Uwikłanie artysty w rzeczywistość mu współczesną w naturalny sposób określa jego postawę wobec sztuki - tej którą tworzy sam i tej powstającej obok. Pomiędzy tymi biegunami, których siły przyciągania i odpychania wcale nie są równe, rozrasta się sieć wzajemnych relacji, w której wobec niemożności ich ogarnięcia - rzeczywistość poddawana jest mistyfikacji, także poprzez nadawanie jej (rzeczywistości) znamion meta-rzeczywistości. Inaczej mówiąc wymyśla się problemy, by później, używając najczęściej instrumentów przesyconych ideologią (mniejsze znaczenie ma jaką) tworzy się pozorność opisywaną i interpretowaną kategoriami przeniesionymi z zupełnie innej płaszczyzny dyskursu, z częstym, co charakterystyczne, użyciem słowa /pojęcia/ wartości: prawda.
Jednym z tych instrumentów jest sztuka, choć w wielu przypadkach staje się ona już nie autokontestacją nawet, ale wręcz samozaprzeczeniem, ale też jej cele bywają często zupełnie pozaartystyczne (jest tu i walka o dominację, inaczej władzę, o przywilej uczestnictwa wręcz decydowanie o dystrybucji środków, opanowanie sfery aktualnych hierarchii znaczeń i wartości propagowanych przez media), zaś jej język bliski jest demagogii i perswazji opartej na logice szantażu moralnego.
Ujmując rzecz w pewnym skrócie dochodzi do sytuacji paradoksalnych: tzw. "sztuka krytyczna" okazuje się nagle jako produkt krytyki artystycznej, z tym że wobec "sztuki krytycznej" krytyka staje się całkowicie bezkrytyczna. Drugi paradoks: "sztuka krytyczna" dlatego jest krytyczna, bo przeciwstawia sie "kulturze represyjnej". I wreszcie trzeci paradoks: "Artysta żyje tak, jak musi, a nie tak, jak chce" - paradoks w tym, że to słowa Stanisława Przybyszewskiego, którego życie było całkowitym zaprzeczeniem moralizujących i pouczających zapędów "sztuki krytycznej". Jeżeli jednak słowa Przybyszewskiego odnieść nie do rzeczywistości, ale do sztuki paradoksem być przestają. Autentyczny artysta, ponad wszelkie uwikłania, łączy życie i sztukę w jedną całość. Łączy na gruncie etyki, niezależnie od źródeł jej przesłania, gruncie trwalszym niż ruchome piaski jego współczesności.
Taką postawę otwarcie deklaruje Zbigniew Warpechowski. Nie tylko deklaruje, on ją wciela w tym samym stopniu jako artysta i człowiek, choć w jego przypadku to rozróżnienie jest zbędne. Sztuka jest dla niego uzmysłowieniem wartości życia, a jednocześnie otwarciem możliwości ich poznania. Świadectwem tego są jego książki o sztuce, choć sztuka jest tu tylko /aż punktem odniesienia/ (lub osią) rozważań o filozoficznym charakterze. Warpechowski pisze o sztuce jako innej rzeczywistości, wobec której ta naoczna, dotykalna jest jeśli nie cieniem w platońskiej jaskini to skłębioną siecią dróg, w której poprzestawiano kierunkowskazy. Nie jest jednak tylko obserwatorem, nie przybiera pozy mędrca ferującego wyroki. Wprawdzie osądza, ale nie potępia, obnaża, ale nie degraduje, krytykuje bardzo ostro, ale nie oszczędza też siebie. Pisząc nadal jest performerem, który nie waha się poddać ocenie siebie samego, siebie całego. Ale też, nawet jeśli zabrzmi to zbyt patetycznie, prawdziwa sztuka wymaga charakteru, poczucia wewnętrznej siły, tworzenie jest przecież objawem mocy, powoływaniem do istnienia. Dlatego też pewna bezwzględność wobec siebie, twardość wobec własnych słabości i ambitne stawianie sobie wysokich wymagań są koniecznymi warunkami prawdziwej twórczości. Czasem to zgrzyta, czasem bywa cierniem, niewygodnym świadkiem, który jednocześnie jest uczestnikiem. Wciąż obecny, chociaż wspiera się na fundamencie, które sztuka dzisiejsza dawno zatraciła, fundamencie prawdy. Także tej, że sztuka jest trudna, trudno dostępna, wydarza się niezmiernie rzadko - jest zjawiskiem z gruntu " artystokratycznym". Swojego przekonania o tym nie ukrywa, co pozwala mu na świadome wkładanie kija w szprychy uświęconych hierarchii, choćby nazywając się "konserwatystą awangardowym".
Maluje znów, choć malarstwo wedle tej samej hierarchii nie powinno już w ogóle istnieć. Co więcej - wystawia w muzeum, na dodatek w muzeum w Kazimierzu, który w tym kontekście (malarstwa) budzi jak najgorsze skojarzenia. Czy to nie dowód na to, że mit nowoczesności bezradnieje wobec rzeczywistości sztuki, jeśli przychodzi do spotkania z autentycznym artystą.