Na starcie "Biegu przyjaźni", przy wjeździe do Plebanki stanęło kilkanaście osób. Grupie wyraźnie zdominowanej przez strażaków przewodniczył Jarek Bartoszek, organizator Kazimierskich Wieczorów Biegowych.
Od samego początku trasa prowadziła lekko w górę, w głąb wąwozu. Przez koleiny i po błocie zawodnicy niestrudzenie, równym tempem pokonywali kolejne metry. W ślad za nimi jechał samochód strażacki, którego załoga czuwała nad bezpieczeństwem uczestników, a w razie kryzysu – podwoziła przez krótki dystans.
Trasa wiodła przez okolice rzadko uczęszczane przez turystów: po wybiegnięciu z Plebanki uczestnicy przecięli ulicę Słoneczną i przez pola pobiegli aż do lasu. Tam po przebiegnięciu kilkuset metrów skręcili w prawo i dalej szosą dobiegli do Miejskich Pól. Zostawiając po prawej ręce ulicę Słoneczną a po lewej drogę na Mięćmierz, pobiegli prosto, w wąwóz dochodzący do Plebanki.
Tam czekał na nich odcinek wręcz survivalowy. Mnóstwo kolein, strome zjazdy oraz charakterystyczne dla tego wąwozu błoto. To jednak nie zraziło uczestników, którzy wybiegając
z Plebanki skierowali się na Duży Rynek, gdzie przewidziana była meta blisko 6-kilometrowego biegu. Ostatni biegacze przebiegający przez mostek na Grodarzu zostali nagrodzeni oklaskami przez turystów, którzy dopingowali biegnącą grupę.
Przez cały blisko 35-minutowy bieg wszystkim dopisywały znakomite humory. Pomimo tego, że biegnąca grupa szybko podzieliła się na dwie mniejsze, a po drodze zdarzały się upadki na błocie, na mecie widać było zadowolenie na twarzach uczestników. Trasa, choć wymagająca, sprawiła dużo satysfakcji i pomogła poznać własne ograniczenia.
- Ten bieg to świetna sprawa, dobrze jest czasami walczyć ze swoimi słabościami, a ja cieszę się, że ten dystans przebiegłem – powiedział jeden z uczestników biegu, radny powiatowy Marcin Pisula – A co do trasy, to wiadomo, nie ma nigdzie piękniejszych miejsc niż nasze kazimierskie wąwozy, pola i lasy.
- W pewnych momentach było ciężko. Za to towarzystwo było świetne. Może dzięki tej imprezie zacznę trenować bieganie? – powiedział strażak Tomek Anysz.
Pogoda dopisała i bieg odbył się bez żadnych przeszkód. Nie było żadnych kontuzji. Może jedynie zakwasy następnego dnia przypomną niektórym uczestnikom o przebiegniętym dystansie. Teraz czeka ich kilka miesięcy treningów, ponieważ następny bieg już w lipcu na Kazimiernikejszyn!
Tekst i foto: Katarzyna Gurmińska