Z tęsknoty za Białą Damą

Udostępnij ten artykuł

Noc w Kazimierzu nawet w sezonie ma zupełnie inny smak niż dzień. To nie tylko smak spokoju i ciszy. To smak… tajemnicy.

W Kazimierzu duchów nie ma. Na Zamku nie pojawia się zjawa Esterki, choć o tej nałożnicy króla Kazimierza krążą w Kazimierzu legendy i… piosenki.

W nocy na zamku zobaczyłem ją
skąpo odzianą całą na biało
Od razu pomyślałem: tak, to jest to!
Zwiewne ruchy i boskie ciało!

– śpiewa Włodek Dembowski, lider Dziadów Kazimierskich.

Duchów nie ma, ale tęsknota pozostaje. Nic więc dziwnego, że chętnych na nocne zwiedzanie Miasteczka nie brakuje.

- Kazimierz nocą jest nawet bardziej atrakcyjny niż w ciągu dnia, zwłaszcza jeżeli ma się latarkę. – mówi Elżbieta Skoczylas z firmy Kazimierz – Tour. – Wtedy nie ma problemu, że niektóre obiekty, tak jak np. Rynek w Kazimierzu, nie są zbyt dobrze oświetlone. Ale oświetlony jest Zamek i Baszta, które w nocy robią wrażenie wręcz bajkowe, niepowtarzalne, niesamowite i tylko brakuje czarnej czy białej damy, która by się tam pojawiała.

Duchów więc w Kazimierzu nie ma. I już. Tak mówią nawet przewodnicy. Zwolennicy nocnych spacerów szukają więc tu czegoś innego.

- Podświetlone zabytki w Rynku, cmentarz żydowski w świetle latarki, wąwóz w blasku pochodni to jest zupełnie inne przeżycie niż za dnia – mówi turysta z Warszawy. – Taki nocny spacer po Kazimierzu pokazuje w zupełnie innym świetle tę miejscowość, sprawia, że człowiek odkrywa ją na nowo – a wiele razy tutaj byłem, także z przewodnikiem. Fajnie, że ktoś wpadł na pomysł, żeby pokazać Kazimierz nocą. 

Miasteczko nocą jest wyciszone, nie ma nie ma aż tylu ludzi, nie ma hałasu, nie ma grajków, Cyganek i motorów. Nie ma duchów, jednak aura niesamowitości pozostaje. Podziemia świętej Anny okraszone opowieściami o mrocznych obrazach Gotarda budzą grozę, wizyta na kirkucie owianym złą sławą okupacji przyprawia za Ścianą Płaczu o lekki dreszczyk, a zwiedzanie Korzeniowego Dołu w świetle pochodni… dolewa oliwy do ognia. Korzenie i cienie tańczą w blasku ognia, zda się, że lessowe ściany ożywają, świst wiatru miesza się z dźwiękiem uderzeń metalu o metal… Duchów nie ma, ale wyobraźnia robi swoje…

Dobrze, że czerwony meleks zabiera nas w końcu do centrum Miasteczka. Niedosyt jednak pozostaje.

- Z pochodniami wspaniale to wyglądało, ale wrócimy tam jeszcze, żeby zobaczyć, jak to wygląda w dzień – podsumowują wycieczkę Ewa i Zdzisław z Białegostoku.

Data publikacji:

Autor:

Komentarze