Trudno dziś określić, czy jest postacią historyczną, czy tylko legendarną. Jan Długosz pisze o niej jako o nałożnicy króla Kazimierza Wielkiego. A że Kazimierz nad Wisłą był miastem królewskim i o bytności tegoż monarchy krążą tutaj legendy, nic więc dziwnego, ze do już istniejących – dodano opowieść kolejną – o Esterce. To ona wyhaftowała parochet dla kazimierskiej synagogi. To ona spotykała się z królem przy źródełku miłości w Czerniawach i pod dębem królewskim na Wietrznej Górze. To dla niej w końcu władca kazał wybudować zamek w pobliskiej Bochotnicy i połączyć go z warownią kazimierską przejściem podziemnym. To nic, że historia mówi, że właścicielami Bochotnicy – a więc i zamku, którego powstanie datuje się na lata czterdzieste XIV w. – byli należący do rycerstwa bracia Ostaszek i Dzierżek z Bejsc. Legenda rządzi się innymi prawami. Z czasem zamek przeszedł w ręce rodu Kurowskich z Kurowa, którzy pomieszkiwali również i w Bochotnicy. Wśród właścicieli tej warowni...
+ czytaj pełny opis
Trudno dziś określić, czy jest postacią historyczną, czy tylko legendarną. Jan Długosz pisze o niej jako o nałożnicy króla Kazimierza Wielkiego. A że Kazimierz nad Wisłą był miastem królewskim i o bytności tegoż monarchy krążą tutaj legendy, nic więc dziwnego, ze do już istniejących – dodano opowieść kolejną – o Esterce.
To ona wyhaftowała parochet dla kazimierskiej synagogi. To ona spotykała się z królem przy źródełku miłości w Czerniawach i pod dębem królewskim na Wietrznej Górze. To dla niej w końcu władca kazał wybudować zamek w pobliskiej Bochotnicy i połączyć go z warownią kazimierską przejściem podziemnym.
To nic, że historia mówi, że właścicielami Bochotnicy – a więc i zamku, którego powstanie datuje się na lata czterdzieste XIV w. – byli należący do rycerstwa bracia Ostaszek i Dzierżek z Bejsc. Legenda rządzi się innymi prawami. Z czasem zamek przeszedł w ręce rodu Kurowskich z Kurowa, którzy pomieszkiwali również i w Bochotnicy. Wśród właścicieli tej warowni rycerskiej były też kobiety Katarzyna i Anna Zbąskie, z których jedna – trudno już dziś ustalić, która – w XV w. uczyniła z bochotnickiej twierdzy bazę rozbójniczą. Początkowo wymuszała ona haracze pod pozorem opieki nad mieszkańcami, a z czasem zaczęła napadać na kupców. Łupy wędrowały oczywiście na bochotnicki zamek. Kiedy kobieta – rozbójnik została w końcu za swe niecne czyny skazana na śmierć, jej duch pod postacią – jak twierdzą niektórzy białego kota – błąkał się po zamku, strasząc kolejnych mieszkańców, aż miejsce to zaczęło popadać w ruinę.
Dziś niewiele już zostalo z rycerskiej warowni. Wśród plątaniny zieleni sterczą w niebo niezbyt wysokie już ściany. Nie tylko przy księżycu panuje tu atmosfera iście gotycka. A widok ze wzgórza – jak by powiedzieli nasi przodkowie – przepyszny!
Jak tu dojść? ZOBACZ MAPKĘ. Z Rynku wychodzimy w kierunku Fary. Ulicą Zamkową idziemy na Góry, mijając po drodze ruiny zamku (obecnie niedostępne dla zwiedzających z powodu remontu). Dochodzimy do miejsca, gdzie znajduje się wylot drogi dojazdowej na zamek. Po prawo otwiera się wąwóz, którym swobodniej dotrzemy na Góry.
Góry – bardziej dzielnica niż ulica – mają zupełnie inny klimat niż Kazimierz. Panuje tu cisza i spokój, w sezonie w Kazimierzu towar deficytowy. Chociaż i tu coraz więcej pensjonatów. Niektóre z nich mają już swoją historię, inne – dopiero ją tworzą…
Drewniana willa Regina na ulicy Góry 15 nosi swą nazwę na cześć jej właścicielki Reginy Lewensztajn, która wraz z mężem – bardzo bogatym kupcem przyjechała do Kazimierza z Kijowa w 1921 r., by ich dzieci były wychowane w duchu polskim i patriotycznym. Przedwojenny pensjonat Lewensztajnów słynął – jak pisze Mirosław Derecki w książce „Mój Kazimierz” – „z dobrego jedzenia, umiarkowanych cen i kulturalnej atmosfery. Sprawiało to, że wynajmowali tutaj pokoje letnicy należący do sfer inteligenckich – naukowcy, lekarze, dziennikarze, literaci i ta tradycja zachowała się także po wojnie.” W czasie wojny mieszkał tu nieznany z nazwiska Niemiec, naczelnik kazimierskiej poczty, który jak głosi legenda, uratował Góry przed pogromem Krwawej Środy.
Inna piękna willa wystawiona została już w czasach współczesnych. To pensjonat Folwark Walencja, który swą nazwę nosi na pamiątkę dawnego pensjonatu Walencja, będącego na Górach ostoją powstańców styczniowych.
Im dalej od Kazimierza, tym bardziej zabudowania rzedną, ustępując miejsca polom i sadom. W końcu – gdy szosa gwałtownie skręca w prawo – żeby dojść do zamku Esterki, należy skręcić w lewo w polną drogę.
- Około 150 m za gospodarstwem agroturystycznym pod nr 91 w lewo od głównej drogi odchodzi kamienista droga polna - precyzuje w komentarzach Aga - jedna z naszych Czytelniczek.
Meandry tej drogi doprowadzą nas do siedlisk, zdawałoby się, zapomnianych przez Boga. Tu między zabudowaniami, gdzie na drzewie widnieje znak niebieskiego szlaku turystycznego, skręcamy w lewo, by zagłębić się w cień bochotnickiego lasu. To tu postawiono owiany legendami zamek Esterki. U jego stóp jeszcze ślad II wojny światowej – pomnik ofiar Krwawej Środy. Wspinamy się na szczyt wzgórza. Jeżeli marzy nam się łyk czegoś ciepłego, nie liczmy na zbytnią gościnność gospodarzy tego miejsca, które we władanie objęła Natura. Będziemy szczęśliwi, jeżeli uda nam się przedrzeć przez chaszcze i wejść na teren zamku. Klimaty tu iście mickiewiczowskie!
Skróś okien różnofarbnych powoju roślina,
Wdzierając się na głuche ściany i sklepienia,
Zajmuje dzieło ludzi w imię przyrodzenia
I pisze Balsazara głoskami "RUINA".
Do Kazimierza możemy wrócić tą samą drogą lub niebieskim szlakiem zejść do centrum Bochotnicy i do Miasteczka dojechać autobusem.
- zwiń