Już w piątek 12 lutego w ramach luzowania obostrzeń covidowych otwarte
zostaną oficjalnie stoki narciarskie w Polsce. Warunkowo na dwa
tygodnie. Właściciele stoków narciarskich mają jednak nadzieję, że będą
mogli działać do końca zimy.
Ubiegłoroczna zima nie była łaskawa ani dla narciarzy, ani dla
właścicieli wyciągów. Tegoroczna przyszła ze śniegiem i mrozem, ale i z
covidem, który zatrzymał stacje narciarskie tak samo skutecznie jak
odwilż.
- Prowadzę działalność na stoku już 26. sezon i takiej zimy nie było od dobrych paru lat. Śniegu jest bardzo dużo – mówi Kazimierz Antoń właściciel ośrodka narciarskiego
NartSport w Rąblowie w powiecie puławskim na Lubelszczyźnie. –
Na taką zimę czekaliśmy.
Warunki na stokach są wprost idealne do uprawiania narciarstwa, ale stoki z powodu obostrzeń covidowych stoją zamknięte od świąt. A czas świąteczno – noworoczny i feryjny to zwykle żniwa dla właścicieli stoków.
- Każdy dzień zwłoki to miliony strat dla polskich
przedsiębiorców, rosnąca obawa o miejsca pracy, pogarszająca się
kondycja psychiczna właścicieli, menedżerów, pracowników, ale też
narciarzy i snowboardzistów – czytamy w komunikacie Polskich Stacji Narciarskich i Turystycznych, w którym podliczono też straty finansowe branży narciarskiej.
To 32 mln złotych z tytułu samego przygotowania ośrodków do sezonu.
Każdy dzień zamknięcia stoków to kolejne 5 mln złotych dziennie strat
dla całej branży. Od 27 do 18 stycznia niektóre ośrodki już straciły –
jak podaje komunikat PSNiT – 45% przychodów z całego sezonu. Nic więc
dziwnego, że niektóre z nich wznowiły dzielność wcześniej wbrew rządowym
zakazom.