Spotkanie wokół książki „Przez ruiny i zgliszcza” Mordechaja Canina w Kazimierzu prowadziła Aleksandra Markiewicz z Fundacji Spichlerz Kultury, organizator Pardes Festival – Spotkań z Kulturą Żydowską. Fragmenty prozy czytał dyrektor Teatru Klepisko Jan Tuźnik.
„Jeździłem po ruinach i zgliszczach stu zgładzonych gmin żydowskich w Polsce. Byłem pierwszym i jedynym pisarzem żydowskim, który odbył taką podróż, ale nie podróżowałem jako Żyd. Mój brytyjski paszport, jaki miałem wówczas w kieszeni, pozwolił mi udawać angielskiego dziennikarza”.
Tak zaczyna się prezentowana na spotkaniu w ramach Pardes Festival książka Mordechaja Canina, pisarza i dziennikarza, który w latach 1945–1947 kilka razy przyjeżdżał do Polski, by zobaczyć i opisać kraj po Zagładzie. Swoje relacje drukował w języku jidysz w nowojorskiej gazecie "Forwerts”. W wersji książkowej wydał je w 1952 r. Polski przekład ukazuje się jednak dopiero teraz – po blisko 70 latach. Relacje te są niezwykle przejmujące – nie tylko dlatego, że z wielu miast i miasteczek zniknęła totalnie społeczność żydowska, ale także dlatego, że wraz z nią niemalże natychmiast zniknęła pamięć o niej… mimo wielowiekowego sąsiedztwa, wielowiekowego współistnienia…
Lektura tej książki nie jest łatwa. Kolejne relacje z Janowca, Puław, Kazimierza czy innych ze stu opisanych tu miejscowości nie stawiają w dobrym świetle tych mieszkańców, którym udało się przetrwać wojenną zawieruchę. Rodzi też pytania o nasz obecny stosunek do tego, co do dziś po tych społecznościach przetrwało…
- Mordechaj Canin napisał dla mnie coś niesłychanie ważnego o postawach współczesnych Polaków. Pisząc o obojętności Polaków wobec Zagłady Żydów tuż po wojnie, mówi o tym, czego my doświadczamy dzisiaj: że część polskiego społeczeństwa do dzisiaj odrzuca tę wiedzę – powiedziała podczas spotkania w SARPie Krystyna Bratkowska odpowiedzialna za redakcję książki. – Niektórzy pytają mnie: „Dlaczego mamy o tym czytać? To nie świadczy dobrze o Polakach. Przecież byli Polacy, którzy ratowali Żydów. Dlaczego o tym nie piszecie?” Trzeba wydawać książki i o tym, i o tym. Myślę, że ważne są takie świadectwa, że już w 47 r. był ktoś, kto nie chciał sam siebie łudzić, że nie jest najgorzej, a będzie jeszcze lepiej…
„Przemierza teraz Żyd zgładzone miasta i miasteczka, wędruje przez ruiny i zgliszcza i nie może znaleźć ani jednego całego grobu, który zostałby po zamordowanym życiu. Tylko kiedy spotkasz pole szare od popiołu, wiedz, Żydzie, że są to prochy twojego narodu. I tylko nad tymi prochami możesz wypłakać swój Isgadal we-iskadasz”
Tak kończy się książka Canina. Czy jesteśmy gotowi, by po 70 latach napisać jej inne zakończenie?