Stoi na miejscu dawnego ratusza od lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Życie jej właścicieli spokojnie mogłoby posłużyć za kanwę scenariusza filmowego. Apteka. Bohaterka książki i spotkania autorskiego dr Andrzeja Wróbla.
Kazimierska apteka Lichtsona doczekała się opracowania naukowego. Jej historię zbadał i przedstawił w książce pod tytułem „Apteka Lichtsona” dr Andrzej Wróbel, który z pasją opowiadał o jej losach i losach jej kolejnych właścicieli 23 maja podczas spotkania z czytelnikami w kazimierskiej bibliotece. I jedni i drudzy przybyli do Kazimierza z głębi kraju.
Lichtsonowie ściągnęli tu aż spod Częstochowy. Przymierzali się do Kazimierza dwa razy – w czasie pierwszej wojny światowej, a potem po jej zakończeniu. Wtedy osiedli nad Wisłą zdawało się – na stałe. Na miejscu zburzonego przez uciekających przed Austriakami Rosjan ratusza z barokową fasadą powstała w latach dwudziestych kamienica apteczna wg projektu Karola Sicińskiego. Napis nad apteką zaprojektował zaprzyjaźniony z aptekarzem artysta Edmund John. Nowo powstałą apteką Lichtsonowie cieszyli się niewiele ponad lat dziesięć. Wojna wygnała ich aż do Samarkandy. Dzięki szybkiej decyzji o wyjeździe z Miasteczka we wrześniu 39 r. udało się im uniknąć losu wielu ich rodaków wyznania mojżeszowego. Wrócili do Polski po wojnie, ale Kazimierz nie okazał się tak samo przyjazny jak przed wojną. Sprzedali aptekę pod koniec lat czterdziestych i osiedli w Łodzi. Dziś ich potomkowie mieszkają w Szwecji, w której znaleźli nową ojczyznę po czystkach 68 roku.
Petrykowscy przyjechali na Lubelszczyznę w czasie wojny. Wydawało się - na chwilę. Tu chcieli w spokoju przetrwać hitlerowski kataklizm. I tu jednak pozostali. Po wojnie kupili za pożyczone pieniądze aptekę Lichtsona. Cieszyli się nią bez porównania krócej niż poprzedni właściciel – do 9 stycznia 51 r. Tego dnia nad ranem trzyosobowe komisje w ramach czynu partyjnego weszły do każdej apteki w Polsce i w sposób arogancki, pod różnymi groźbami, zabierali wszystko: wyposażenie, leki, pieniądze, ubrania… Była to skandaliczna grabież majątku – piszą o tym dniu – tzw. „czarnym wtorku” Andrzej Wróbel i J. Franaszczuk w książce – albumie „Apteka rektorska w Zamościu”. Mimo prywatyzacji apteki kamienica apteczna pozostała w rękach Lichtsona, a później jego spadkobierców do 2007, dziś należy już do osoby – jak podaje enigmatycznie dr Andrzej Wróbel – związanej z polskim filmem. Rodzina Lichtsona zyskała jednak zapewnienie, że w budynku znajdzie się izba pamiątek po aptekarzu oraz że pozostanie w nim apteka…
Ktoś zapyta, gdzie tu materiał na scenariusz filmowy? Odpowiedź oczywiście w książce – albumie „Apteka Lichtsona”, którą na promocyjnych zasadach można nabyć w aptece w rynku. Znajdą tam państwo opowieści o tym, jak Lichtson uniknął kary śmierci za posiadanie apteki w bolszewickiej Rosji, o bryczkach pełnych róż, które otrzymywała córka Lichtsona na każde urodziny, citroenie profesora Pruszkowskiego, który podarował swoje auto synowi aptekarza z okazji otrzymania przez niego dyplomu magistra farmacji, nagłej wizycie Kuncewicza w aptece we wrześniu 39, która uratowała życie Lichtsonom, gorzkiemu powrotowi do Kazimierza córki aptekarza, której okrzyki, jakimi przywitano ją w Miasteczku: Dawać tu tę Żydówę! Zabićją!, śnią się jej po nocach niemalże do tej pory. I wiele innych historii opatrzonych zdjęciami osób, miejsc i dokumentów. Bardzo pięknie wydana książka.
Na spotkanie z Andrzejem Wróblem przyszły do biblioteki także osoby, którym historie opowiedziane w książce nie są obce. Znały „osoby dramatu” osobiście bądź z opowieści rodzinnych. Magdalena Kozak, emerytowana nauczycielka, wnuczka kowala Iberszera – właściciela Kamienicy Białej, u którego zamieszkali Lichtsonowie tuż po przyjeździe do Kazimierza, opowiedziała historię znaną z przekazów rodzinnych. Wg niej Lichtson zamieszkał w dwóch pokojach kamienicy, które miał odnowić na własny koszt – kamienica po I wojnie była zrujnowana - a potem to „odmieszkać”. To „odmieszkanie” sprawiło, że dzieci Lichtsonów i Iberszerów zaprzyjaźniły się ze sobą.
Książka-album „Apteka Lichtsona” opisuje historię w sumie niedawną. Apteka przy rynku nie należy do najstarszych przecież. Historię apteki zachowaną na kartach książki wciąż – na szczęście – można uzupełniać o drobne szczegóły, bo żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają tamte czasy, tamtych ludzi.
Lichtsonowie ściągnęli tu aż spod Częstochowy. Przymierzali się do Kazimierza dwa razy – w czasie pierwszej wojny światowej, a potem po jej zakończeniu. Wtedy osiedli nad Wisłą zdawało się – na stałe. Na miejscu zburzonego przez uciekających przed Austriakami Rosjan ratusza z barokową fasadą powstała w latach dwudziestych kamienica apteczna wg projektu Karola Sicińskiego. Napis nad apteką zaprojektował zaprzyjaźniony z aptekarzem artysta Edmund John. Nowo powstałą apteką Lichtsonowie cieszyli się niewiele ponad lat dziesięć. Wojna wygnała ich aż do Samarkandy. Dzięki szybkiej decyzji o wyjeździe z Miasteczka we wrześniu 39 r. udało się im uniknąć losu wielu ich rodaków wyznania mojżeszowego. Wrócili do Polski po wojnie, ale Kazimierz nie okazał się tak samo przyjazny jak przed wojną. Sprzedali aptekę pod koniec lat czterdziestych i osiedli w Łodzi. Dziś ich potomkowie mieszkają w Szwecji, w której znaleźli nową ojczyznę po czystkach 68 roku.
Petrykowscy przyjechali na Lubelszczyznę w czasie wojny. Wydawało się - na chwilę. Tu chcieli w spokoju przetrwać hitlerowski kataklizm. I tu jednak pozostali. Po wojnie kupili za pożyczone pieniądze aptekę Lichtsona. Cieszyli się nią bez porównania krócej niż poprzedni właściciel – do 9 stycznia 51 r. Tego dnia nad ranem trzyosobowe komisje w ramach czynu partyjnego weszły do każdej apteki w Polsce i w sposób arogancki, pod różnymi groźbami, zabierali wszystko: wyposażenie, leki, pieniądze, ubrania… Była to skandaliczna grabież majątku – piszą o tym dniu – tzw. „czarnym wtorku” Andrzej Wróbel i J. Franaszczuk w książce – albumie „Apteka rektorska w Zamościu”. Mimo prywatyzacji apteki kamienica apteczna pozostała w rękach Lichtsona, a później jego spadkobierców do 2007, dziś należy już do osoby – jak podaje enigmatycznie dr Andrzej Wróbel – związanej z polskim filmem. Rodzina Lichtsona zyskała jednak zapewnienie, że w budynku znajdzie się izba pamiątek po aptekarzu oraz że pozostanie w nim apteka…
Ktoś zapyta, gdzie tu materiał na scenariusz filmowy? Odpowiedź oczywiście w książce – albumie „Apteka Lichtsona”, którą na promocyjnych zasadach można nabyć w aptece w rynku. Znajdą tam państwo opowieści o tym, jak Lichtson uniknął kary śmierci za posiadanie apteki w bolszewickiej Rosji, o bryczkach pełnych róż, które otrzymywała córka Lichtsona na każde urodziny, citroenie profesora Pruszkowskiego, który podarował swoje auto synowi aptekarza z okazji otrzymania przez niego dyplomu magistra farmacji, nagłej wizycie Kuncewicza w aptece we wrześniu 39, która uratowała życie Lichtsonom, gorzkiemu powrotowi do Kazimierza córki aptekarza, której okrzyki, jakimi przywitano ją w Miasteczku: Dawać tu tę Żydówę! Zabićją!, śnią się jej po nocach niemalże do tej pory. I wiele innych historii opatrzonych zdjęciami osób, miejsc i dokumentów. Bardzo pięknie wydana książka.
Na spotkanie z Andrzejem Wróblem przyszły do biblioteki także osoby, którym historie opowiedziane w książce nie są obce. Znały „osoby dramatu” osobiście bądź z opowieści rodzinnych. Magdalena Kozak, emerytowana nauczycielka, wnuczka kowala Iberszera – właściciela Kamienicy Białej, u którego zamieszkali Lichtsonowie tuż po przyjeździe do Kazimierza, opowiedziała historię znaną z przekazów rodzinnych. Wg niej Lichtson zamieszkał w dwóch pokojach kamienicy, które miał odnowić na własny koszt – kamienica po I wojnie była zrujnowana - a potem to „odmieszkać”. To „odmieszkanie” sprawiło, że dzieci Lichtsonów i Iberszerów zaprzyjaźniły się ze sobą.
Książka-album „Apteka Lichtsona” opisuje historię w sumie niedawną. Apteka przy rynku nie należy do najstarszych przecież. Historię apteki zachowaną na kartach książki wciąż – na szczęście – można uzupełniać o drobne szczegóły, bo żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają tamte czasy, tamtych ludzi.