O przystojnym chłopaku w oficerskich butach

Udostępnij ten artykuł

Kolejne zdjęcie z pudełka. Tym razem dobrze wiem, kto na nim jest, ale historia, którą chcę opisać, została sklejona ze strzępków moich wspomnień, które coraz bardziej zacierają się w pamięci. Historia ta pełna jest domysłów, gdybań, niedopowiedzeń.

Siedzę prawie w tym samym miejscu, z którego zrobiono zdjęcie, które teraz mam przed oczami. Fotografia jest czarno-biała, ale ja widzę wszystko w kolorze. Kiedy zmrużę oczy, zaczynają działać wszystkie zmysły. Najbardziej intensywnie zmysł wyobraźni, która przywołuje kolory, dźwięki, zapachy… Czuję więcej, widzę więcej…. Ale czy więcej wiem? Dziesiątki pytań, żadnej odpowiedzi.
Pora roku zapewne jest ta sama, miejsce - rynek w Kazimierzu Dolnym. Słońce delikatnie ogrzewa kostki brukowe. Jest przyjemnie ciepło, czuję łagodne podmuchy wiatru na twarzy. Nie ma jeszcze tłumu turystów, słychać świergot wróbli, szczekanie psa, gdzieś w oddali szmer przejeżdżających samochodów.  Patrzę na przesycone zielenią liście na drzewach, czerwone dachówki kamienic i kościoła, szarografitowy kolor gontu i cudownie błękitne niebo.  Widok jak z obrazów chętnie malowanych przez kazimierskich artystów.
W czasie, gdy robiono zdjęcie, Kazimierz nie był jeszcze tak obleganym miasteczkiem. Tuż po wojnie nikt nie myślał o podróżach dla przyjemności. Ludzie szukali swoich bliskich, szukali miejsca do zamieszkania, naprawiali życiowe i majątkowe zniszczenia poczynione przez wojnę.
Na pierwszym planie fotografii młody chłopak w bryczesach i oficerkach, w tle fara i studnia. Zdjęcie  zrobiono raczej po wojnie, na odwrocie pieczątka „Foto-Fox” – A. Furtas, a chłopak na zdjęciu to Władek – mój dziadek od strony taty – który, może mieć tutaj jakieś 20-21 lat.  Istotne dla mnie są jego oficerki. Wspaniałe, wysokie, skórzane, wojskowe buty. Dziadek zawsze miał słabość do dobrych butów. Zapewne od niego przejęłam zamiłowanie do dobrej jakości obuwia, co w czasach ekologii i walki o prawa zwierząt, akurat nie wpisuje się w kanon tego, co dobre i właściwe. Ale to właśnie dziadek uszył mi pierwsze, prawdziwie skórzane buty. Dopracowane do ostatniego szwu, cudownie miękkie i wygodne. To właśnie z dziadkiem kojarzy mi się zapach kleju do skóry i to właśnie po nim zostało mi na pamiątkę szewskie szydło. Czy dziadek był szewcem? Nie. Całe życie pracował jako inspektor w fabryce, chociaż przypomina mi się również epizod ze stawianiem słupów wysokiego napięcia. Szewstwo było jego pasją, a nauczył się tego fachu, praktykując u szewca właśnie gdzieś przy kazimierskim rynku. W każdym razie o tych praktykach opowiadał nam zawsze, gdy wyciągał dratwę, nici, klej i wspomniane szydło. Najczęściej w wakacje i przy dźwiękach polki Lata z Radiem. Może przyjdzie jeszcze czas na „szewskie” opowieści?

Władysław urodził się w Wylągach w sierpniu 1924 roku jako najmłodsze dziecko Mikołaja i Marianny. W domu był już 13 – letni Janek i 4 – letnia Oleńka. Z jakichś powodów, być może ekonomicznych, pradziadkowie z dziećmi postanowili wyjechać z Kazimierza i osiąść na stałe w Tomaszówce w powiecie brzeskim. Z aktu małżeństwa Mikołaja i Marianny wynika, że oboje pracowali jako służący, może wyjazd z Kazimierza był dla nich obietnicą pracy na własny rachunek, poprawy warunków mieszkaniowych  i finansowych? Obecnie dziadkowa Tomaszówka znajduje się po drugiej stronie Bugu na terytorium Białorusi. Wśród starych rodzinnych pamiątek odnalazłam fragmenty pożółkłego pergaminu z wyrysowanym ręcznie planem domu, pieczęciami i podpisem architekta, z datą: sierpień 1926 r. Z innego dokumentu wynika, że dom w Tomaszówce został wybudowany dopiero w 1935 roku. Kiedy dokładnie pradziadkowie osiedlili się za Bugiem? Tego już niestety nie ustalę. Gdzieś w zakamarkach pamięci pojawia się wspomnienie o tragicznej śmierci Janka już w Tomaszówce. Adres domu – ul. Bulwarowa, być może właśnie tuż koło jeziora, w którym utopił się Janek. Miał wtedy około 17 lat. Zatem musiał to być rok 1928-29… Czy tak było faktycznie? Czy to jakaś inna opowieść rodzinna, która tkwi gdzieś w mojej pamięci? Czy pradziadek Mikołaj sam nadzorował budowę domu, czy mieszkali na kwaterze do czasu ukończenia budowy? Nikt już nie odpowie mi na te pytania. Z pewnością dom był duży, z werandą, dużym ogrodem i sadem. Dziadkowie spełnili swoje marzenia. Marianna mogła uprawiać warzywa w przydomowym ogródku i pielęgnować kwiaty, które kochała. Dzieci miały dużo miejsca do zabawy, chociaż musiały również pomagać w domowych obowiązkach.
Dziadek Władek uwielbiał opowiadać nam różne historie, a my lubiliśmy go słuchać, ale z opowieści o pobycie w Tomaszówce pamiętam tylko dwie. Może tylko do tych dwóch wspomnień wracał?  Czy nie chciał pamiętać tamtych czasów, czy uznał, że jesteśmy zbyt mali, by zrozumieć pewne rzeczy, nie wiem. Tak bardzo żałuję, że wtedy nie zadawałam pytań, bo dziś pozostają mi już tylko domysły… Nie pamiętam wspomnień o domu, kolegach, szkole. Nie wiem nawet, jak długo pradziadkowie mieszkali za Bugiem. Czy Władek chodził tam do szkoły? Z pewnością szkołę ukończył. Miał przepiękny charakter pisma, stara szkoła kaligrafii z cudownie równymi, kształtnymi literami. Pamiętał wiele wierszy, był niezwykle uzdolniony plastycznie – wspaniale malował i rysował. Czy nauczył się tego w szkole w Tomaszówce? Nie zachowały się żadne szkolne świadectwa…

Wspomnienie pierwsze – ułański ogier
Przyszedł wrzesień 1939 roku, wojska polskie po bohaterskich, ale dramatycznych walkach zostały rozgromione. 15 – letni wówczas Władek złapał na łąkach za domem wspaniałego, białego konia. Był to koń ułański, marzenie każdego młodego chłopaka, który z racji wieku nie dostał powołania do wojska. Złapanie konia nie było łatwym zadaniem, mimo iż konie te były oswojone. Koń kopnął chłopaka w klatkę piersiową, powodując przy tym ogromny ból, powstanie krwiaka i kilka złamanych żeber. Nie było to jednak w tym momencie ważne. Liczył się sam fakt posiadania konia! Dumny Władek przyprowadził zwierzę do domu, oczekując pochwały ojca. Niestety… to było już po agresji Sowietów na Polskę. Ojciec wiedział, że wojska radzieckie za chwilę będą w Tomaszówce. Ogier nie wyglądał na konia pracującego w polu, miał sierść powycieraną w miejscach, w których przypięte było siodło. Nikt by nie uwierzył, że jest to zwierzę gospodarskie, przyzwyczajone do pracy w polu. Z obawy przed represjami ojciec kazał puścić konia wolno. Władek przełykał łzy, a ból żeber jeszcze długo przypominał mu tę stratę…
O tym koniu powstawały tworzone przez dziadka i opowiadane nam - wnukom, wspaniałe bajki. Baśń o koniu złotogrzywym była moją ulubioną.

Wspomnienie drugie – nocna ucieczka
Wiosna 1943 roku. Niestety, nie jestem pewna tej daty. Mogło to być wcześniej lub później. Dziadkowie siadali do kolacji. Nagle do domu wbiegł sąsiad Ukrainiec. Kazał im jak najszybciej uciekać z Tomaszówki, bo za chwilę mogły się tu dziać straszne rzeczy. Mikołaj nakazał Mariannie i dzieciom spakować najpotrzebniejsze rzeczy i wraz z sąsiadami uciekać w stronę Bugu. Sam postanowił zostać i pilnować domu. Znali go i cenili w Tomaszówce wszyscy, nie wierzył więc, że mogłoby mu się tam stać coś złego.
Most łączący Tomaszówkę z oddaloną o 5 km Włodawą został zniszczony w 1939 roku, uciekinierom pozostała tylko przeprawa łodziami. Kiedy siedzieli w łódce, Władek widział czerwone łuny nad rodzinną wsią. A może to już też moje wspomnienia i wyobraźnia, pobudzana wspomnieniami innych ludzi, których relacje czytałam?.. Nikt nie wiedział, co tam się działo, które domy się paliły, co stało się z ojcem. Już nigdy go nie zobaczyli. Ja też nic nie wiem o jego dalszych losach. Nie mogę przypomnieć sobie żadnej historii związanej z Mikołajem. Nie zachowało się też żadne jego zdjęcie. Dziadek nigdy nie wspominał ojca, ale z pewnością o nim często myślał. Może dlatego „Powrót taty” Adama Mickiewicza był jego ulubionym wierszem?..
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze.


Marianna, Aleksandra i Władek wracają do Kazimierza. Nie wiem, gdzie mieszkają. Czy próbują nawiązać kontakt z Mikołajem, czy szukają go za pośrednictwem PCK, przez znajomych, sąsiadów wracających ze wschodu?  Aleksandra wkrótce wyjedzie do Tomaszowa Mazowieckiego, tam założy rodzinę i tam będzie mieszkać do śmierci.
Marianna umiera w 1945 roku, nie doczekawszy powrotu męża.
Władek ma 21 lat i stoi na kazimierskim rynku… Zaciśnięte usta, zmarszczone czoło, ręce splecione na wysokości piersi – typowa postawa zamknięta… Na nogach wspaniałe oficerki, marzenie każdego chłopaka w jego wieku. Czy patrzy na wschód? Na zdjęciu jest obrócony właśnie w tę stronę.  O czym myśli? O ojcu, który tam gdzieś został? Czy żyje, czy wróci, czy pozostał tam na zawsze, czy uda się odnaleźć jego prochy? A może myśli o zemście? Ale na kim i za co? Czy ma mścić się na losie za to, że u progu dorosłego życia pozostawił go zupełnie samego? Czy myśli o tym, że teraz, kiedy ma już oficerskie buty i wiek, w którym mógłby walczyć o wolność waszą i naszą, musi walczyć z… prozą życia?
Nie wiem, nie oglądałam wspólnie z dziadkiem tego zdjęcia. Znalazłam je zbyt późno, by móc czegoś więcej się dowiedzieć. Pozostają mi domysły i historie taka jak ta, o przystojnym chłopaku w oficerskich butach.
Autor: Edyta "June" Czerwiec
Zdjęcie z archiwum autora.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie
tekstu oraz zdjęć
bez zgody autora zabronione.

Data publikacji:

Autor:

Komentarze