Dziewięciu panów ubranych w jednakowe, niebieskie marynarki, elegancko pozapinane na dwa guziki. Do tego świetnie dobrane krawaty. Pośrodku jeden, odwrócony tyłem do publiczności, w niedbale rozpiętej marynarce, energicznie wymachujący rękoma i każdym swoim gestem przeżywający graną przez kolegów muzykę. Marcin Masecki wystąpił ze swoją orkiestrą dętą na koncercie w ramach festiwalu Dwa Brzegi.
Dla tych, którym polonez kojarzy się tylko z miłym studniówkowym zwyczajem, poniedziałkowy koncert mógł być nie lada zaskoczeniem. Nowoczesne aranżacje tradycyjnych melodii spotkały się z gorącym przyjęciem przez publiczność zgromadzoną na koncercie. Członkowie orkiestry, grający na puzonach, trąbkach czy klarnetach zadbali o to, by dźwięki dochodzące ze sceny ustawionej przed Domem Architekta rozbrzmiewały po Rynku i okolicach. Było głośno i energetycznie, do czego w dużej mierze przyczynił się perkusista, który raz po raz dowodził swoich niebagatelnych umiejętności, wygrywając partie solowe, które później jeszcze długo brzmiały wszystkim w uszach.
Centralną postacią i tym, który przykuwał największą uwagę był jednak dyrygent – Marcin Masecki. Rezygnując z dzierżenia w swej dłoni batuty skoncentrował się na żywiołowym wymachiwaniu rękoma, tak by prowadzić każdy takt muzyki granej przez swoją orkiestrę. Niekonwencjonalne ruchy, przypominające czasem taniec w dyskotece połączone ze spacerem w silnym wietrze wzbudziły podziw u publiczności, która jeszcze długo po zakończeniu koncertu oklaskiwała orkiestrę Maseckiego.
Polonez zarezerwowany tylko dla pasjonatów i melomanów? Nic bardziej mylnego. Marcin Masecki udowodnił, że można z powodzeniem połączyć tradycyjne melodie z współczesnymi trendami, otrzymując dzięki temu niezwykle interesującą nową jakość. Wieszcz narodowy pisał, że nikt nie śmiał grać przy Jankielu. Po poniedziałkowym koncercie, można ze śmiałością powiedzieć, że nikt nie śmie dyrygować przy Maseckim!
DWA BRZEGI
PROGRAM WYDARZEŃ POZAFILMOWYCH
Tekst i wideo: Katarzyna Gurmińska
Foto: Mateusz Stachyra