Nie przeszkodził ani deszcz, ani mocno chłodny wieczór. Przyszli. Dołowiacy z dziada pradziada, byli i całkiem nowi spotkali się w Korzeniowej na pierwszym Święcie Sąsiada i Ulicy Doły.
- Podejmujemy próby ustanowienia pewnej tradycji – mówi Tomasz Małolepszy z Klubojadalni Przystanek Korzeniowa. – To jest pierwsze podejście. Spotkało się z bardzo fajnym odbiorem i myślimy, że… dobrego początek!
Za stołami już siedzą goście. Wciąż dochodzą nowi. Są przedstawiciele różnych pokoleń – od najstarszych do najmłodszych. Jest i burmistrz – też dołowiak.
- Życie przyspieszyło. Tego typu spotkania są potrzebne, zwłaszcza z tego względu. Ważne jest, żeby sąsiedzi ze sobą rozmawiali, wspólnie o pewne sprawy się troszczyli i zabiegali, żeby czuli się wspólnotą – mówi burmistrz Andrzej Pisula.
Na stołach napoje, sałatki, kiełbasa i ciasta. Paruje grochówka i bigos z kuchni polowej, którą za sprawą radnego z sąsiednich Gór Grzegorza Góreckiego przytransportował na Doły aż ze Skowieszyna Mirosław Pustelnik, były dołowiak. To, co na stołach, to wspólna zasługa. Każdy przyniósł ze sobą to, co przygotował dobrego. Wszystkiego po trochu. Bez spinki. Bez zadęcia. I tak najważniejsze jest spotkanie. I rozmowa. Muzyka. Biesiada.
- Teraz ludzie rzadko się spotykają. Każdy gdzieś pędzi. Nikt nie ma czasu. Trudno jest się spotkać nawet tym, którzy kiedyś razem grali w piłkę czy chodzili na dyskoteki. A tu jest okazja. Jest miejsce. Niedużym kosztem. To jest bardzo dobre zakończenie lata – mówi Barbara Kaniewska z Dołów.
Właściciele Korzeniowej już zapowiadają, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej.
- Może będzie więcej historii tej ulicy, tego miejsca? – zastanawia się Tomasz Małolepszy. – Na razie mamy pocztówki z wierszem Włodka Dembowskego, które przygotowaliśmy i które każdy może zabrać do domu na pamiątkę pierwszego spotkania.