„Każda łza uczy nas jakiejś prawdy” - Ugo Fascolo.
Kiedy we wrześniu rodzice powiedzieli mi, że jestem administratorem trzech grobów, wzdrygnęłam się, pewnie zmarszczyłam brwi, bo mama sama z siebie zaczęła mi tłumaczyć:
— Jesteś najstarsza, byliśmy dziś z ojcem na plebanii, opłaciliśmy należności za cztery lata do przodu, no i ciebie
wskazaliśmy jako administratora i zarządcę.
Trzy miesiące później, trzy dni przed Wilją jeden z tych trzech grobów przyszło nam w łzach, śniegu i mrozie otworzyć.
Jeden z nich, nieotwierany ponad pół wieku, okazał się kopułkowy, łukowy z białego kamienia. Zbudowany solidnie, jak tutejsze stare kamienice.
— Tato, takie kopułkowe groby budowano w 1927 roku? — spytałam.
Wtedy pochowano w tym grobie mojego pradziadka, Franciszka Pisulę.
— Dziecko, to Kazimierz, kamień jest tu od wieków naturalnym budulcem.
— Ale te łuki, sklepienia?
— Tak się wtedy budowało lub chowało w ziemi.
Grabarz, który otworzył ten grób, był zdziwiony, że po tylu latach jest w idealnym stanie, że...
— To zasługa kamienia, który tworzy specyfi czny klimat — tłumaczył.
— Wybiałkowałem od środka, ułożyłem sztuczną trawę, żeby pan Antoni miał czyściutko.
Nie rozumiem tego, bo od dziecka wiem, że biały kamień nie nadaje się na fundamenty, bo się lasuje, łapie wilgoć, od dziecka to słyszałam.
Dlaczego więc tu na Górce nie łapie? Ale na przeciwległej tej zamkowej też nie łapie, skoro budowle stoją tam wieki.
Myślę sobie, że przez ten biały kamień, te łuki i sklepienia pochowaliśmy stryja w komnacie, a nie w grobie.
Ale gdy staję przy tym grobie, choć oczy to widziały, nie wyobrażam sobie, że on w nim leży. Czuję go jakoś obok, blisko, tuż-tuż. Bez zmysłu słuchu odbieram, co do mnie mówi. Wiem, że to nieracjonalne, ale w odczuciach prawdziwe.
Rozglądam się więc po podwórku, po polach z nadzieją, że zobaczę jego znajomą sylwetkę. Dotykam jego rzeczy z niezrozumiałą przyjemnością.
Gdy podzieliłam się tymi odczuciami z ojcem, powiedział mi:
— Świadomość przychodzi powoli.
— Tato, do mnie chyba bardzo powoli.
„Ona jest jak zapora”, pomyślałam. Wypiera i wpuszcza tyle, żeby nadążało w obolałe serce wsiąkać...
Mama mojego przyjaciela pytana, ile wody dodać, zagniatając ciasto drożdżowe, mówiła: „Ile zabierze”.
Świadomość przychodzi powoli. W porcjach. Jest jak ciasto drożdżowe.
Zagniatane, potrzebuje tyle wody, ile zabierze.