczywiście piwnice, które są najcenniejsze i zostaną one przywrócone do stanu pierwotnego. – Mówi pan Brzozowski.
Projektant, Mieczysław Brzozowski pokazał komputerową wizualizację obiektu mającego powstać w miejscu dawnej Esterki. Przedstawił i omówił kilka wersji projektu, wytłumaczył również, że budynek niewiele się będzie różnił od swego poprzednika. Zostanie po prostu udoskonalony. Na parterze znajdować się będzie restauracja oraz pomieszczenia gospodarcze, natomiast piętro i poddasze będą przeznaczone na pokoje dla gości.
Inwestor, Artur Jasik, ma nadzieję, że budowa ruszy, jak tylko zakończone zostaną prace archeologiczne.
- Tam można złożyć rzeczy, tam istnieje hotel i restauracja, tam znajdzie się przewodnik, i konie, i wszelkie informacje potrzebne turyście – pisał Aleksander Jankowski w przewodniku wydanym w 1907 roku.
Mijały lata, a restauracja rozwijała się, przyciągając gości coraz więcej. Po śmierci Aleksandra Berensa lokal prowadziła jego żona wraz z córką Genowefą Zakrzewską i jej mężem. W tym czasie przebudowane zostają pomieszczenia, rośnie liczba personelu, a na budynku pojawia się szyld „Hotel Polski i restauracja B. Berens”.
Kiedy w 1931 roku umiera Kazimierz Zakrzewski, budynkiem zajmują się już tylko same kobiety. Dla Kazimierza Dolnego rozpoczął się wtedy dobry okres, nadwiślańskie miasteczko zaczęło być modne, rozreklamowane w Polsce przez malarzy, studentów ASP i architektury. Przyjeżdżali tu ludzie z całej Polski, znani artyści, aktorzy, literaci, którzy jako swój punkt noclegowy zawsze obierali „Hotel Polski…”.
- Przejeżdżali tu ludzie z kręgu kawiarni Ziemiańskiej: Tuwim, Lechoń, Słonimski, Wieniawa-Dłogoszowski. Przyjeżdżali Wincenty Rzymowski, generał Sławoj-Składkowski. Przyjechała Hanka Ordonówna, amant filmowy Mieczysław Cybulski i artyści tej miary co Jaracz, Schiller, Leszczyński, Zelwerowicz. Niektórzy zbierali się prywatnie w co wytworniejszych willach, ale brać artystyczna wierna była znakomitej kuchni Berensa. – Pisze Robert Jarocki w tygodniku „Dookoła świata” Nr 16 z dnia 18.4.1985 r. w artykule „Dzień dobry Kazimierzu”. – Bywali tutaj wodzowie, pisarze i malarze, artyści spod znaku wszystkich muz, a nade wszystko wielcy smakosze, w poszukiwaniu raju w gębie w restauracji Berensa.
A kuchnia u Berensa była rzeczywiście nieoceniona, słynęła ze znakomitych dań rybnych, takich jak lin zapiekany w śmietanie czy też sum lub miętus po żydowsku.
Kazimierski Hotel Polski był miejscem tętniącym życiem.
- Przypominam o słynnych balach kostiumowych urządzanych na zakończenie studenckich plenerów – zawołanie, reklama „Wal na bal do Berensa” rozbrzmiewało w całym mieście. Gdy zbliżał się termin balu, w kwaterach gdzie mieszkali studenci, znikały z okien firanki, zasłony, z łóżek prześcieradła, narzuty i kapy. Wszystko to odpowiednio upięte i udrapowane można było zobaczyć jako kostiumy pięknych pań, czy arabskich szejków owiniętych w burnusy – prześcieradła. – Wspomina Michał Zakrzewski, wnuk Aleksandra Berensa na łamach Brulionu Kazimierskiego. – Pamiętam, jak jedna z uczestniczek konkursu za oryginalny kostium, zdobyła pierwsze miejsce. Przebrana była za „snopek słomy”. Słoma i powrósło, którym była obwiązana, zaczęły się kruszyć (pomagali w tym wydatnie panowie), nagrodę dostała, a mama musiała pożyczyć jej sukienkę.
Z roku na rok turystów przybywało – lokal trzeba było rozbudować i powiększyć.
Dom rozbudowano wg planu architekta Karola Sicińskiego: na parterze pojawiła się restauracja z salą dancingową, tarasu drewniany zamieniono na znacznie powiększony taras murowany, pokoje z pierwszego piętra przeniesiono na piętro drugie po podniesieniu dachu.
Gdy do Kazimierza wkroczyli w 1939 r. Niemcy, hotel został zajęty na kwatery, a sala dancingowa na kasyno. Po zakończeniu wojny lokal prowadzi Michał Zakrzewski syn Genowefy i wraz z żoną Alicją. Do Kazimierza znów przyjeżdżają studenci, wycieczki szkolne, z zakładów pracy, trochę dawnych gości. Coraz częściej do hotelu zaczęli zaglądać również urzędnicy skarbowi z Puław, by obejrzeć księgi rachunkowe. Wtedy też zaczęła się likwidacja prywatnej inicjatywy. Na przełomie 1948/49 właściciele budynku dostali tzw. domiar, którego nie byli w stanie spłacić, tym samym zmuszeni zostali zamknąć restaurację.
Potem lokal był jeszcze wielokrotnie otwierany, nosił różne nazwy, zmieniał właścicieli. Gdy przeszedł pod zarząd Lubelskich Zakładów Gastronomicznych, stworzono tu coś na kształt baru samoobsługowego pod nazwą „Esterka”. I tą właśnie nazwę pamięta większość i mieszkańców Kazimierza, i przyjeżdżających tu turystów.
Z czasem budynek popadł w ruinę, której widok długo szpecił kazimierski Rynek. Teraz, gdy pojawił się kolejny inwestor, jest szansa, że w końcu legenda dawnej Esterki znajdzie swój dalszy ciąg, przy czym budynek, który ma tu powstać będzie przypominać bardziej legendarny Hotel Polski i restaurację u Berensa, a nie bar samoobsługowy o nazwie Esterka.
23 marca o godzinie 17 w SARP-ie w Kazimierzu Dolnym odbyło się specjalne spotkanie zorganizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Miasta Kazimierz Dolny, na którym mieliśmy okazję obejrzeć projekt odbudowy Esterki.
Wśród zaproszonych gości byli m.in. Artur Jasik – inwestor, Mieczysław Brzozowski – architekt oraz Michał Zakrzewski – wnuk Aleksandra Berensa, twórcy słynnej restauracji. Nie zabrakło też mieszkańców Kazimierza Dolnego.
Spotkanie rozpoczęło się wspomnieniami dawnych lat, lat świetności Esterki oraz historii jej wzlotów i upadków, o czym opowiedział Michał Zakrzewski, który nie krył zadowolenia z faktu, iż ta niegdyś wspaniała budowla powróci do Kazimierza w prawie identycznej postaci i znów będzie przyciągać turystów.
- Po obejrzeniu ruiny Esterki, zdecydowaliśmy, że jedynym rozsądnym wyjściem jest rozbiórka. Do poziomu zero. Zachowaliśmy oczywiście piwnice, które są najcenniejsze i zostaną one przywrócone do stanu pierwotnego. – Mówi pan Brzozowski.
Projektant, Mieczysław Brzozowski pokazał komputerową wizualizację obiektu mającego powstać w miejscu dawnej Esterki. Przedstawił i omówił kilka wersji projektu, wytłumaczył również, że budynek niewiele się będzie różnił od swego poprzednika. Zostanie po prostu udoskonalony. Na parterze znajdować się będzie restauracja oraz pomieszczenia gospodarcze, natomiast piętro i poddasze będą przeznaczone na pokoje dla gości.
Inwestor, Artur Jasik, ma nadzieję, że budowa ruszy, jak tylko zakończone zostaną prace archeologiczne.
Agnieszka Skrzyńska
Fot. Mateusz Stachyra
Fot. Mateusz Stachyra
gdzie ESTERKA z tamtych lat ......... w gruzach legla taki czas
gdzie chlopaki z tamtych lat ............ zapmnieli ze uplywa czas
gdzie najlepiel bylo wam ........... w Kazimierzu - spotkan nadszel czas ;)
i Esterke odbuduja, bedzie piekna ta budowla jak poprawia to i owo ......... mysle ze sie da to zrobic by Kazimierz przyozdobic ......... konslutacji zrobic kilka , aby byla ESTERKA najpiekniejsza na RYNKU ........... pomagajcie jak umiecie , bo jeden Kazimierz macie :)
Wracam do tych lat kiedy umazani olejami staralismy sie być artystami. Opowiem troche jeszcze. To co teraz napisze to juz tez historia. Nie zyje juz Tadzio Cielewicz. Tez jeden z paczki łodzkiej. Jechalismy do Kazimierza auto-stopem. Z blejtramami, kasetami z farbami, troche ciuchow i po 22 lata w dacie urodzenia. W Pulawach na zjeździe do Kazimierza - przed nami staly dwie "dzierlatki". Wiedzielismy ze nie pojedziemy wczesniej zanim one nie wsiąda do jakiegos samochodu. Byly to dwie uczennice z liceum w Lublinie. No Tadzio zagadał. "Bo wiecie - my artyści..." co On gada?
Okazalo sie ze to jest metoda. Wyobraź sobie ze z jedną do dziś utrzymujemy z zona kontakt. To Ania. Mieszka w Los Angeles. Prosila mnie ilekroc sie spotkalismy zebym cos Jej namalowal. Wstyd mi ,ze czekala na moją tworczośc aż 35 lat.
W zeszlym roku wyslalem Jej olej z widokiem na Farę od strony ul. Krakowskiej. Doszedł. Co sie tam w domu dzialo? nie wiem.
Zyję takimi wspomnieniami. Jak to jest . Mam dzisiaj 59 lat. Nie pamietam co robilem wczoraj - a zamykam oczy i widze Rynek w Kazimierzu, godzina moze ? 15,00 zajezdza Renowka 19 na tamte czasy to cud techniki. Wyskakuje dama w szpilkach i za nia ratlerek. Ujada strasznie, biega po rynku a ta Szwedka wola za nim "Tiger ! tiger!". Malo śmy się ze smiechu nie zwalili z murku. Ech, moznaby bylo dlugo jeszcze. Moze następnym razem. Ciekaw jestem czy moze ktos w Kazimierzu zebralby takie opowiastki od tych co wakacji wtedy nie wyobrażali sobie bez klimatu tego miasta. Nie wiem co Kazimierz mial w sobie ze wszyscy ktorzy malowali stanowili jedna rodzine. Ja bez malarstwa nie potrafie oddychac juz. Ale musze do tego miec cisze plenerową wokol siebie. Tego chyba dzis w Kazimierzu nie znajde. Ja nie chce zebys mnie zle nie zrozumial, to nie znaczy ze Kazimierz dzisiaj jest beeeee. Nie. Tylko moze wspomnienia tamtych lat sa u mnie tak mocne ze jeszcze nie dojrzalem do nowego Kazimierza. Wiem, wszystko pędzi do przodu. Czas to jedyny wymiar z ktorym czlowiek nie potrafi sobie poradzic. Moze przekonam sie za jakis czas i wpadne na chwilkę jak do Tomaszowa. Tylko ile znajde jeszcze miejsc gdzie najpiekniejsze chwile zycia pachnialy malwami i brzeczeniem pszczol w lipcu. Gdzie wszyscy wszystkim mowili "dzien dobry". Gdzie glodnego studenta w kazdej chacie gospodarz nakarmil. To idzie starosc Panie Profesorze.
Mam w domu obraz wspomnieniowy. Na rynku ktos maluje widok na gore trzech krzyży. Obok miejscowy pijaczek udowadnia mlodemu "artyście" ze to nie tak. Ze on jak dojdzie do siebie to namaluje to prawidlowo. Z lewej strony od studni idzie kobieta i na ramionach ma nosidlo z wiadrami wody.
Piekny sloneczny dzien. Ale to tylko obraz. Moje "ja" zamknięte w ramie czasu wstecz.
Tyle dzisiaj. Zaraziles mnie Kolego tym ze zagladam na internetowe strony Kazimierza. Udalo Ci sie mnie sprowokowac.
Andzrej, a czy da sie jeszcze na jablka skoczyć przez plot do ogrodu obok Fary? Czy jest jeszcze z tylu za Laźnią ogrod zarosniety pokrzywami do wysokości 1,5 m? Ach, jesli jest jeszcze to szczęście że nie moze gadać.