„Popołudnie wspomnień o niezapomnianej Reni" przybliżyło nieco postać Ireny Lenartowicz. Jak wspomina Maja Raszewska, artystka pojawiając się w szarej Polsce przyciągała spojrzenia wszystkich wokół, gdyż wyglądała zjawiskowo, niczym piękny kolorowy ptak. Wszyscy uczniowie zabiegali o jej względy, nosili jej rysunki czy dokumenty. Każdy chciał być jak najbliżej tej niesamowitej kobiety.
- Ona traktowała nas jak swoje dzieci – mówi Maja Raszewska. – Zresztą później przybrała sobie Krzyśka Kieślowskiego i Jacka Skalskiego na swoich synów. Własnych dzieci nie miała, była rozwódką.
Jak wspomina Maja Raszewska, relacje przyjacielskie pomiędzy Ireną Lorentowicz a uczniami pojawiły się już na samym początku znajomości, czyli wraz z rozpoczęciem pierwszych zajęć z historii sztuki oraz techniki teatralnej.
- Ona od dziecka bywała w teatrze, szczególnie za kulisami, dlatego tak wiele o nim wiedziała – mówi Maja Raszewska. – Ojciec, będąc dyrektorem teatru, zabierał ją tam często ze sobą. Jak sama pisze w swojej książce „Oczarowania”, znała wielu z żyjących „pomników”, m.in. Jana Lechonia, Władysława Reymonta, Leopolda Staffa czy Stefana Żeromskiego.
Jak przyznaje Maja Raszewska, po tym jak ukończyła szkołę, spotykały się bardzo rzadko. Pewnie za rzadko, jak to w życiu bywa. Jednak we wspomnieniach Irena Lorentowicz jest zawsze żywa, zawsze pełna życia.
- Ona była nieustannie oczarowana życiem, światem i ludźmi – mówi Maja Raszewska. – Wiecznie młoda.
Irena Lorentowicz zmarła w 1985 roku w Warszawie. W Kazimierzu Dolnym bywała co roku, do późnej starości.