Klimat tego domu związany jest z miejscowością, w której go ulokowano i jego pierwszym właścicielem – mówi nasz dzisiejszy gospodarz. – To on nadał tej bryle charakterystyczny styl, malowniczo wkomponowany w zbocze góry.Panu Jerzemu i jego żonie dane było zamieszkać w domu należącym niegdyś do znanego architekta Karola Sicińskiego, którego malarskie oko kształtowało krajobraz powojennego Kazimierza Dolnego.
– Mieszkamy tu z górą 30 lat, mieliśmy więc czas, by na własnej skórze odczuć wady i zalety tego budynku – śmieje się pan Jerzy. – Zwłaszcza tych pierwszych jest dość dużo, ale można zrozumieć, że architekt samouk o duszy malarza raczej nie przejmował się takimi technicznymi kwestiami, jak funkcjonalność wnętrza, cyrkulacja powietrza wewnątrz pomieszczeń, ilość światła wpadającego do pokoi, ciepłe ściany i podłoga.
Panu Jerzemu przez te wszystkie lata udało się zniwelować wiele z tych niedogodności.
– Udało nam się w znacznej części ocieplić dom, zainstalować wywietrzniki, uczynić go bardziej wygodnym – wylicza. – Ale przecież nie sposób podnieść niskich sufitów w dawnej pracowni architekta czy salonie. Siciński projektował dom dla siebie, dlatego – na szczęście dla jego późniejszych mieszkańców – znalazł w nim miejsce na łazienkę. Tymczasem wiele budynków jego autorstwa w ogóle nie miało w planach takiego pomieszczenia. Z własnych potrzeb także – cierpiał bowiem na jaskrę – wynikało zlokalizowanie po stronie północnej pomieszczeń, które arkana sztuki architektonicznej tradycyjnie umieszczają po słonecznej, południowej stronie. Jeśli dodać do tego małe okienka (notabene charakterystyczne dla jego stylu), to otrzymujemy ciemne pokoje, które nawet w słoneczne dni trzeba rozjaś-niać sztucznym światłem. Dlatego w domu naszego gospodarza tak ważną rolę odgrywają żyrandole, ruchome lampy i ścienne kinkiety. Jednak elementem, który narzuca charakter i klimat całemu domowi, jest wszechobecne drewno w kolorze gryczanego miodu, zestawione z białymi ścianami.
– Naszego miejsca na ziemi nie można określić nazwą jakiegoś konkretnego stylu – mówi z rozbrajającą szczerością pan Jerzy. – Nie stać nas było na antyki, więc wierni jesteśmy meblom takim, jakie przynosiło nam życie na kolejnych jego etapach, różnym niezbyt cennym bibelotom, których nie pozbywamy się przez wzgląd na sentyment no i obrazom autorstwa zaprzyjaźnionych z nami artystów malarzy.
PUMA, www.kurierlubelski.pl