Droga wiedzie kazimierskim nabrzeżem Wisły. Bardzo nasłonecznionym, ale tego nigdy za wiele. Zresztą nie cała trasa prowadzi w pełnym słońcu. Gdy dotrzemy do końca wału przeciwpowodziowego, mijając osławione kamieniołomy, powoli zanurzymy się w zieleń. Droga prowadzi u podnóża góry zwanej Albrechtówką – mimo że jej nazwa pochodzi od nazwiska jej dawnego właściciela Jana Albrychta, który wystawił tu piękną willę – będziemy ją mogli podziwiać, wracając.
Polna droga coraz bardziej się zawęża, zieleni jest coraz więcej, aż zasklepia się nad nami, tworząc zielony tunel, dając odpoczynek od słońca. Między krzewami od czasu do czasu miga błękitniejące od nieba lustro Wisły. W końcu. Bo droga prowadzi niby nad rzeką, ale przez większość trasy musimy w to bardziej wierzyć, niż móc to sprawdzić naocznie. Od wody dzieli nas – jak widać – pas wikliny, który zajął miejsce dawnych rozległych kazimierskich plaż, zachwalanych choćby przez przedwojenny przewodnik po Kazimierzu z 1933 r. Ale i na Wisłę przyjdzie czas podczas naszego spaceru.
Zielony tunel wychodzi w końcu na sam brzeg rzeki. Jesteśmy w wioseczce Męćmierz. Porośnięta zieloną murawą plaża zachęca do odpoczynku. Warto z niego skorzystać, bo przed nami wspinaczka na Górę Albrychta. Podejście strome, ale nie warto szukać innej drogi powrotnej. Widok ze szczytu wynagrodzi wysiłek w dwójnasób. Wystarczy się tylko odwrócić. „Wisła ogromna, mając ramiona założone pod głowę, leży na wznak, śpi”- widok jakby wprost z wiersza Józefa Czechowicza. Na prawo – janowiecki zameczek, przed nami –miniaturka dawnej wioski rybackiej, a za nią – zielona plama na błękicie wody – Krowia Wyspa – rezerwat faunistyczny, gdzie ochroną objęto stanowiska lęgowe rzadkiego w Polsce ptaka ostrygojada.
Kiedy będziemy gotowi do powrotu, znowu pochłonie nas zieleń. Zielony tunel doprowadzi nas do osiedla willi, które powstały na Kamiennej Górze. Drewniana willa przedwojennego ministra przemysłu i handlu, a potem skarbu – Czesława Klarnera wystawiona została pod koniec lat dwudziestych ubiegłego stulecia wg projektu Bolesława Żurkowskiego dla chorej na koklusz żony ministra – Florentyny, na którą korzystnie działał tutejszy mikroklimat.
Za Ośrodkiem Szkoleniowo – Wypoczynkowym Ministerstwa Sprawiedliwości wystawionym w latach 70 XX w. wg projektu Tadeusza Bobrowskiego wchodzimy na wąską ścieżkę, mijając kasztanową aleję, która skręca w prawo – do ulicy Słonecznej. Na sporej polanie po lewej stronie obrośnięta młodniakiem skryła się willa Albrychta. Jej pierwszy właściciel – inż. Jan Albrycht eksploatował tu – na prawym zboczu doliny Wisły – miejscowy kamień jako surowiec budowlany, do niego należała bowiem fabryka wyrobów betonowych w pobliskiej Nowej Aleksandrii (carska nazwa Puław). Willa dziś znana jest także jako Szukałówka albo willa Szukalskiego – bo kolejnym jej właścicielem był wybitny rzeźbiarz Stanisław Szukalski – założyciel Szczepu Rogate Serce. Była to grupa artystyczna skupiająca plastyków poszukujących inspiracji w kulturze słowiańskiej. Eklektyczna willa powstała z białego kamienia w początkach XX w. Po wyjeździe Szukalskiego za granicę popadła w ruinę. Dziś trzeba jej szukać prawie jak kwiatu paproci… na szczęście jeszcze z powodzeniem. Patrząc na tę romantyczną ruinę warto wspomnieć sonet Mickiewicza „Bakczysaraj” - o mocowaniu się cywilizacji i przyrody. Kto okazał się silniejszy? Odpowiedź jest ta sama zarówno w przypadku krymskiego pałacu chanów jak i kazimierskiej willi…
Czas już opuścić Kamienną Górę, czyli Albrechtówkę. Schodzimy ścieżką przechodzącą coraz wyraźniej w chłonny leśny wąwóz. Wychodzimy przed kamieniołomem, gdzie kończy promenada nadwiślańska. Wracać tą samą drogą? To bez sensu. Wzdłuż Albrechtówki prowadzi wyłożona betonowymi płytami droga pod górę. Dochodzimy do ulicy Słonecznej i skręcamy w lewo w pierwszą polną drogę. To Plebanka – znowu odpoczynek od skwaru – doprowadzi nas obok klasztornego muru do Grodarza niedaleko Małego Rynku. Jeśli czują Państwo niedosyt – proponujemy spacer dorożką. Końskie taxi akurat u wylotu wąwozu.
Zachęcamy do powtórzenia spaceru w rzeczywistości. Z muzyką, którą tworzy przyroda. W rytmie, który dominuje tutaj – w miejscu, gdzie czas się podobno zatrzymał. Warto i to sprawdzić…