Piotr Bikont był znany także jako recenzent kulinarny. W takim charakterze pojawiał się w Kazimierzu jako juror kolejnych Turniejów Nalewek w słynnej Knajpie u Fryzjera czy z promocją swojej książki "Kuchnia żydowska według Balbiny Przepiórko" w Restauracji Vincent na Krakowskiej.
Lubił Kazimierz. Kazimierzacy znali jego charakterystyczną postać. Garść wspomnień nadesłali do naszej redakcji autorzy „Kuchni Słowian” Hanna i Paweł Lisowie.
Życie bywa okrutne. Potrafi uderzyć boleśnie, celnie, chciałoby się powiedzieć – cynicznie.
Piotra poznaliśmy dwa lata temu w Poznaniu. Wtedy powiedział, że on i jego małżonka lubią Kazimierz – bywali tu przy okazji „Turnieju Nalewek” i nie tylko. Drugi raz zobaczyliśmy się ledwie miesiąc temu we Wrocławiu na festiwalu „Europa na widelcu”, który sam wymyślił i wspólnie z Robertem Makłowiczem realizował, animował i prowadził. Rozstaliśmy się po północy, kończąc miły bankiet, po długich rozmowach. Nie mogliśmy przypuszczać, że już nigdy z Piotrem nie będzie nam dane pogadać…
Piotr Bikont – wiele osób, podobnie jak my, słyszało o nim jako o reżyserze teatralnym, dziennikarzu, publicyście oraz uznanym krytyku kulinarnym. Jednak informacje zaczerpnięte z mediów w żaden nie oddawały uroku tego Człowieka. Mogli tego doświadczyć ci, którym dane było poznać go osobiście. Nam było to dane.
W lobby poznańskiego Sheratona w iście tropikalne dni sierpnia 2015 roku pojawił się w nieodłącznym obszernym bawełnianym podkoszulku, luźnych spodniach i nieodłącznych sandałach. Tam go poznaliśmy. Później mieliśmy okazję wspólnie wystąpić w konferencji otwierającej kolejny Ogólnopolski Festiwal Dobrego Smaku. W wydarzeniach towarzyszących tej imprezie, z reguły związanych z konsumpcją wyrafinowanych dań, nawiązujących do rocznicy chrztu Mieszka I, coraz bliżej poznawaliśmy człowieka ciekawego świata i jego smaków, erudytę, humanistę, który jednocześnie posiadał wyjątkową umiejętność dystansowania się do realiów otaczającego go świata. Z wielką łatwością i znawstwem poruszał się podczas luźnych dywagacji zarówno w temacie wyrafinowanych kulinariów jak i w świecie teatru, opery, literatury, mediów.
Do Wrocławia na tegoroczną edycję „Europy na widelcu” zaprosił nas osobiście. Krótki telefon kwietniowym wieczorem, lakoniczne słowa, z których przebijała sympatia – może coś więcej? – dla naszej „Kuchni Słowian” i propozycja spotkania autorskiego we Wrocławiu. Spotkanie to było wyjątkowe. Liczba atrakcji festiwalu mocno ograniczyła liczbę jego uczestników i zamiast na kanapie ustawionej na scenie w świetle jupiterów, w kameralnym gronie rozmawialiśmy z najbardziej zdeterminowanymi gośćmi przy klubowych stolikach i wyśmienitym piwie. Najmilszymi gośćmi byli Piotr i jego Małżonka. Na zakończenie – Piotr jako gospodarz dbał, aby nie spóźnić się na oficjalny bankiet – stwierdziliśmy, że było to spotkanie jedyne w swoim rodzaju, z wyjątkową publicznością. Czy mogliśmy jednak spodziewać się, że po raz ostatni będzie nam dane wtedy dyskutować z Piotrem o tajnikach wczesnośredniowiecznej kuchni, że „wyjątkowość” tego spotkania okaże się tak definitywna? Potem bankiet, uśmiechy, zdjęcia, luźne rozmowy, plany na przyszłość…
Dziś to wszystko nabrało innego wymiaru. Nagle teraźniejszość okrutny los przeniósł do nieodwracalnego rozdziału przeszłości. Nie spotkamy już Piotra na kulinarnych festiwalach Poznania, Wrocławia, Lublina, Białegostoku, nie spotkamy Go już w Kazimierzu. Jednak my nigdy nie zapomnimy i zawsze będziemy wdzięczni losowi, że dane nam było poznać tego mądrego, dobrego Człowieka.
Hanna i Paweł Lis
Foto: z archiwum Hanny i Pawła Lisów