Spotkanie przedstawicieli władz miasta z przedsiębiorcami pokazało, jak wiele jest problemów, które w szybkim czasie należałoby rozwiązać, żeby podnieść standard Miasteczka.
- Brakuje tu podstawowych rzeczy – mówił Bartłomiej Stefański z pensjonatu Vincent – wyznaczenia tras rowerowych, spacerowych. Kazimierz leży na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego. I to jest jego największa wartość. Ludzie tutaj przyjeżdżają dla kontaktu z przyrodą i piękną architekturą. To się razem komponuje. Jeżeli będziemy prawidłowo korzystali z tego, co mamy, to ludzie tu będą wracali i zostawiali swoje pieniądze.
Co to znaczy prawidłowo korzystać z tego, co mamy? Wystarczy rozejrzeć się wokół. Ciemny, zaniedbany Rynek z Cygankami, brak toalet w centrum, brak miejsc wypoczynkowych dla rodzin z małymi dziećmi z ławeczkami, kwiatami, miejscami zabaw, zapuszczone kamieniołomy, brak miejsca kąpielowego.
- W Kazimierzu jest plaża, ale tak właściwie nie ma plaży, bo nikt o niej nie wie – mówił Bartłomiej Stefański. – I jest pytanie: dlaczego dawniej – jak widzimy na zdjęciach – ludzie z niej korzystali, a teraz jest ona schowana, nie ma właściwie do niej dojścia, brak jest odpowiednich oznaczeń. Nikt tam nie sprząta. A to jest miejsce niezwykle.
Faktycznie. Rozciągają się stąd widoki na Miasteczko z zupełnie innej perspektywy, znanej może tylko uczestnikom wycieczek statkiem po Wiśle. I zapierają dech w piersiach. O ile uda się nam tam dotrzeć…
- Może się zaraz okazać, że nie możemy się kąpać w Wiśle, więc żeby od razu przeskoczyć tę niemożność, proponowałabym, żeby to była po prostu czysta plaża, gdzie można by pograć w siatkówkę, gdzie można by się opalać, gdzie gościom oferowano by leżaki i kosze plażowe. Ważne, żeby to było miejsce stylowe, a nie taki plastik – fantastik – mówiła Magdalena Chojecka z pensjonatu Hodie and Crass.
Okazuje się, ze powrót plaży do Kazimierza nie jest rzeczą niemożliwą.
- Będziemy w tej sprawie rozmawiali z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej, o ile znajdzie się dzierżawca, który by się podjął tego zadania. Obwarowania co do charakteru tej działalności oczywiście będą, bo trudno sobie wyobrazić, żeby wpuścić tam kogoś, kto miałby wolną rękę w stu procentach – mówił burmistrz Andrzej Pisula.
Solą w oku jest niewątpliwie Rynek.
- Warto zadbać o centrum. Kazimierski Rynek jest fatalnie oświetlony, brak tu klombów z kwiatami i ogólnego ładu – mówiła Magdalena Chojecka.
Rewitalizacja Rynku jest planowana w oparciu o fundusze unijne.
- To jest ostatnia szansa dla Kazimierza, żeby skorzystał z dużych zasobów finansowych, bo naprawdę następnych już nie będzie. Warto się nawet zadłużyć na projekt, który będzie przez kolejne lata przynosił nam wszystkim pożytek – mówiła Joanna Biłyk z hotelu Kazimierzówka i firmy Eko – Geo Consulting. – Samorządy w tej chwili domykają strategie, piszą programy, chociaż nie ma jeszcze szczegółów. Szczegóły pojawią się na samym końcu, a wtedy nie będzie czasu na projektowanie, tylko na składanie wniosków, bo powiedzą nam tylko: teraz witamy w konkursie!
Rewitalizacja Rynku to ogromne pieniądze, ale też i ogromne wyzwanie dla władz miasta, przedsiębiorców i mieszkańców.
- Sam Rynek wymaga odświeżenia infrastruktury, oświetlenia, przełożenia kamienia, co oznacza zdjęcie płyty Rynku i zrobienie infrastruktury wewnętrznej. Przechodził to stary Sącz i na pewno burmistrz nie miał z tym lekkiego życia. To było wywrócenie do góry nogami miasta na jakiś czas. To oznacza również straty przedsiębiorców, którzy na Rynku funkcjonują. To na pewno nie jest łatwe zadanie dla władz samorządowych i trzeba się dobrze zorganizować, zwłaszcza że zazwyczaj robi się to w trakcie sezonu letniego – mówiła Joanna Biłyk. – Myślę, że rewitalizacja jest działaniem, w którym Kazimierz ma duże szanse na pozyskanie środków unijnych.
Problemy z Rynkiem dotyczą nie tylko infrastruktury, ale także obecności tutaj Cyganek. Przyjeżdżają z Opola Lubelskiego, z Puław i jest ich coraz więcej. Nagabują turystów, „wróżą”, a nierzadko po prostu żebrzą…
- Turystom na Rynku, jak będą chodzić wolniej, nie będą przeszkadzały nierówności, ale jak uciekają przed Cygankami – proszę Państwa! – to i na prostej drodze można się zabić! – mówił Jarosław Jaszczyński. – Uważam, że to jest najbardziej poważny w tej chwili temat do załatwienia. To nie może tak dalej być!
Burmistrz obiecuje zająć się tą sprawą.
- Musimy znaleźć odpowiednia formułę prawną, która mogłaby spowodować ograniczenie tej sytuacji. Zobaczymy, czy się uda, ale jeżeli udaje się w innych miejscowościach, to myślę, że i u nas powinno się udać, aczkolwiek pewnie nie od razu – mówi burmistrz Andrzej Pisula.
Lista potrzebnych w Kazimierzu zmian jest długa. Nazwanie rzeczy po imieniu nie tyle nie napawa optymizmem, ile rodzi pytania o… pieniądze. Skąd je wziąć? Środki, którymi na cele turystyczne dysponuje gmina, pochodzą z tzw. opłaty miejscowej, ale wpływy z tego tytułu są raczej skromne.
- W ubiegłym roku udało się zebrać 47 tysięcy złotych – mówi burmistrz Pisula. – Na organizację imprez to nie jest zbyt dużo, jeżeli mamy na myśli cały sezon…
Dlaczego wpływy z opłaty miejscowej są takie niskie? Wielu przedsiębiorców jej po prostu nie wnosi, bo forma pobierania tych opłat od turystów jest dla nich krepująca.
- Odbywa się to na dziwnych wydzieranych rachunkach, co już zniechęca. Pieniądze trzeba chyba do skarbonki zbierać i nieść potem do Urzędu Miasta. Opłata wynosi obecnie 1,99, więc trzeba mieć górę jednogroszówek do wydawania – mówi Bartłomiej Stefański, który de facto nie neguje sensu pobierania takiej opłaty. – Najlepiej gdyby to było płacone bezpośrednio w rachunku każdego gościa hotelowego, a potem bezgotówkowo przelewane na konto Urzędu Miasta – proponuje.
Burmistrz Andrzej Pisula obiecuje przyjrzeć się tej sprawie.
- Trzeba wypracować dogodną dla przedsiębiorców formułę pobierania opłaty miejscowej – mówi burmistrz Andrzej Pisula. – Myślę, że ta opłata jest ważna, bo w ten sposób zyskujemy środki na działania związane i z promocją, i z zabezpieczeniem miasta przed komarami i innymi sprawami, które moglibyśmy w kwestii turystyki planować. Jeżeli byśmy wiedzieli, że są wpływy, moglibyśmy planować pewne wydatki.
Pojawiły się też pojedyncze głosy, że warto by dodatkowo wesprzeć finansowo promocyjne działania miasta.
- Byłabym w stanie wygospodarować konkretne środki z moich zarobków, które uzyskałam dzięki gościom odwiedzających mój pensjonat, ale jednocześnie oczekiwałabym informacji, że dana impreza zawiera moje pieniądze – mówiła Justyna Krawczyk z „Domu pod Jaskółkami”.
Spotkanie trwało blisko trzy godziny. Nie doprowadziło co prawda do wyłonienia grupy przedstawicieli przedsiębiorców, która mogłaby pełnić rolę ciała doradczego burmistrza w kwestii turystyki, jak planował burmistrz, ale być może nastąpi to na kolejnym spotkaniu, które odbędzie się za miesiąc 27 kwietnia.