Kazimierz Dolny co roku zmaga się z tymi samymi problemami. Jednym z nich jest bez wątpienia odpowiednie przygotowanie miasta do sezonu turystycznego. Sezon ten z roku na rok się wydłuża i choć zarówno mieszkańców Miasteczka, jak i radnych czy władze powinno to jedynie cieszyć, wiąże się to także z konkretnymi problemami. Kazimierz do największych miast nie należy, nie da się go rozciągnąć czy poszerzyć. Turystów jest coraz więcej, podobnie jak samochodów, meleksów czy bryczek. Jak to wszystko pogodzić? Jak pomieścić w tak niewielkiej przestrzeni?
- Dwa ostatnie marcowe weekendy pokazały nam, jaki mamy bałagan, jeśli chodzi o organizację ruchu – mówi radny Andrzej Kozłowski. – Najważniejsza jest teraz kwestia meleksów i dorożek. Meleksy w tym momencie opuściły ulicę Lubelską, bo tam parkują samochody i w związku z tym spora ich część parkuje na rynku. Podobnie jak dorożki, co jest bardzo niebezpieczne, bo konie mogą się spłoszyć, a wokół non stop przechodzą ludzie, całe rodziny, z małymi dziećmi. Wystarczy jadąca na sygnale karetka, która spłoszy konie i może dojść do nieszczęścia. Musimy coś z tym zrobić. Choć i tak jesteśmy spóźnieni, bo sezon już się zaczyna. Trzeba koniecznie podjąć jakieś decyzje.
- Mieszkańcy również podnoszą temat meleksów, które parkują na rynku – mówi Andrzej Pisula. – I ja też się do tego przyłączam, by meleksy nie stały w ogóle na naszych ulicach. To jest absolutnie pierwsza potrzeba, nawet ze względu na bezpieczeństwo osób, które jeżdżą nimi. Wysiadając na ulicy, nie trzeba dużo, by wpaść pod koła jadącego samochodu.
Co więc zrobić z tymi pojazdami? Nie da się ukryć, że turyści bardzo chętnie zwiedzają Miasteczko, korzystając właśnie z meleksów. Władze miasta mają już pewien pomysł. Otóż mogłyby one stanąć na placu przy ulicy Podzamcze.
- Ten plac jest tak naprawdę niewykorzystany przez gminę – mówi burmistrz Andrzej Pisula. – Ktoś tam się zatrzyma, ktoś czymś handluje... A gdyby zagospodarować ten plac, wtedy wszystkie meleksy byłyby w jednym miejscu. Ulica nie jest bezpiecznym miejscem, to musi być plac. A innego w centrum miasta nie ma. Taka jest moja propozycja.
Temat organizacji ruchu w mieście powraca niczym bumerang. W zasadzie co roku. Kolejne zmiany i wszelkie „ulepszenia” niestety niewiele dają. Samochody w sezonie stoją wszędzie. Podobnie jak motocykle, meleksy czy bryczki. Czasem ciężko przejść głównymi ulicami miasta, nie mówiąc już o tym, jak ciężko jest nimi przejechać. I tak tworzą się korki, które uniemożliwiają wjazd czy wyjazd z Kazimierza.
- Nad tą zmianą organizacji ruchu pochylaliśmy się wielokrotnie – mówi burmistrz Andrzej Pisula. - Na ul. Krakowskiej jest sytuacja jasna,bo tam mieszkańcy chcą, by po obu stronach stanął znak zakazu ruchu. I tak zrobimy. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku ulicy Lubelskiej. Mamy już jednak pewien pomysł. Otóż wjechać na ul. Lubelską i przejechać nią, będzie mógł każdy. Natomiast przy chodniku trzeba będzie przydzielić miejsca: w tygodniu dla wszystkich interesantów przychodni, przedszkola, ośrodka kultury czy urzędu miasta, natomiast w weekendy te wszystkie miejsca będą miejscami wolnymi, przeznaczonymi dla mieszkańców.
Jak mówi burmistrz Kazimierza Dolnego, jeszcze w tym roku pojawią się także nowe parkingi. Wypełnią one zielony plac przy ul. Szkolnej, gdzie obecnie mieści się budynek kontenerowy.
Czy te propozycje rozwiążą problemy komunikacyjne Kazimierza? Zapewne nie. Nie wszyscy kierowcy przestrzegają przepisów, nie wszyscy parkują w wyznaczonych do tego miejscach. Pilnować porządku nie ma jednak kto, bo w kazimierskiej policji ciągle brakuje ludzi, zaś na straż miejską miasta jednak nie stać.
Cóż więc można zrobić? Zastanawiać się nad tym będą radni, podczas kwietniowego posiedzenia komisji.