Spacerkiem po okolicy: Szkutny Dół w Bochotnicy

Udostępnij ten artykuł

Pandemia koronawirusa sprawia, że Kazimierz nam dotychczas znany, jest niedostępny. Zamknięte są muzea, galerie, kawiarnie serwują kawę co najwyżej na wynos, podobnie działają restauracje. Co w takim razie robić w Kazimierzu? Zapraszamy, by spacerkiem poznawać Miasteczko i jego okolice. Pamiętajmy, że gdy los zamyka nam jedne drzwi, zwykle otwiera inne. Warto za nie zajrzeć.

Bochotnica. To tu rezydowała nałożnica króla Kazimierza Wielkiego Esterka, dla której według legendy wystawiono zamek na wzgórzu. To tu w średniowieczu grasowała zbójniczka Katarzyna Zbąska. To tu Bolesław Prus umieścił historię Antka, którego siostrę leczono przez trzy zdrowaśki w gorącym piecu.
Bochotnica kryje w sobie więcej tajemnic. Żeby je odkryć, warto wybrać się na spacer. Najlepiej w okoliczne wąwozy. Jednym z większych jest ciągnący się częściowo wzdłuż ulicy Zamłynie Szkutny Dół administracyjnie należący do wsi Parchatka. To głęboki wąwóz, do którego chyba najłatwiej dojść, idąc właśnie Zamłyniem do końca ulicy. Po drodze mijamy otoczoną drewnianym płotkiem niebieską kapliczkę maryjną przeniesioną tu w latach 70. XX w. z  centrum wsi, gdzie stała obok mostu przy skrzyżowaniu dróg.*
Kilkaset metrów dalej po tej samej stronie, gdzie kończą się zabudowania, a zbocze schodzi do samej drogi, pnie się pod górę wąska, krótka ścieżka. Ci, którzy zechcą sprawdzić, co się kryje na jej końcu, zobaczą białą ścianę wapienną z dwoma wejściami do grot. To zapewne pozostałość kamieniołomu komorowego, z którego wybierano kamień do budowy domów. Dziś nie widać śladów pracy kamieniarzy, ale nie brak tu znaków bytności ludzkiej. Nie polecamy wchodzić do środka, skały są spękane i może być niebezpiecznie.
Ulica Zamłynie swoją nazwę bierze od młyna, który istniał w tym miejscu od dawna. Oznaczony jest na karcie Topograficznej Królestwa Polskiego z 1839 r. Młyn w obecnym kształcie – jak podaje Aleksander Lewtak w książce „Młyny wodne. Rzeka Bystra i jej dopływy” – wybudował tu około roku 1870 dziedzic Celejowa – być może jeszcze Marcin Klemensowski, który żył do 1869 r., a być może już jego syn Ludwik, który przejął spadek po ojcu.  Młyn Klemensowskich był czterokondygnacyjny. Po pożarze w 1910 r. odbudował go trzy lata później jako budynek o kondygnację niższy kolejny dziedzic Józef Klemensowski. Po II wojnie światowej młyn upaństwowiono, a obecnie prywatny właściciel wystawił go na sprzedaż.
Za młynem ulica z czasem przechodzi w polną drogę, by pod górą skręcić w lewo i wejść w las. Leśna droga z czasem wprowadzi nas w Szkutny Dół. Mapy utrwaliły nazwę jaru, jednakże miejscowi nie pamiętają, czy pochodzi ona od nazwiska właściciela – w Bochotnicy nie mieszka dziś żaden Szkutnik – czy może od nazwy profesji budowniczego łodzi – Bochotnica jak i Kazimierz przez wieki związana była przecież z Wisłą.
Szkutnym Dołem sączy się wodomcza, która czasami zajmuje całe dno wąskiego wąwozu, wpychając nas na sarnie ścieżki zboczy. Na szczęście towarzyszy nam tylko przez kilkaset metrów, przepadając gdzieś w końcu w bocznej, bardziej wypłaszczonej odnodze. Czy to tu w czasie II wojny młodzież bochotnicka urządzała sobie potańcówki, by nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania władz okupacyjnych?*
Strumyk znika, ale nie oznacza to, że spacer staje się łatwiejszy. Wąwóz jest wprawdzie niezarośnięty, ale głęboki, wąski i rozjeżdżony przez motocykle, które dno zmieniają czasem w grząskie błoto. To zmusza nas, by wspiąć się na stok także wyjeżdżoną, ale suchą ścieżką i poszukać innej drogi na wierzchowinie. Lasem dochodzimy do Drogi na Wał, która koło winnicy sprowadza nas do Zamłynia. Za nami 4,5 km, które pokonaliśmy w 2 godziny.
Żegnamy dzień z zachodzącym słońcem i o zmierzchu wracamy do Kazimierza.
*Z opowieści pani Jadwigi Kozak
sołtys Bochotnicy

Data publikacji:

Autor:

Komentarze