W Kazimierzu wytyczono 3 trasy nordic walking o różnych poziomach trudności. Czerwoną – już przeszliśmy, częściowo zgodnie z oznaczeniami. Teraz przyszedł czas na żółtą o podobnej długości. Przed nami około13 km wędrówki.
Tym razem droga wiedzie na Dąbrówkę, Okale, Mięćmierz, by doprowadzić nas z powrotem do Kazimierza. Wyruszamy spod Kamienicy Celejowskiej – siedziby muzeum malarstwa – w kierunku ul. Plebanka. Mijamy Piekarnię Sarzyński w odbudowanej renesansowej kamienicy, restaurację „Ministerstwo Smaku” w budynku dawnej poczty i wchodzimy w Plebankę. Tu wkrótce idziemy wzdłuż jaśniejącej w słońcu białej ściany potężnego muru Klasztoru oo. Franciszkanów, po prawej stronie mijając willę Wanda, gdzie przed laty mieszkał długoletni burmistrz Kazimierza Dolnego Tadeusz Ulanowski. I zagłębiamy się w przyjemny chłód wąwozu. Żeby nie stracić nic z tej przyjemności na wszelki wypadek spryskaliśmy się uprzednio środkiem odstraszającym komary i to było bardzo dobre posunięcie. Dochodzimy do krzyża, pamiętającego czasy powstańców listopadowych. Mijamy to miejsce z lewej strony, by wyjść w końcu na ulicę Słoneczną. Skąd nazwa tej ulicy? To staje się zupełnie jasne, gdy pokonamy tę trasę w bezchmurny dzień.
Przecinamy wyłożony trylinką trakt i wchodzimy pomiędzy zbudowania Miejskich Pól. Droga wychodzi w końcu także na rzeczone pola, nieużytki i zagłębia się w las. Oznaczenia żółtego szlaku nordic walking przy drodze asfaltowej, która przecina trasę, nakazują skręcić w lewo ku wsi. To Dąbrówka. W dali widoczne jest skrzyżowanie z kapliczką, ale nasza droga skręca pod ostrym kątem w prawo. Przy kapliczce z drewnianym świątkiem mijamy skręt do Chaty za Wsią. Warto tam zajrzeć, bo gospodarze prowadzą muzeum dawnych narzędzi rolniczych i minizoo, w którym oprócz znanych zwierząt leśnych jak dziki czy sarny, możemy zobaczyć bardziej egzotyczne gatunki jak papugi czy strusie.
Gdy wracamy na szlak, idziemy w lewo pomiędzy lasem a polami. Zbiera się na deszcz i gospodarze uwijają się ze zwózką siana. Jak ono pachnie…
Dochodzimy do Okala. Legenda głosi, że gdzieś pod lasem wieczorami pojawia się biały koń. Na skraju lasu można też podobno spotkać mglistą postać niemieckiego żołnierza, którego śmierć podczas II wojny światowej na zawsze związała z tym miejscem.
Ani się obejrzymy, jak wchodzimy pomiędzy opłotki Mięćmierza z jego charakterystyczną drewnianą zabudową. Ta dawna rybacka wioseczka jest dziś miejscem, gdzie szukają ciszy i pokoju ludzie kultury i sztuki. Miejsce zda się być odcięte od świata: nie dochodzi tu droga asfaltowa, nie ma nawet sklepu. Turyści nie powinni się jednak czuć zawiedzeni. Nad Wisłą wciąż cumują pychówki i łodzie. Granitowy głaz na brzegu przypomina jeszcze jedną kartę historii związaną z rzeką. To tędy z Krakowa transportowano na początku września 1939 r. wawelskie arrasy. Na chłopskie furmanki przeładowano je wprawdzie nie tu, ale w Kazimierzu, chociaż patrząc na wygląd obecnego nabrzeża w Miasteczku, trudno to sobie dziś wyobrazić. Ale przecież wału wtedy nie było, a Kazimierz łagodnie opadał ku Wiśle.
A my żegnamy się z Mięćmierzem. Przed nami piętrzy się jeszcze w słońcu Albrechtówka, zapraszając do wspinaczki. Mimo zmęczenia warto zmierzyć się z tym wzgórzem, zwłaszcza że widoki ze szczytu są wprost oszałamiające! Podobno przy dobrej pogodzie widać stąd nawet odległy o 80 km Święty Krzyż.
Albrechtówkę jednak mijamy i wracamy do Kazimierza zielonym tunelem wzdłuż Wisły, a potem dalej wałem.
I znów nie udało się nam przejść do końca żółtym szlakiem zgodnie z oznaczeniami. Powinniśmy wrócić lasem do ulicy Słonecznej, ale w obawie przed komarami zmieniliśmy plany. Teraz po akcji odkomarzania może warto podjąć próbę pokonania tego szlaku jeszcze raz. I tak na pewno jeszcze zrobimy.
Zapraszamy chętnych na kolejną wędrówkę z kijkami nordic walking w poniedziałek 30 czerwca o godzinie 16.00. Zbiórka pod Arkadią na styku ulic Czerniawy i Nadrzecznej. Tym razem wyruszymy w poszukiwaniu Wiatrakowa i Lipowej Doliny, wytyczając swój własny szlak.