Kazimierz Dolny zmienia się z roku na rok. Wciąż powstają nowe galerie,
sklepy, hotele, coraz mniej jest wolnych działek i niewykorzystanego
terenu. Są to jednak zmiany, których na co dzień nie zauważamy, obok
których przechodzimy obojętnie. Ale biorąc pod uwagę to, jak Miasteczko
zmieniło się w przeciągu ostatnich 50 lat, możemy śmiało stwierdzić, że
przeżyło ono niesamowitą metamorfozę.
W ubiegłym tygodniu odbyło się spotkanie, podczas którego przybyli goście wspominali ten dawny Kazimierz, dzieląc się swoimi emocjami, obrazami zapisanymi w pamięci i starymi fotografiami, które udało się odnaleźć. Spotkanie to zostało zorganizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Kazimierza Dolnego i odbyło się w siedzibie Towarzystwa.
Wśród przybyłych gości byli nie tylko ludzie starsi, ci, którzy pamiętają Miasteczko z lat 60 - tych, ale również dzieci. Specjalnym gościem był Tadeusz Michalak, który omawiał prezentowane przez siebie zdjęcia, do niektórych przytaczając swoje wspomnienia z dzieciństwa.
- Poprzez to spotkanie chcieliśmy przypomnieć, jak przed laty wyglądał Kazimierz Dolny oraz zauważyć jak bardzo się zmienił – mówi Stefan Kurzawiński z Towarzystwa Przyjaciół Kazimierza Dolnego. – Planując to spotkanie, mieliśmy nadzieję, że będzie ono swobodną rozmową, podczas której każdy będzie mógł zabrać głos i podzielić się z pozostałymi swoimi wspomnieniami.
No i się udało. Przy długim stole, nakrytym serwetą i zastawionym plackiem drożdżowym, ciasteczkami i herbatą usiedli przybyli goście. Najpierw niepewnie, potem coraz chętniej wszyscy włączali się do dyskusji. Tadeusz Michalak omawiał coraz to nowe zdjęcia.
Pierwsze fotografie przedstawiały Miasteczko w końcu lat 50 – tych, dawny rynek, Kamienicę Gdańską i SARP, który jak mówi Tadeusz Michalak był wtedy takim „innym światem”, niedostępnym dla przeciętnego mieszkańca Kazimierza.
- SARP był w tych czasach jednym z niewielu miejsc, gdzie były toalety, łazienki. Dlatego każdy od czasu do czasu chciał z nich skorzystać – opowiada Tadeusz Michalak. – Różne ludzie mieli pomysły na to, jak tam wejść, tym odważniejszym udawało się nie tylko skorzystać z toalety, ale nawet wykąpać.
A czy ktoś z młodzieży kazimierskiej wie, gdzie znajdowała się tzw. „Gapia Góra” i skąd wzięła się ta nazwa?.. Otóż na rogu ulicy Lubelskiej, obok kiosku, tuż przy studni jest pewne wzniesienie, przed wielu laty wszyscy wracający z kościoła „po sumie” zatrzymywali się właśnie tam, by poobserwować, co dzieje się „na mieście”. A była tam najlepsza widoczność. W tym coniedzielnym rytuale obowiązywał jednak pewien porządek – każdy miał nawet swój kamień, na którym zawsze stał. Z opowieści Tadeusza Michalaka wynika, że jeszcze dawniej w tamtym miejscu stał wielki dom z ogromnymi podcieniami, które wychodziły w głąb rynku. Tradycja „Gapiej Góry” mimo upływu czasu i zatarcia się samej nazwy jest jednak wciąż podtrzymywana, bo przy owej studni prawie zawsze ktoś siedzi i nadal z tego miejsca widać cały rynek, choć już trochę zmieniony.
Opowiadano też o tym, jak dzieci z okolicznych wiosek, takich jak Męćmierz, Okale, a nawet Skowieszynek czy Uściąż musiały codziennie przychodzić pieszo do szkoły do Kazimierza Dolnego. Nie zabrakło też wspomnień związanych z niektórymi ludźmi, z tym, gdzie mieszkali, co się z nimi stało, do kogo należały prezentowane na fotografiach budynki, w jakich latach miały miejsce różne ważne wydarzenia, np. powodzie, pożary.
Jedną ze wspominanych postaci był pierwszy burmistrz Miasteczka, który do dziś jest uważany za najlepszego gospodarza , choć nie pochodził on z Kazimierza. Jego zwyczajem był poranny spacer po Miasteczku, rozmowy z mieszkańcami i obserwacje, a potem planowanie, co trzeba naprawić, co zmienić i komu pomóc.
Z minuty na minutę rozmowy rozwijały się coraz bardziej, a przybyli goście coraz chętniej zabierali głos. Oglądane fotografie nasuwały kolejne wspomnienia, potem kolejne i kolejne….
Tak jak na fotografiach, tak i w rzeczywistości Kazimierz Dolny nad Wisłą zmienił się nie do poznania. Mimo tego, że rynek pozostał na swoim miejscu, że kamienice się nie przemieściły, jest on zupełnie innym miasteczkiem niż tamto sprzed 50 lat. Rozbudowany, unowocześniony, pełen galerii, sklepów i turystów, wciąż pozostaje jednak niezwykłym miejscem i na pewno dla wielu ludzi był, jest i będzie Miasteczkiem, do którego zawsze się chętnie wraca.
Wśród przybyłych gości byli nie tylko ludzie starsi, ci, którzy pamiętają Miasteczko z lat 60 - tych, ale również dzieci. Specjalnym gościem był Tadeusz Michalak, który omawiał prezentowane przez siebie zdjęcia, do niektórych przytaczając swoje wspomnienia z dzieciństwa.
- Poprzez to spotkanie chcieliśmy przypomnieć, jak przed laty wyglądał Kazimierz Dolny oraz zauważyć jak bardzo się zmienił – mówi Stefan Kurzawiński z Towarzystwa Przyjaciół Kazimierza Dolnego. – Planując to spotkanie, mieliśmy nadzieję, że będzie ono swobodną rozmową, podczas której każdy będzie mógł zabrać głos i podzielić się z pozostałymi swoimi wspomnieniami.
No i się udało. Przy długim stole, nakrytym serwetą i zastawionym plackiem drożdżowym, ciasteczkami i herbatą usiedli przybyli goście. Najpierw niepewnie, potem coraz chętniej wszyscy włączali się do dyskusji. Tadeusz Michalak omawiał coraz to nowe zdjęcia.
Pierwsze fotografie przedstawiały Miasteczko w końcu lat 50 – tych, dawny rynek, Kamienicę Gdańską i SARP, który jak mówi Tadeusz Michalak był wtedy takim „innym światem”, niedostępnym dla przeciętnego mieszkańca Kazimierza.
- SARP był w tych czasach jednym z niewielu miejsc, gdzie były toalety, łazienki. Dlatego każdy od czasu do czasu chciał z nich skorzystać – opowiada Tadeusz Michalak. – Różne ludzie mieli pomysły na to, jak tam wejść, tym odważniejszym udawało się nie tylko skorzystać z toalety, ale nawet wykąpać.
A czy ktoś z młodzieży kazimierskiej wie, gdzie znajdowała się tzw. „Gapia Góra” i skąd wzięła się ta nazwa?.. Otóż na rogu ulicy Lubelskiej, obok kiosku, tuż przy studni jest pewne wzniesienie, przed wielu laty wszyscy wracający z kościoła „po sumie” zatrzymywali się właśnie tam, by poobserwować, co dzieje się „na mieście”. A była tam najlepsza widoczność. W tym coniedzielnym rytuale obowiązywał jednak pewien porządek – każdy miał nawet swój kamień, na którym zawsze stał. Z opowieści Tadeusza Michalaka wynika, że jeszcze dawniej w tamtym miejscu stał wielki dom z ogromnymi podcieniami, które wychodziły w głąb rynku. Tradycja „Gapiej Góry” mimo upływu czasu i zatarcia się samej nazwy jest jednak wciąż podtrzymywana, bo przy owej studni prawie zawsze ktoś siedzi i nadal z tego miejsca widać cały rynek, choć już trochę zmieniony.
Opowiadano też o tym, jak dzieci z okolicznych wiosek, takich jak Męćmierz, Okale, a nawet Skowieszynek czy Uściąż musiały codziennie przychodzić pieszo do szkoły do Kazimierza Dolnego. Nie zabrakło też wspomnień związanych z niektórymi ludźmi, z tym, gdzie mieszkali, co się z nimi stało, do kogo należały prezentowane na fotografiach budynki, w jakich latach miały miejsce różne ważne wydarzenia, np. powodzie, pożary.
Jedną ze wspominanych postaci był pierwszy burmistrz Miasteczka, który do dziś jest uważany za najlepszego gospodarza , choć nie pochodził on z Kazimierza. Jego zwyczajem był poranny spacer po Miasteczku, rozmowy z mieszkańcami i obserwacje, a potem planowanie, co trzeba naprawić, co zmienić i komu pomóc.
Z minuty na minutę rozmowy rozwijały się coraz bardziej, a przybyli goście coraz chętniej zabierali głos. Oglądane fotografie nasuwały kolejne wspomnienia, potem kolejne i kolejne….
Tak jak na fotografiach, tak i w rzeczywistości Kazimierz Dolny nad Wisłą zmienił się nie do poznania. Mimo tego, że rynek pozostał na swoim miejscu, że kamienice się nie przemieściły, jest on zupełnie innym miasteczkiem niż tamto sprzed 50 lat. Rozbudowany, unowocześniony, pełen galerii, sklepów i turystów, wciąż pozostaje jednak niezwykłym miejscem i na pewno dla wielu ludzi był, jest i będzie Miasteczkiem, do którego zawsze się chętnie wraca.
Fot. M. Stachyra