W telewizji polskiej przepracował 41 lat – od połowy lat 50 – tych XX w. do końca 1996 r. Chociaż z wykształcenia był architektem, sławę przyniosła mu praca spikera telewizyjnego. W telewizji był także lektorem, prezenterem „Dziennika Telewizyjnego”, a nawet aktorem, zazwyczaj wcielając się w rolę... samego siebie.
O Janie Suzinie mówią, że zakochany był w Kazimierzu od studenckich lat. Pierwszy jego pobyt w Miasteczku datuje się na rok 1948. W jednym z numerów Brulionu Kazimierskiego Jan Suzin tak wspomina:
„Był rok 1948. Studenci Wydziału Architektury, do których grona i ja się zaliczałem, jechali na swój pierwszy plener rysunkowy do Kazimierza. To zrujnowane wojną, ale ponoć wciąż piękne miasteczko znaliśmy tylko z opowiadań profesorów, a że mój Ojciec był jednym z nich, wiedziałem o nim dość sporo. Ale nie widziałem go nigdy.
Pociąg odchodził ze Wschodniego o 22. z groszami. Podróżowało się wtedy głównie „tow-osami”, wagonami towarowymi, przerobionymi za pomocą nieheblowanych desek na osobowe. Na owe czasy był to swoisty komfort, który nas również nie ominął. Już po sześciu godzinach byliśmy w Puławach. Przed stacją, zbudowaną na kształt starego dworku, panowała cisza. I noc. Dochodziła czwarta nad ranem.
Nagle zjawiła się skądś jakaś zardzewiała, rozklekotana ciężarówka, na której upchaliśmy się ciasno, na stojąco i "sub iove". Jechaliśmy objęci ramionami, półdrzemiąc, kontrując niebezpieczne wychylenia naszego wehikułu na zakrętach i modląc się w duchu o szczęśliwe dotarcie do celu. Mijaliśmy jakieś uśpione wioski, szpalery starych, potężnych drzew, aż wreszcie ktoś zakrzyknął: „Kazimierz!!!”. I byliśmy na miejscu. Jechaliśmy teraz między domkami, których zarysy widać było coraz wyraźniej na tle szarzejącego nieba. Potem nasz wehikuł stanął, wysypał nas i odjechał.
Zapanowała cisza. Rozejrzałem się dookoła. Nad nami, po lewej stronie piętrzyła się szara bryła szkoły, w której mieliśmy kwaterować. Niestety pan woźny, który miał klucz, jeszcze spał i trzeba było czekać. Po prawej stronie stał jakiś domek, którego okna znajdowały się może metr nad poziomem chodnika. Pod jednym z nich postawiłem plecak i przysiadłem na brzegu jezdni. Za plecami miałem drewniany, okrągły słup starej latarni, rzucającej rozproszone, mdłe światło spod krzywego, blaszanego kołnierzyka. Oparłem się o ten słup. Zmęczenie wzięło górę i – przysnąłem. Kiedym się ocknął, był dzień, była zieleń, śpiew ptaków i wszechogarniający mnie Kazimierz.”
Suzin – jak wspomina Stefan Kurzawiński – przyjeżdżał do Kazimierza wraz z żoną Alicją Pawlicką – aktorką, najczęściej w sezonie urlopowym. Spędzał czas na kontemplowaniu ludzi i Miasteczka – nierzadko siadywał na murku przed Rynkową, by patrzeć na Kazimierz z perspektywy słynnej"Gapiej Górki". Był aktywnym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierza Dolnego.